e-wesele.pl

Bebikowo => Zanim pojawią się II => Wątek zaczęty przez: Madzialena w 25 Lipca 2010, 22:31

Tytuł: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: Madzialena w 25 Lipca 2010, 22:31
(dla cierpliwych..)

Długo, a nawet bym powiedziała bardzo długo wahałam się nad powrotem na to forum... ???
Zanim opiszę moją historię dodam tylko, że w momencie, kiedy zaczęłam coraz rzadziej tu zaglądać, niemal wszystkie dziewczyny, które tutaj poznałam, a które brały ślub przede mną lub w zbliżonym czasie, miały już dzieci, albo w ciąży były.. całe znajome mi osobiście towarzystwo przeniosło się do "bebikowa".. w końcu nie wytrzymałam..  :-\ i musiałam odejść.. a potem działy się w moim życiu przykre wydarzenia...

   Przypomnę, że już jakoś na początku drugiego kwartału 2005 roku przestaliśmy całkowicie stosować jakiekolwiek środki antykoncepcyjne.. bardzo długo nic się nie działo... na początku się tym jakos szczególnie nie przejmowaliśmy.. to było bardziej na zasadzie.,, fajnie będzie, jak się pojawi.... minął jednak 5 rok studiów, 1 rok pracy, drugi i nic...  
w końcu w połowie 2008 roku wybrałam się do lekarza.. po usg ginekologicznym stwierdził, ze to  problemy z owulacją.. wróciłam do domu załamana.. ale jak się później okazalo.. gdybym wiedziała, co będzie dalej.. w ogóle bym się tym nie przejęła..
Dostałam tabletki, które brałam ..  pomogły na owulację, ale  tylko tyle..    
Zrobiono mi badanie drożności jajowodów (które niestety też się dla mnie źle skończyły... gdyż za pierwszym razem po podaniu czegoś tam, prawie wylądowałam na podłodze.. generalnie pierwsze badanie sie nie odbyło, za to położyli mnie na prawie 4 godziny do łóżka bym doszła do siebie.. ponoć moja reakcja była mniej więcej jak 1/100 )            na badanie musiałam przyjechać innego dnia.. podali mi wówczas coś innego..  Na szczęście okazało się, że jajowody są drożne..

Wtedy przebadal się mąż.. niestety wyniki były kiepskie.. mała liczba plemników, mała ruchliwość, zniekształcone główki.. i stwierdzenie, ze nic się z tym zrobić nie da.. polepszą się same, albo i nie..  byłam już wyczerpana kilkuletnim oczekiwaniem, a to tylko pogorszylo moje samapoczucie..
 
 Zaproponowano nam inseminację... była załatwiana przez lekarza telefonicznie, więc nie musiałam leżec na oddziale (co jak się później dowiedziałam jest praktykowane, ze pacjentka musi byc 2 dni)...    aczkolwiek swoje też się tam naczekaliśmy, musielismy się przypominać..
generalnie miło tego nie wspominamy.. tym bardziej, że się nie udało..
ale cóż.. tabletki brałam dalej.. i próbowaliśmy sami..
W grudniu spóźniał mi się okres.. łudziłam się, że moze to ciąża, ale z drugiej strony bylam chora, brałam antybiotyk..i wiedziałam, ze różnie może być...  no i po 5 dniach opóźnienia dostałam okres... z tym, że był cholernie obfity.. czegoś takiego wcześniej nie wiedziałam. No ale cóż.. zbliżaly się święta.. czas przykry,, bo znów życzenia i życzenia.. a mnie tylko chciało się płakac.
 Jednak już w czasie świąt coś był nie tak.. pobolewał mnie brzuch.. pojawiły się jakieś plamienia.. naiwna zrobiłam testy ciążowy.. i wyszedł pozytywnie... zrobiłam drugi.. znów pozytywnie.. milion myli przebiegało mi po głowie.. wyliczałam sobie termin.. cieszyłam się... ehhh
 no ale to krwawienie.. bóle, plamienie.. udałam się do lekarza....
 
