Netula, ze Stolarzowickiej na Felińskiego to niedaleko, a jednak

Witam nowe podczytywaczki

Tak więc skończyłam na piątku wieczorem. Jak już wspomniałam, byłam tak strasznie zmęczona poprzedzającymi dniami, że usnęłam momentalnie. Często przed egzaminami na uczelni miałam takie noce, kiedy nie mogłam zasnąć, wierciłam się w łóżku, po głowie cały czas kłębiły mi się myśli jak to będzie. A w piątek był prawie pełen luz. Prawie, bo gdzieś tam czuć było takie przyjemne motylki w brzuchu, podekscytowanie.. Ale większych nerwów nie było.
Nastawiłam sobie budzik na 5.50, ale tak się akurat stało, że w piątek po południu spadła mi komórka tak niefortunnie, że odpadła klapka z baterią. Przez to zresetowały się ustawienia daty i czasu i budzik obudził mnie dwadzieścia minut po północy. Przez chwilę nie wiedziałam co jest grane, czy to już, ale jakoś podejrzanie ciemno było na dworze

W sobotę rano sobie wstałam koło 6 i pierwsze co zrobiłam to oczywiście sprawdziłam pogodę za oknem. Uff, po całym tygodniu deszczu, piątkowej burzy z oberwaniem chmury, w sobotę za oknem było piękne niebieskie niebo. Sama się do siebie uśmiechałam

Wykąpałam się, umyłam włosy, zjadłam na spokojnie śniadanko. Zostawiłam kotu duuużą michę z jedzonkiem. Wszystko dalej bez nerwów, chociaż motylków w brzuchu się trochę więcej zrobiło. Dwadzieścia po siódmej na spokojnie wsiadłam do autka i pojechałam do kwiaciarni po kwiaty do włosów. Byłam dużo przed czasem więc zdążyłam jeszcze zadzwonić do narzeczonego. Był w wesołym humorku, prawie widziałam jak się uśmiecha. Wszystko było pięknie, tak jak miało być

Kwiaciarka przyszła trochę przed czasem, dała mi kwiaty do włosów, zerknęłam jeszcze na mój bukiet... Nie do końca był taki jak chciałam, nie tak go sobie wyobrażałam, ale i tak był piękny i myślę, że dobrze pasował do całości.
Uzbrojona w kwiaty ruszyłam autkiem pod salon fryzjerski. Pani Asia już czekała, jej zachwytom nad kwiatami nie było końca

Rzeczywiście, prezentowały się idealnie, prawie jak sztuczne

Potem kręcenie włosów na grube wałki, odsiedzenie swojego pod suszarą, ściąganie wałków, wsuwki, lakier, wsuwki, lakier, lakier... Fryzura wyszła pięknie, kwiaty dopełniły całości.
Była 9.40 jak wychodziłam z salonu, znowu w samochód i jazda na makijaż do Sephory. Znowu byłam trochę za wcześnie, ale grzecznie czekałam na ławeczce aż otworzą. Ludzie troszkę dziwnie się na mnie patrzyli, ale co mi tam. Równo o 10 wparowałam do salonu, pani makijażystka miała już wszystko przygotowane. Poszło szybko i sprawnie. O 10.30 już pędziłam autkiem do rodziców.
Niestety, ponieważ byłam wszędzie sama nie mam ani zdjęć z robienia fryzury, ani z makijażu

zdjęcia z przygotowań w domu będą dopiero jak dostaniemy zdjęcia od fotografa.
Podjeżdżając pod blok rodziców widziałam już pięknie ustrojone nasze autko ślubne

Micha mi się znowu zaśmiała. W środku mama z siostrą (moją świadkową) już się krzątały po domu. Ja weszłam, na spokojnie się napiłam i przebrałam w ślubną bieliznę. Założyłam jeszcze halkę i w takim stanie czekałam na fotografa

