e-wesele.pl
Bebikowo => Po tej stronie brzuszka => Wątek zaczęty przez: rybkawiedenka w 31 Stycznia 2007, 22:48
-
Przyszłe mamy - zastanawiacie się czasem nad tym? W końcu depresja poporodowa dopada od 50 do 80 procent młodych matek. Czy wiemy czym jest baby Blues? Wiemy jak sobie z nim radzić??? Przeglądam formu i od jakiegoś czasu widze ze nie piszemy tu o trudnych tematach. jak wiecie jestem psychologiem i interesują mnie różne aspekty rodzicielstwa, nie tylko te fantastycznie pozytywne..... Jest tyle "niespodzianek" które mogą nas zaskoczyć. Nie poruszamy tematu utraty dziecka, nie rozmawiamy o adocji ( a moze są wśród nas te które o tym myślą?), o deprasjach i kłopotach w rodzinach. Wiem że to tematy osobiste...ale może ktoś ma potrzebe coś napisać albo czegoś się dowiedzieć. Jeżeli będziecie chciały to napisze tu troche o depresji poporodowej. Ale nic na siłe.
-
Jeżeli będziecie chciały to napisze tu troche o depresji poporodowej.
pewnie Rybko dobry pomysł...zawsze lepiej, gdy mozna o czymś poczytać i dowiedzieć się jak ewentualnie cholerstwu zaradzić...za wczasu....rzecz jasna...
-
my również składniamy sie do adopcji.. mamy zuzię w drodze więc plan przesuniety jest na plan dalszy ale.. kto powiedział,ze bedziemy mogli mieć drugie.. powtarzac procedurę???? ehhhhhhhhhhhhhhhhhh
-
Czyli jednak cośw nas siedzi takiego ze tematy są ale boimy sie o nich mówić.... My co prawda narazie o adopcji nie myślimy ale ja rozważałam taką ewentualnośc gdyby nam z Mn nie wyszło.....Teraz rozpoczeliśmy rozmowy o testamencie,.......chcemy napisac go przed urodzeniem sie tosi albo zaraz po. Trudny to temat, chcemy zawrzefc tam info kto ma objąćprawną opieke nad dziecmo gdyby nagle nam obojgu coś się stało (jakoś nie chce sięo tym myśłeć), kto będize zarządzał finansami. Co będize z Kasia - bo prawnie ojciec może ja zabrac ale wtedy rozdziela sie rodzeństwo. JA ze swojej strony chce sie dowiedziec co bedzie jezeli odejde a M nie to czy zabiorą mu Kasie? Naprawde trudny orzech do zgryzienia....
-
aga.. a M nie adoptowal kasi??? to by w 100% rozwiązało problem ( tak własnie zrobił brat mojego taty.. adoprował córke cioci żeby nie było w przyszłości docinków rówieśników + problemow prawnych.. zdarza się,ze tatuncio przypommina sobie o córce dopiero po 3 - 4 latach kiedy ta ma juz ukonczone dobre studia, ma dobrze płatna prace itp.. po to tylko żeby żerowac na niej)
kto u was ma prawa rodzicielskie?? jesli sad przyzna je M to dawca nasienia nie bedzie mógł jej tkac..
poza tym.. to twój mąż jest dla niej ojcem.. to onsie nia zajmuje, wychowuje, utrzymuje.. nie bedzie łatwo odebrać mu kasie..
my narazie nie myslimy o testamencie ale o zabezpieczeniu finansowym.. chcemy stworzyc fundusz dla zuzi na który beda odkładane pieniazki na jej edukację ( w koncu rząd uchwali płatne studia.. tak jest na całym swiecie) i na jej zycie gdyby nas z jakiegosta, powodu zabrakło..
chcielibysmy , nasza myszkę, zabezpieczyc w każdy mozliwy sposób ale niestety nie jesteśmy w stanie wszystkiego przewidzieć..
-
Z tego co wiem, to M Rybki nie może adoptować Kasi, bo ona ma przecież Ojca, który ma prawo do opieki. A dwóch Tatusiów za bardzo mieć nie można w naszym kraju.
Testament to dobra rzecz, gdy ma się dzieci, bo wtedy można być spokojnym o ich ew. bezpieczeństwo, gdyby nas zabrakło (tfu!tfu!). My na razie o tym nie myśleliśmy, ale pewnie trzeba będzie za jakiś czas coś na kształ testamentu spisać. Takie oświadczenie woli, które będzie w jakimś sensownym miejscu położone.