Lekarka stwierdziła, ze nic tam nie widzi, ze proponuje zrobić betę i się pojawic... byl to okres pomiędzy swietami i sylwestrem, no ale jakoś to zrobilam..  test z bety wskazywał na ciążę, ona nic nie widziala.. Kazała poczekać, ponowic wyniki.

 Jednak w Sylwestra ból się nasilił... 1  stycznia 2009 pojechałam do Szpitala Wojskowego (i nigdy więcej tam!!!).. mówię co i jak, pokazuję wyniki,, podaję terminy okresu, współżycia itp.
 ogląda mnie lekarka.. nic nie wie.. ogląda mnie lekarz i twierdzi: "pani musiała poronić.. to krwawienie silnie to było poronienie.. ale proszę sobie za parę dni zrobic jeszcze betę, ja tu nic nie widzę"

 Żadnego współczucia,, żadnej delikatności w słowach.. czułam się okropnie..to był koszmarny początek Nowego Roku, a jak się okazalo,, to nie koniec tej historii :(
 Beta nadal się powiększała, ale niewiele.. mój lekarz robił badania, ale on stwierdził, ze to poronienie na pewno nie było.. sam nie wiedział co..
zgłupiałam do reszty. Ciągle miałam robione usg, które nic nie wykazywało..
 W którys poniedziałek stycznia (13?) byłam na kolejnym badaniu, które znów nic nie wykazało.. lakarz mówi 'proszę przyjść za tydzień"..
Potem strasznie napuchły mi piersi, bolały okropnie...  w czwartek udałam się znów do lekarza, Stwierdziłam, ze nie mogę czekać tydzień..

 i lekarz dostrzegł to, czego się obawiałam.. diagnoza: prawdopodobnie ciąża pozamaciczna... skierowanie do szpitala..
Pojechałam do szpitala w Zdrojach.. bada mnie kilka osób, wpatrują się w monitor, badanie trwa i trwa,,,nic nie widzą.. szukają ii znajdują..
i tak zostałam przyjęta na oddział.. na nieszczęście po 2 godzinach trafiła mi się w sali pacjentka, jakoś w końcowej fazie porodu.. i podłączyli jej tkg.. i ja musiałam tego słuchać.. :(  dopiero po dłuższym czasie jedna z pielęgniarek zorientowala się w sytuacji i sciszyła..
 Następnego dnia trafiam na salę operacyjną.. ostatnie co pamiętam.. to moje łzy.. usnełam.. a gdy się obudziłam, nie mialam już w sobie tej małej istotki, na ktorą tak długo czekałam..
 w dodatku lekarze się pomylili.. myśleli, że ciąża jest w prawym jajowodzie, a była w lewym.. więc nie tylko mnie podziurawili, ale i w końcu pokroili..
Długo dochodziłam do siebie.. kłopoty z powrotem do rzeczywistości po narkozie, "nauka" chodzenia.. problemy ze zrobieniem sobie herbaty (czajnik był zbyt ciężki).... ale wracałam do zdrowie..

 najgorszy był powrót do pracy.. gdzie po miesiącu musiałam wrócić do przedszkola i nadal być dla dzieci uśmiechniętą i miłą panią.. to było cholernie trudne.. i jeszcze wysłuchiwać rodziców, że oni mają problem z dzieckiem, bo np. nie chce jeść, albo jest zazdrosne o rodzeństwo... a mnie się chcialo wyć.. co mialam im powiedzieć??

