chyba dopadł mnie kryzys....
nie podoba mi się już absolutnie NIC!!!
doszłam do wniosku, że wszystko, co do tej pory wybrałam, nie jest tak naprawdę wybrane przeze mnie....nic nie jest mojego....wszystko to kompromis...
sukienka - wybrałam inną, ale to był projekt autorski i trzeba było kupić - 3500 - rodzice płacą za sukienkę i stwierdziłam, że to dla nich za dużo...
restauracja - miała być Ładoga, ale bali się, że goście popiją i będą mieli głupie pomysły...za to teraz mam restauracje - klimacik super - ale kierownik to szczyt niekompetencji ... wieczne szarpanie, umawianie, łażenie...
dj - masakra...dramat...jakiś taki....amator....ale w cenie restauracji, więc nie można nic zmienić...
hotel-skończyło się na tym wybranym przez rodziców, bo pani nie chciała oddać zaliczki
samochód - mój R. wybrał - ja wolałabym bentleya....
zaproszenia - chciałam inne....
nawet lista gości była modyfikowana...
kwiaty....mama nie chce widzieć kali, teściowa lilii....ciągle coś
każdy ma jakiś pomysł na ten ślub...i ja jak zwykle chcę zadowolić wszystkich....
no i teraz tylko
idę na saunę.....małe spa.....może pomoże....ewentualnie lody, lody, lody....