Ja się zastanawiałam nad tą depresją poporodową. Bo to jest chyba bardzo mocno niezależne od matki dziecka prawda? I pojawia się właściwie dopiero po porodzie? Mnie się wydaje, że to dotyka przede wszystkim kobiety silne, które w życiu nie pozwalają sobie na słabości, są czynne zawodowo, mają dużo znajomych i prowadzą dość "bujne" życie towarzyskie czyli wychodzą na przyjęcia czy gdziekolwiek kilka razy w tygodniu. A tu nagle pojawia się mały człowiek, który wymaga STAŁEJ uwagi i opieki i no nie oszukujmy się - taka kobieta właściwie zostaje sama z tym wszystkim. Mąż pomaga, ale przecież też nie weźmie na siebie opieki nad dzieckiem (zwłaszcza noworodkiem) całkowicie. Przyjaciółki się odsuwają, bo miło jest przyjść na godzinę i popatrzeć na małe stópki, ale potem fajnie jest wrócić do swojego świata i pójść na kawę do knajpki. Więc taka mama zostaje sama w czterech ścianach, nie ma siły się pomalować, ładnie ubrać, dziecko płacze... Depresja murowana. Czy ja źle rozumuję? :)
-
my narazie nie myslimy o testamencie ale o zabezpieczeniu finansowym.. chcemy stworzyc fundusz dla zuzi na który beda odkładane pieniazki na jej edukację ( w koncu rząd uchwali płatne studia.. tak jest na całym swiecie) i na jej zycie gdyby nas z jakiegosta, powodu zabrakło..
dobry pomysł, muszę przyznać, że jesteście bardzo świadomymi rodzicielami i podziwiam Was za to
my też z mężem myśleliśmy o adopcji, tzn. nie tak dosłownie bo to było jeszcze przed czasem, jak rozpoczęliśmy starania, ale od zawsze wiedzieliśmy że chcemy mieć dzidziusia i jakby nam coś nie wyszło to napewno byśmy skłanaili się ku adopcji - tylko zawsze zastanawiałam się jakby powiedzieć dziecku o tym że jest adoptowane, żeby nie wpłynęło to zbyt negatywie na nasze stosunki... ale temat na razie zamknięty bo mały szkrabik rośnie w brzuszku :)
co do depresji poporodowej- to muszę się przyznać że dosyć często o tym myślę, tzn.nie co to, czy dlaczego - tylko czy mnie to dotknie? wiem że jestem strasznie rozchwiana emocjonalnie (tzn. od jakiegoś czasu, ślub, bejbik jest już znacznie lepiej, mam w miarę ustabilizowaną sytuację) ale jakoś tak zawsze było że często zdarzało mi się wpadać w psychiczne dołki, płakać, tworzyć sobie problemy gdzie tak naprawdę one nie istniały... myślę że teraz jest znacznie lepiej ale zdaję sobie sprawę że w "sprzyjajacych" okolicznościach znów mogę w to popaść i dlatego się martwię czy podołam nowej sytuacji, czy sprawdzę się jako mama, czy dam radę?...
cieszę się bardzo (z całego serca) że maluszek jest we mnie i że niedługo zostaniemy rodzicami ale też się martwię czy to nas nie oddali, czy nie będe sfrustrowana że nie daje rady, jestem niewyspana, niezadbana, nie mam czasu dla siebie albo męża, czy poradzi sobie z tym że dzidziuś będzie na 1-szym miejscu itp. itd.
po prostu nie chce czegoś popsuć :(
P.S. ale się wynurzyłam :) ale Rybka sama chciała
-
Monia to nie jest tak prosto.....Jużto chyba w kasi wątku tłumaczyłam. Sąd nikomu nie przyznał praw, nie było śłubu nie było rozwodu, nie było takiej potrzeby. W świetle prawa mamy identyczne prawa do Kasi. Teoretycznie ktos mógłby uznać za nadal mieszkamy razem i wychowujemy wspólnie dziecko. Zeby M mógl ją adoptować ,albo chociaż stać sie jej prawnym opiekunem Seba musiałby sie tych praw zrzec. Rozmawialiśmy już o tym z nim. On nie chce. I ja go nie zmusze. To że M jest moim mężem nie ma żadnego znaczenia. Prawnie ojcec jest i M nie ma nic do gadania. NAwet w takich kwestiach jak papiery do szkoły albo paszport.
-
ale Rybka sama chciała
Tajusiu tu nie chodzi o mnie ale o pewne poczucie tego żę nie tylko mamy dobre dni, zero problemó i obaw. Skoro radzimy sięsiebie w najrozmaitrzych, intymny często tematach pomyślałam że może komuś przyda sie takie gadanie o problemach.
-
Mnie się wydaje, że to dotyka przede wszystkim kobiety silne, które w życiu nie pozwalają sobie na słabości, są czynne zawodowo,
o żesz.. no to ja jestem skazana :drapanie:
najwazniejsze to miec oparcie w pidu.. bierze 2 tyg wolnego na opieke na mnei i dzidzię.. w tych pierwszych dniach bedzie z nami.. mam nadzieję ,ze bedzie nam łatwiej..
NAwet w takich kwestiach jak papiery do szkoły albo paszport.
no to faktycznie masz rację.. seba może walczyc o kasię i moga rozdzielić dzieciaczki.. :(
-
Beth - depresja dotyka nie tylko te silne - niestety grozi każdej z nas, bez względu na ilość posiadanych dzieci.....