W sumie moja ciąża skończyła się zszytym jajowodem.. wiem, że mogło być gorzej, ale to, ze tak jest zawdzięczam sobie.. i swoim reakcjom na to, co się dzieje z moim organizmem..  Gdybym sama tego nie upilnowała, mogło byc gorzej.. dodam, ze w ciążę zaszłam 1 grudnia.. zaniepokoiłam się po 25 (wizyty w przychodni, potem szpital, później znów przychodnia)... a dopiero 16 czy 17 stycznia trafiłam na zabieg..

 jakoś w maju czy w czerwcu zaczęlismy próbować znowu.. ale cała sytuacja odbiła się na mężu.. bał się, ze znów to się stanie,... zrobił badania.. wyniki były jeszcze gorsze, ale u mnie juz było lepiej...
 Były testy owuacyjne,, oczekiwanie na seks w danym dniu.. obciążyłam tak mojego męża, ze kończylo się wszystko fiaskiem..
oddalilismy sie od siebie.. nie mielismy ochoty na seks.. doszło do tego, ze było to raz na miesiąc w wyznaczonym dniu...  a, ze wiedział, ze musi sie postarac, to kończylo sie to niczym,. i tak jest od dłuższego czasu.. więc w takim wypadku marne są nasze szanse.

Teraz chcę się zgłosić do kliniki w Policach.. niech obejrzą wyniki, mąż musi swoje ponowić, ja tez w porobię jakies tam badania.. i zobaczymy czy będą szande chociaz na kolejne inseminacje..

 
 Prośba oromna do wszystkich cierpliwych, którzy dotrwali do końca... ja juz nie mam siły walczyć, szukac, pytac...(tym bardziej, ze teraz jestem na etapie szukania pracy, bo umowa mi się kończy)... błagam.. niech ktoś mi powie jak się tam dostać.. jak to wygląda.. jak się umówić, z kim się skontaktować.. od razu mówie, ze raczej tylko ta państwowa klinika wchodzi w grę.. no chyba, ze mozna jakos gdzies raz sie umówic do kogod prywatnie, zeby potem zajął się nami w klinice..
proszę pomóżcie... ja juz jestem tak zdołowana.. nie chce mi się już nic... życie zawodowe lezy (4 lata pracy, 3 miejsca pracy i zawsze na zastępstwo), a moje marzenie nie chce się spełnić...
 a poza tym.. to już tak dodatkowo... jak ja mogę być nauczycielem, skoro swojego dziecka nie mam? W dodatku muszę wysłuchiwać narzekac rodziców, ze oni to by chcieli drugie dziecko, no ale wie pani... zarobki zbyt małe, mieszkanie nieduże, a bo to pierwsze (np. 5 lat) jest za małe..
a ja muszę im współczuć i mówić, że ich rozumiem.. skoro ich nie rozumiem..
 Ja wiem, ze gdy zajdę w ciążę nie mam nic i tracę wszystko (bo umowa na zastępstwo nic nie daje, zresztą teraz nie wiem, w ogóle co się trafi), ale mam to gdzieś.. teraz najważniejsze jest dziecko..

dlatego jeśli znajdze się tu ktoś, kto wie, jak mnie pokierować będę wdzięczna.. a może jest ktoś, kto miał inseminacje w policach..

jesteście moją ostatnią nadzieję...
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: madzia_n w 25 Lipca 2010, 22:50
Witaj kochana. Niestety ja Ci w tym temacie nie pomogę. Ale przeczytałam historię i po prostu się popłakałam :przytul: :przytul: :przytul:
Trzymam jednak kciuki, by któraś z forumek Ci pomogła, by wreszcie otworzyły się przed Wami TE drzwi, i byście spełnili swoje marzenie...
Jeśli mogę, będę do Ciebie zaglądać i podczytywać... Trzymając mocno zaciśnięte kciuki!
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: milenaw w 25 Lipca 2010, 23:10
Madzialena ja też nie bardzo mogę pomóc ale będę trzymać za was kciuki.  Jestem pewna, ze któraś z forumek będzie w stanie Wam coś podpowiedzieć. :przytul: :przytul: :przytul: Z całego serca życzę wam  :dzidzia:
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: ricardo w 25 Lipca 2010, 23:13
Kurcze...

Pamietam Cię Magda - miałyśmy wesele w tym samym lokalu (pewnie mnie nie będziesz kojarzyć).

Historia Wasza smutna bardzo, samej mi łezki poleciały...

Nawet nie wiem co Ci napisać, poza tym, żebyście się nie poddawali.

Wiem, że myśl o dziecku może zaprzątnąć głowę całkowicie, a w dodatku odbić się czasami źle na małżeństwie, ale nie poddawajcie się, walczcie o to razem. Nie raz w miesiącu, nie tylko po to aby było dziecko.

Jesteście razem, napewno Twój mąż też to przeżywa, ale teraz jest ten czas, kiedy musicie się wspierać.

Pozdrawiam Cię gorąco i wierzę, że Wam się uda!

Prędzej czy później.


Co do Twojego pytania nt lekarzy i kliniki to Ci niestety nie odpowiem, bo ja choć po 2 poronieniach to nie musieliśmy korzystać z żadnej kliniki.

Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: dziubasek w 25 Lipca 2010, 23:16
Madziu, jest mi bardzo przykro czytając to wszystko... tym bardziej, że Cię znam, znam Twojego męża... mam dzieci i choćby od tej strony wiem, że nie mogłabym bez nich żyć... nie wiem jak Ci pomóc, niestety :( Jedyni specjaliści, którzy chodza mi po głowie przyjmują prywatnie, a jaka to kasa to nie trzeba mówić. Pensja nauczycielska tu nic nie da niestety :(
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: liliann w 25 Lipca 2010, 23:22
Madziu ekipa z Polic to Ci sami lekarze co w Vitolifie...
dr Bączkowski, dr Sienkiewicz...
Inseminacje tam (w Policach) robią...moja przyjaciółka miała ich nieudanych kilka - obecnie jest w 12 tyg ciąży po in vitro...prowadzi ją dr Bączkowski.

Tyle co Ci mogę podpowiedzieć.
Zorientuj się czy działa tam jakaś poradnia. Na NFZ coś w tym temacie załatwisz, ale niewiele.
Inseminację tak. In vito już nie.


Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: milkamil w 26 Lipca 2010, 01:05
Madzialena zatkało mnie. Trzymam za was kciuki, ważne że się nie poddajecie. Ja wiem tylko tyle że do Polic można się dostac ale ze skierowaniem. tak mi powiedziała babeczka w sekretariacie bo chciałam iść do dr Kurzawy.
http://www.spsk1.szn.pl/pl/kr.html
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: julenka w 26 Lipca 2010, 09:17
Madzia, z całej siły trzymam za Was kciuki!
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: Anjuschka w 26 Lipca 2010, 09:18
Madzialena, przeczytałam całego Twojego posta i bardzo mi przykro, że tak się u Was dzieję, ale wierzę, że to się w końcu odmieni.

Co do lekarzy i Twojego pytania, to też niestety nie pomogę, bo nic na ten temat nie wiem.
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: liliann w 26 Lipca 2010, 09:45
Madzielna przeczytałam sobie spokojnie jeszcze raz...

Ten adres pewnie znasz
http://www.vitrolive.pl/pl/start/o-nas.html

I jeszcze jedno zdajesz sobie sprawę, że inseminacja przy złych wynikach męża daje Ci niewielkie szanse.
Skontaktuj się z którymś z lekarzy zajmujących się wspomaganiem rozrodu i z nimi porozmawiaj. Może nie ma sensu rozmieniać się na drobne tylko pomyśleć o porządnym zabiegu.
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: aneta_81 w 26 Lipca 2010, 10:13
Madziu, jeny naprawde jest mi bardzo przykro.. nawet nie wyobrazam sobie co czujesz..
niestety nie pomoge bo kompletnie sie nie orientuje, ale bede mocno trzymac za WAS kciuki..
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: Madzialena w 26 Lipca 2010, 10:14
Dziękuję wszystkim za odpowiedź..  :grin:i nadal szukam osób zorientowanych w temacie..  :drapanie:
Ja wiem,że powinnam jeszcze raz zrobić badanie drożnosci jajowodów (tylko muszę wyprosić skierowanie), że mój m ma zrobić ponownie badanie nasienia.. mam nadzieję, że coś się poprawi (tym bardziej,że teraz nie pracuje, a ja myślę,że to wszystko przez stres i nerwy w pracy),, mój mąz wraca w połowie września, mam nadzieję,że się zregeneruje, że się odstresuje i zapomni o swojej pracy.. i ze to cos da.. i w październiku (bo mi wychodzi z obliczeń, ze we wrześniu się nie da) chciałabym mieć już inseminację..
 no chyba, ze wyniki się pogorszą, to wówczas w ogóle wszystko trzeba będzie odłożyć.. bo nie mamy żadnych oszczędności.. no ale nie będę gdybać.. chcę wiedzieć co na te nasze wyniki powiedzą w klinice