"Baby Blues", to termin, który przywędrował do nas z USA i za sprawą prasy kobiecej przyjął się w Polsce. Inaczej powiedzielibyśmy: "przemijająca, krótkotrwała chandra", "smutek trzeciego dnia", itp. Dotyczy on od 50 % do 80 % kobiet, które właśnie urodziły dziecko. Można więc rzec, że jest to powszechny, ogólnie znany stan. Ma szybki początek, pojawia się mniej więcej w 3 dni po porodzie, może trwać od kilku godzin do około tygodnia. Początek Baby Blues koresponduje ze zmianami hormonalnymi w początkowym okresie połogu. Następuje wtedy ostry spadek estrogenu i progesteronu - hormonów, które w czasie ciąży podwyższyły swój poziom aż 10-ciokrotnie. Ale nie tylko te hormony ulegają w tym czasie gwałtownym zmianom, także: prolaktyny, kortyzol, aldosteron, oksytocyna, wazopresyna, cAMP i inne. Nazwa "blues" czyli "smutek" może być dla niektórych myląca, ponieważ nie u wszystkich kobiet przeżywających "syndrom trzeciego dnia połogu" dominującym nastrojem jest przygnębienie! Część kobiet generalnie czuje się szczęśliwa, a mimo to podlega pewnym charakterystycznym objawom tej przypadłości. Poporodowy blues znany jest wielu kulturom i nie zależy w żaden sposób od sytuacji życiowej kobiety, od jej statusu socjo-ekonomicznego, od ewentualnych położniczych komplikacji, czy od psychiatrycznej historii chorób. Objawy charakterystyczne:
huśtawka nastrojów
częsty płacz i poczucie, że nie da się go powstrzymać, nie zawsze też udaje się kobiecie rozpoznać przyczyny, dla których płacze lub ma ona poczucie, że nie jest zdolna się rozchmurzyć
kłopoty ze spaniem, np. z zaśnięciem, rozbudzanie się w nocy bez powodu, bardzo wczesne ranne rozbudzenie i brak możności ponownego zaśnięcia, itp.
zmęczenie oraz poczucie braku energii potrzebnej by "jakoś przebrnąć przez ten dzień",
problemy z koncentracją uwagi, roztargnienie
irytacja lub gniew, czasem bez wyraźnego powodu
zaburzenia apetytu, a więc np. niechęć do spożywania potraw lub też duży głód i "zachcianki" pokarmowe
możliwe zaniepokojenie, nerwowość, napięcie; błahostki mogą urastać do rangi wielkich problemów,
uczucie "nie jestem sobą, to przecież nie ja!"
nadwrażliwość emocjonalna
Młodym matkom doświadczającym baby blues powinno sie pozwolić wyrażać uczucia nimi targające. Jeśli chce im się płakać - niech płaczą i niech nie czują się z tego powodu dodatkowo zażenowane. Mówienie: "weż się w garść!" w tej sytuacji jest zupełnie nie na miejscu. Trzeba pamiętać o tym, że świeżo upieczona matka często bywa bardzo wrażliwa na to, co mówią do niej bliscy i personel szpitalny. Tak więc takt i emaptia ze strony personelu w tym trudnym dla pacjentki okresie będą po prostu zbawienne. Najważniejszą chyba sprawą jest zapewnienie odpoczynku. Równie ważne aby ktoś wysłuchał relacji kobiety, by mogła ona zwierzyć się ze swych trosk, niepokojów, opowiedzieć o trudach ostatnich wydarzeń. Wielu psychologów postuluje aby pacjentki przygotowujące się do porodu były rutynowo informowane przez personel o możliwych zaburzeniach emocjonalnych okresu połogu. W ten sposób nie tylko łatwiej i szybciej wykrywałoby się poważniejszą depresję poporodową. Przyniosłoby to też inny ważny efekt - kobiety cierpiące z powodu baby blues miałyby świadomość powszechności i normalności tego zjawiska, nie musiałyby się czuć winne z powodu swoich "wariactw". Wielokrotnie daje się zauważyć, że kobiety przechodzące ten czas trudnych zmian fizjologicznych i psychicznych izolują się od ludzi z obawy bycia posadzoną o "szaleństwo". Boją się także, że zostaną uznane za "złe" matki, gdyż zamiast okazywać radość z narodzin dziecka wybuchają gniewem i płaczem. Tymczasem, to co dzieje się z ich reakcjami emocjonalnymi jest tylko prostym odbiciem raptownych fizjologicznych zmian oraz zwykłego wyczerpania i wszyscy powinniśmy mieć świadomość, że młoda matka nie może zostać pozostawiona sama sobie.
Ważne by świeżo upieczona mama pozostała otwarta wobec męża i bliskich i by nie wahała się prosić o pomoc przy pracach domowych czy opiece nad dzieckiem. Młodzi rodzice powinni wiedzieć, że baby blues szybko i zawsze mija, nie wymaga żadnego leczenia, jest powszechny i naturalny i nie niesie ze sobą żadnych konsekwencji. I na koniec: pomóżmy kobiecie być realistyczną wobec macierzyństwa ! Musi ona mieć świadomość tego, że dojście do siebie i nauczenie się matczynych umiejętności wymaga czasu, i że potrzebuje i zasługuje na wsparcie ze strony bliskich !
TO tak troche na ten temat :)
I wszystko byłoby fajnie gdyby nie fakt ze oprócz Babt blues'a jest jeszcze coś:
Przyszli rodzice powinni wiedzieć, że po wydaniu dziecka na świat u młodej matki mogą się zdarzyć zaburzenia emocjonalne. Znane są trzy formy zaburzeń afektywnych związanych z urodzeniem dziecka:
- "baby blues" bardzo powszechny i trwający zaledwie kilka do kilkunastu dni stan drażliwości i chwiejności emocjonalnej, nie wymagający leczenia, wynikający bezpośrednio z gwałtownych zmian hormonalnych i wyczerpania;
- depresja poporodowa rzadziej występujący stan poważnej depresji, o dłuższym przebiegu, nie do końca jasnej etiologii; leczenie znacznie poprawia jakość życia cierpiącej kobiety a także jej rodziny - i to jest to o czym często nie chce sie mówić. MOja mama cierpiałą na ten stan ok rok po urodzeniu mnie. Nie wychodziła z domu, z nikim się nei spotykała.
- poporodowa psychoza bardzo rzadkie, poważne psychiatryczne zaburzenie, z halucynacjami i złudzeniami, chora wymaga hospitalizacji i farmakoterapii, należy też brać pod uwagę zagrożenie z jej strony w stosunku do dziecka;
-
dzięki za to co napisałaś - warto poczytać i chyba też dam mojemu mężowi pod nosek, żeby potrafił zrozumieć :przytul:
-
rybkawiedenka, Ty złot kobieta jesteś :serce:
-
dzięki za to co napisałaś -
, Ty złot kobieta jesteś
W końcu wiedza ze szkoły sie przydaje :)
Jak chcecie więcej to ja moge pisac :)
-
Jak chcecie więcej to ja moge pisac :)
of course :D pisz bo to ważne rzeczy są, wiele kobiet się z tym boryka, jak rozmawiam w pracy to się okazuje, że wiele Mam przez pierwsze kilka dni ma załamkę
-
wiecie co... mi to chyba nie przeszo tak do konca.... :'(
-
:klnie:
znowu zjadło mi posta
generlanie chciałam napisać, ze mnie raczej baby blues nie minie
juz teraz nie jest dobrze..... ::)
-
u mnie tez czasem jesy ostro
placze przez cały dzien z glupoty jakiejs
-
Rybko a przez ile czasu po porodze moze sie pojawic depresja poporodowa ???
-
Rybko mozesz odpisac :)
-
Typowa depresja poporodowa może się pojawić od 2 do 6 tygodni po porodzie. Potem nie występuje już jako depresja poporodowa (post partum depression). Zdarza się późniejsza depresja ale ta raczej wiąże sięz natłokiem obowiązków, brakiem pomocy, zmęczeniem itd. Dla zaintreresowanych polecam mój wątek - ja to przechiłam ostatnio.
-
Trochę zastanawiałam się, czy odświeżać ten wątek, wszak już dosć długo nikt w nim nie pisał. Ale... Nie znalazłam innego miejsca na forum, w którym mogłabym się zwierzyć ze swoich odczuć tak, aby nie straszyć forumek w ciąży.
No cóż, mój synek ma prawie 2 miesiące a ja...przestałam go chyba kochać... Nie umiem tego inaczej wyjaśnić. Gdy płacze mam ochotę uciec i udać, że to nie moje dziecko. Nie potrafię malca dotknąć, nie mówiąc o przytuleniu! Jedyne emocje jakie Max we mnie wzbudza to te negatywne, z których najdelikatniejsza jest niechęć...Wkurza mnie, gdy płacze, irytuje mnie, gdy domaga się mojej uwagi. Jak muszę go nakarmić i mały pluje mlekiem to normalnie krew mnie zalewa...
A najgorsze jest to, że nie wiem jak z tymi negatywnymi emocjami walczyć, bo przecież jeszcze 4-5 dni temu byłam w tym dziecku po uszy zakochana! Świata poza nim nie widziałam! O ciążę długo się starałam, w ciąży byłam przeszczęśliwa, cieszyłam się, gdy w połogu ominęły mnie chandry, małego ciężko mi było z ramion wyjąć...A teraz TO.
Efekt taki, że dzieckiem opiekuje się mąż, ja nie potrafię się nawet zdobyć na wyjście z domu. Miałam dziś jechać do mamy pogadać o tym wszystkim, ale nie mam siły. Najchętniej nie wychodziłabym z łóżka, tylko siedziałabym pod kołdrą i płakała... Zmuszam się, by wstać rano i jakoś dobrnąć do wieczora, zmusić męża by w nocy zajął się małym i chcę iść spać, a zasnąć nie mogę. Nie jem, nie piję, tylko ryczę z bezsilności i złości na siebie. Boję się powiedzieć mężowi, co ze mną nie tak, boję się jego reakcji na moje słowa "chyba nie kocham naszego dziecka". Przykro mi to mówić i przyznać się przed samą sobą, ale- nie nadaję się na matkę. Bo co za matka czuje niechęć do swojego dziecka?? Chyba tylko właśnie ta najgorsza...
-
Fasolku pierwszy krok to chyba przyznanie się przed samym sobą że coś jest nie ta, Ty go uczyniłaś, teraz na Twoim miejscu poszukałabym pomocy u profesjonalisty.
-
Fasolku przede wszystkim zacznij od rozmowy z mężem. Powiedz mu co czujesz i powiedz że ci z tym żle. Ale nie miej do siebie żalu, miliony kobiet na świecie NIC nie czują do swoich dzieci przez długie miesiące i wychodzą z tego.
Postaraj się przejżeć ten wątek, wybrałm istotną jego część....
Młodym matkom doświadczającym baby blues powinno sie pozwolić wyrażać uczucia nimi targające. Jeśli chce im się płakać - niech płaczą i niech nie czują się z tego powodu dodatkowo zażenowane. Mówienie: "weż się w garść!" w tej sytuacji jest zupełnie nie na miejscu. Trzeba pamiętać o tym, że świeżo upieczona matka często bywa bardzo wrażliwa na to, co mówią do niej bliscy i personel szpitalny. Tak więc takt i emaptia ze strony personelu w tym trudnym dla pacjentki okresie będą po prostu zbawienne. Najważniejszą chyba sprawą jest zapewnienie odpoczynku. Równie ważne aby ktoś wysłuchał relacji kobiety, by mogła ona zwierzyć się ze swych trosk, niepokojów, opowiedzieć o trudach ostatnich wydarzeń. Wielu psychologów postuluje aby pacjentki przygotowujące się do porodu były rutynowo informowane przez personel o możliwych zaburzeniach emocjonalnych okresu połogu. W ten sposób nie tylko łatwiej i szybciej wykrywałoby się poważniejszą depresję poporodową. Przyniosłoby to też inny ważny efekt - kobiety cierpiące z powodu baby blues miałyby świadomość powszechności i normalności tego zjawiska, nie musiałyby się czuć winne z powodu swoich "wariactw". Wielokrotnie daje się zauważyć, że kobiety przechodzące ten czas trudnych zmian fizjologicznych i psychicznych izolują się od ludzi z obawy bycia posadzoną o "szaleństwo". Boją się także, że zostaną uznane za "złe" matki, gdyż zamiast okazywać radość z narodzin dziecka wybuchają gniewem i płaczem. Tymczasem, to co dzieje się z ich reakcjami emocjonalnymi jest tylko prostym odbiciem raptownych fizjologicznych zmian oraz zwykłego wyczerpania i wszyscy powinniśmy mieć świadomość, że młoda matka nie może zostać pozostawiona sama sobie.
Ważne by świeżo upieczona mama pozostała otwarta wobec męża i bliskich i by nie wahała się prosić o pomoc przy pracach domowych czy opiece nad dzieckiem. Młodzi rodzice powinni wiedzieć, że baby blues szybko i zawsze mija, nie wymaga żadnego leczenia, jest powszechny i naturalny i nie niesie ze sobą żadnych konsekwencji. I na koniec: pomóżmy kobiecie być realistyczną wobec macierzyństwa ! Musi ona mieć świadomość tego, że dojście do siebie i nauczenie się matczynych umiejętności wymaga czasu, i że potrzebuje i zasługuje na wsparcie ze strony bliskich !
-
rybkawiedenka, czytałam wątek, ale jakoś ja się chyba... nie kwalifikuję. Pisałaś, żę depresja poporodowa do 6 tyogdni po porodzie jest. Mi już minęło więcej, niż 6 tygodni po porodzie... Połóg przeszłam wręcz cudnie, nie miałam żadnych negatywnych stanów psychicznych...
Ta sytuacja mnie ewidentnie przerasta.Co ja mam zrobić, wmusić w siebie obiad? Zmusić się do zajęcia się małym i liczyć, ze znów cudownie się w nim zakocham? ::)
-
Nie zmuszać sie. Pomyśleć na co masz ochote? Na spacer? Na wino w klubie? Na kino? Zakupy??? Na co??
Zacząć od rozmowy - wtedy bliska ci osoba będzie wiedziała co się dzieje. Niechęć do dziecka to naprawe normalne uczucie.
-
W tym sęk że mam ochotę leżeć z łóżku i tam powoli sobie znikać. Do tego potrzeba mi tylko zapasu chusteczek do nosa no i może wiadra na łzy, co by łóżka nie zamoczyć na amen.
Nie mam ochoty nan ic, co by się wiązało z czymś przyjemnym. Może to dziwnie brzmi, ale tak jest... :-\
-
Długo masz taki stan? Jak tak leżysz to co czujesz?
-
Jakieś 2 dni,, dziś 3 dzień. a jak leżę to w sumie mam różne myśli w zależności od zachowania małego. Jak on płacze albo zaczyna marudzić to jestem zła nan iego, jak śpi sobie tylko to się wściekam na siebie ze tkaiego malucha nie umiem przygarnąć. A najczęściej cuzję się bezsilna i wściekła na siebie, trochę chyba też zrezygnowana.
Jakby mi ktoś pomalował świat na szaro (co trudne nie jest- w końcu jest listopad).
-
Fasolku a nie możesz oddać małego na chwilę komuś? Nawet z nocowaniem tak żebyś pobyła chwilę sama? Może możesz wyjechać do kogoś, zostawić dom i małego?
-
Nie wiem, nei myślałam o tym. Pewnie mogłabym pojechać do rodziców a syna zostawić z mężem... Ale już widzę minę mamy jak jej pytam czy mogę zostać u nich na noc....Do tego będzie stos pytań co się stało itp itd. :mdleje:
To mogłoby pomóc?
Z drugiej strony na myśl że mam ich zostawić samych mam kolejne wyrzuty sumienia, że nie jestem w stanie się zająć małym i pomóc K w tej opiece....
-
musisz wyjść i to jak najszybciej
jeśli masz dobry kontakt z mamą to jej opowiedz co czujesz a najlepiej idz do lekarza
na początku idz do swojego rodzinnego albo nawet pediatry swojego dziecka
może on cie pokieruje do odpowiedniego lekarza
musisz komuś o tym powiedzieć komuś zaufać
bo sama możesz sobie nie poradzic z tym
-
Fasolku polecam szczerą rozmowę z mężem... On Cię kocha więc Cię zrozumie...
Po drugie popieram Agę że potrzebujesz chwili relaksu bez Synka więc noc u Mamy/siostry/koleżanki jest dobrym pomysłem.... może razem z koleżanką zamów sobie masaż/wizytę w spa/zakupy/lody w kawiarni... coś co Ci pozwoli się odstresować... nie trzymaj swoich emocji/uczuć w sobie ponieważ to nie pomaga... szczera rozmowa dużo daje.... :przytul:
Macierzyństwo to nie tylko same dobre i piekne chwile... to również i te gorsze... każda z nas miała mniej lub więcej takich dni że była zrezygnowana, zmęczona i miała wszystkiego dosyć... ale nie każda ma odwagę się do tego przyznać, a szkoda... to by dużo pomogło młodej Mamie jak by wiedziała że nie tylko Ona ma takie myśli...
To wcale nie znaczy że Dzieci które mamy nie są kochane, planowane i bardzo dla Nas ważne...
Korzystaj z szansy pomocy Mamy, teściowej, męża i staraj się wychodzić z koleżankami, mężem do kawiarni, kina lub poprostu na spacer....
Tulam Cię bardzoooooo mocnoooooo... :przytul:
-
fasolku i nie wstydz sie swoich uczuć
ja na początku poprsotu nienawidziłam swojej córki :o niestety ale taka prawda
nie mogłam na nią patrzec a co dopiero słuchać jak sie wydziera
poprsotu zasypiałam i nic mnie nie obchodzilo
popros kogoś o pomoc nie rezygnuj z siebie
bo to bardzo potrzebne
-
Dziewczyny, dzięki za szczere wypowiedzi, Jagódka, twoje słowa, że wprost nienawidziłaś swojej córki troszkę mnie zaskoczył, kurcze, nie sądziłam, że taki stan jaki ja mam teraz nie jest aż taki "nienormalny" i rzadko spotykany jak mi się wydawało...
Porozmawiałam z mężem- musiałam, po tym jak wrócił i zobaczył mnie wyjącą wniebogłosy nad wyjącą zawartością wózka... Powiedział, że w sumie to domyślał się o co chodzi, że mnie absolutnie nei potępia i to, że mam deprechę nie oznacza, że małego nie kocham.... No cóż, może ma rację ::) Bardzo mi to pomogło w gruncie rzeczy, to że mnie absolutnie nie potępił za moją obecną niechęć....
Póki co dzisiejszą noc spędzam w innym pokoju, jeśli jutro będzie poprawa to nie przenoszę się do mamy. Jeśli poprawy nie będzie, to pojadę na dzień i noc do rodziców- sama z zapasem książek. Mam nadzieję, że jakoś to wytrzymam... Ale poczucie winy jest olbrzymie. Najtrudniejsze chyba ciągle przede mną- wybaczyć sobie i pogodzić się sama z sobą...
-
niestety taka prawda
ja sie też tego wstydziłam tzn swoich uczuć no bo jak młoda mama może nie być wręcz "zachwycona" swoim nowonarodzonym dzieckiem
nie nie byłam zachwycona
i ja zawsze powtarzam że mogę dzieci rodzić co tydzien ale na pierwsze 2 mies daje na wychowanie ;D
-
Jagódka, ale ci minęło? Tzn jak szybko zaczęłaś znowu choć lubić swoje dziecko? Bo ja to myślałam że po nocy jest lepiej,; zeszłam na dół i nawet wzięłam małego na ręce, ale jakiś taki grymas zrobił, że od razu się rozryczałam i K go odłożyłam ::) A teraz znowu mnie bierze wycie...yhhhh.
Ja tam chodzić w ciąży i rodzić mogę... Teraz wiem, ze najgorsze z tej "imprezy", póki co, są pierwsze tygodnie z dzieckiem...
-
Fasolku nie ma recepty ile czasu potrzeba żeby mineło, nikt tego nie powie. CHodzi o chwilowe odizolowanie cie od dziecka. Oczywiście że masz wyrzuty sumienia ale to oznacza że wcale nie nienawidzisz go tylko bardzo kochasz,ale sama nie radzisz sobie z tą miłością.
Mnie pomagały weekendy raz w miesiącu poza domem, pierwszy jak moja Tosia miała 3 tygodnie. Potem, aż do dziś, systematycznie raz na miesiąc jade sama do Krakowa. I odreagowuję. I nie ukrywam że nie lbuie dzieci, nie ukrywam że nienawidze weekendów z nimi. Taka jestem, ale to nie znaczy że ich nie kocham.
-
No, chyba muszę pomyśleć o takim wyjściu w pojedynkę...Może wybiorę sie do SPA na jeden dzień- w sam raz, po ciaży jakiś masażyk, zabieg na buzię będą jak znalazł.
A docelowo, nie wiem, gdzie miałabym jeździć, do Krakowa to mi ze Szczecina za daleko :P Ale na pewno jak nie ja, to mój luby coś wymyśli i mnie "wygna" z domu ::) W końcu chce mieć normalną żonę, a nie wyjca pospolitego...
-
Już widzę lepszy nastrój ;D
-
Noo, jak się wygadałam na forum, dostałam mega dawkę wsparcia to musi być lepiej. Może też pomogło, że normalny posiłek zjadłam :)
Ale w opiekę nad maluchem się jeszcze dziś nie angażuje zbtnio, i noc też spędzę sama. Jakoś wolę chyba naprawdę dojść do siebie w 100%, bo boję się że po chwilowej poprawie nastąpi jeszcze większe załamanie...
-
Fasolku dasz radę! Tak to właśnie jest jak każdy wokół tak zachwala macierzyństwo. Można sie dowiadywać, domyślać jak to jest jak ma się swoje dziecko, ale prawda po porodzie często jest inna. Jak zderzenie z ciężarówą... Bo dziecko to nie tylko piękna istotka, cudny zapach i błogi spokój... To nieprzespane noce, wieczny strach o Jego zdrowie, masa cierpliwości i wiele, wiele innych wyrzeczeń. O tym niestety mało kto mówi. Wyjdziesz z tego, daj sobie trochę czasu a będzie dobrze. Niedługo znów pokochasz synka takiego, jaki jest i nie będziesz sobie mogła wyobrazić bez Niego życia.
-
ciężko mi powiedzieć kiedy mi przeszżło
ale dużo wody i moich łez upłyneło zanim coś sie zmienilo
chyba im dziecko bardziej kumate i lepiej porozumiewa sie z otoczeniam to jest łatwiej
i uwierz mi fasolku że to nie odwiedzie cie od kolejnych tego typu przeżyć spójrz na mój licznik ;D
-
Fasolek - ja twierdzę, że gdyby nie mój mąż - to też deprecha by mnie dopadła. Ale od początku mąż wyganiał mnie z domu gdy widział, że mam już dość siedzenia z córcią (na początku tylko ryczała i chciała cyca).
Potem doszliśmy do wniosku, że koniec z cyckiem - że mam dość zabawy z tym wszystkim - dostałam od lekarza tabletki na zatrzymanie laktacji.
I w tym momencie moje życie rozpoczęło się na nowo - mogłam na dłużej wyjść z domu - nie byłam już jedyną osobą, która mogła nakarmić Paulinkę. Gdy wychodziłam, to aż wracać do domu mi się nie chciało, w nocy udawałam, że nie słyszę jak Paula płacze. Teraz już mi przeszło. Paulinka zaczyna się uśmiechać - co powoduje uśmiech na mej twarzy.
Na początku wydawało mi się, że jej nie kocham, że nie nadaję się na matkę, że może to za szybko. Teraz jednak wiem, że ciągłe ryczenie Pauliny i niewiedza czemu płacze, jak jej pomóc doprowadzały mnie do łez.
Teraz też oczywiście płacze - jednak nie wyobrażam sobie życia bez niej.
Powiem Ci, że ja na początku maiłam takiego stresa jak zostawałam sama z Pauliną, że sama na siebie byłam wściekła. A jak byłam z nią sama i ciągle mi ryczała, to ja ryczałam też - tyle, że z powodu, że muszę z nią cały czas siedzieć itp.
Oczywiście nie namawiam na zakończenie karmienia cyckiem - o nie - zresztą nie wiem jak karmisz.
-
A ja sobie nie radzę z nawałem obowiązków. Pranie, prasowanie, sprzątanie, gotowanie, spacery, przewijanie, karmienie, bieganie po lekarzach, zabawy z synkiem, tulenie, uspokajanie, usypianie... Nawet głupich zakupów nie mogę zrobić, bo mało który sklep jest przystosowany dla mamy z wózeczkiem.
Kiedy tylko mogę zostawiam synka z moją Mamą i lecę do miasta, ale karmię piersią, więc w razie czego telefon i biegnę z powrotem.
No i ciągle mam poczucie, że nie sprawdzam się jako żona i matka, zawsze coś jest nie zrobione, nie skończone, nie posprzątane. Sprawy do załatwienia przesuwają się z dnia na dzień. Ostatnio zapomniałam o wizycie u okulisty i w ostatniej chwili dzwoniłam i przepraszałam! Ale może to kwestia lepszej organizacji?
Jak Wy sobie z tym radziłyście?
-
część obowiązków oddać mężowi...
może robić zakupy, może posprzątać...
Jak nie ugotujesz obiadu świat się nie zawali...
Ja wolałam spędzić z Małą cały dzień na spacerze poza domem z koleżanką i jej maluszkiem niż siedzieć w czterech ścianach, bo mi amba odbijała...
Miałam w nosie obiad, zakupy itp...
-
Kinga, ja dopiero wychodzę na prostą... Raz jest lepiej, raz gorzej ale generalnie obserwujęstopniową poprawę nastroju. Coraz mniej płaczę, więc jest spoko :P Ale też duża zasługa w tym mojego lubego- praktycznie nei zostawia mnie samej z małym, nie przeszkadza, gdy chcę się nim zająć, ale jak tylko widzi że mi mina rzednie, to on go przejmuje. On wstaje do małego w nocy, abym ja się wysypiała. Obowiązki domowe też sądla mnie póki co nie do ogarnięcia. Ja do sprzątania wzięłam panią, obiadów nie gotuję, jeśli mąż nie zrobi zakupów. Jakoś z głodu nie padamy- jedna i druga mama stają niemalże na głowie i w sumie codziennie mam dobry, domowy obiad.
A że z natury jestem pedantką, to też ciężko mi było zaakceptować, że ciągle coś nieskończone, że bałagan, że brudno. Ale na wszystko jest rada i wcale nei ty musisz wszystko robić. Pozwól innym zrobić coś za ciebie- nei jesteś sama :)
-
kinga na wszystko potrzeba czasu
ale lilian ma racje
obiad nie ucieknie, kiedyś samo sie posprząta
nic na siłe i nie za dużo
ja tez spędzałam długie godziny na spacerach
łaziłam po sklepach i robiłam sobie zakupy
-
Kinga, przede wszystki podziel obowiązki domowe na siebie i męża
może rzeczywiście weź sobie panią do sprzatania?(ja mam i gorąco polecam)
może daj dziecku butlę na noc - jeśli miałby przez to dłużej pospać..
mleko możesz ściągać i spokojnie mama czy mąż mogą dziecko nakarmić. zresztą jak czasem dziecko dostanie butlę to też się nic nie stanie (ja karmiłam 6miesiacy i czasem było to karmienie mieszane)
nie wiem ile twoje dziecko ma ale pamiętaj - nie musisz prasować ciuszków po obu stronach...
a co do obiadów - poproś mamę czy teściową o pomoc - zawsze mozna coś pomrozić czy pasteryzować - będzie na później - ja tak robię i polecam.
aaaa i naucz dziecko samo zasypiać w łóżeczku - nie będzie potrzebne usypianie.
-
Dzięki dziewczyny!
Wczoraj miałam jeden z tych gorszych dni...
Ale rzeczywiście najlepszym rozwiązaniem będzie jasny podział domowych obowiązków :) W końcu łatwiejsze jest pilnowanie porządku (przez dwie osoby), niż późniejsze sprzątanie (przez jedną ;) )
A o takim gotowaniu czy przygotowywaniu posiłków "na zapas" nawet nie pomyślałam - a to super sprawa! Dzięki Anka :)) Z usypianiem będzie trudniej, ale spróbujemy.
I dziękuję jeszcze raz za wsparcie Wam wszystkim!
-
Kinga, musisz znaleźć więcej czasu na forum - już my cię tu podszkolimy ;)
trzymaj się i pisz co u ciebie!