Dlatego szukam osób, które leczyły się właśnie w policach.. bo mój lekarz mnie tam wysłał, ale w sumie nie powiedział jak to sprawnie załatwić (czy to sie umawia telefonicznie, czy trzeba jechać do szpitala i  w recepcji się umawiać, ile trzeba czekać, jak z terminami itp..) generalnie był niezorientowany.. zresztą w ogóle miałam wrażenie, że jestem dla niego problemem.. bo on się na niepłodności nie bardzo zna, więc co mógł mi powiedzieć? ehh

Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: rybkawiedenka w 26 Lipca 2010, 10:25
Moze trzeba zaczac od spotkan z lekarzem ktory sie zna??
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: liliann w 26 Lipca 2010, 13:56
dokładnie...

Masz namiary na gabinet...masz nazwiska...
wiesz gdzie jest klinika...
trzeba pojechać, zadzwonić...pójść do sekretariatu dowiedzieć się jak tam działa poradnia itp...


Mam wrażenie, że jesteś w tym zupełnie nieporadna. Przecież wystarczy na to poświecić kilka godzin żeby się zorientować co i jak.
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: Madzialena w 26 Lipca 2010, 15:52
liliann Ty mi już swoich cudownych rad nie dawaj....bo umiesz tylko zdołować.. a może nie każdy jest tak przedsiębiorczy i pewny siebie jak Ty (i nie każdy jeździ samochodem)... a poza tym próbuję sobie jakoś ułatwić sprawę w tej trudnej sytuacji, chyba wolno? ....tak jestem bezradna,. i zagubiona,..więc proszę Cię daruj sobie takie komentarze, bo ja to wiem, a przykro jak się to czyta..  a jak Cię drażni mój wątek to go w ogóle nie czytaj.... gdybym miała za co, już dawno robiłam zabiegi (inseminację czy in vitro) w prywatnych klinikach.. ale mnie zwyczajnie na to nie stać..
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: Ninka w 26 Lipca 2010, 16:10
Madziu, zobaczyłam Ciebie i się ucieszyłam. Za chwilę przeczytałam tytuł wątku i zwątpiłam. Zaś po Twoim poście zaniemówiłam. Jakiekolwiek słowa tutaj by nie zostały napisane, nie ukoją Twojego żalu. Mogę jedynie trzymać za Ciebie kciuki i oczekiwać wraz z Tobą Waszego cudu!
Orientujesz się, jakie są koszty badań i zabiegów. Może razem możemy więcej?
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: rybkawiedenka w 26 Lipca 2010, 16:43
Magda - ani Lilian ani ja nie mialysmy nic złego na myśli! Przecież my nie mowimy - idż i zrób, ja bedac na Twoim miejscu juz dawno siedzialabym w tych Policach i ganiala za jakims specjalista zeby mi powiedzial co i jak. Przeciez chcesz dziecka, prawda? Po twoich postach to ja tylko widze ze nie walczysz, bo dla mnie walka to rozwalanie głową muru, a problem typu lekarz prowadzący który na tym sie zna to podstawa. Jak chcesz walczyć o dziecko nie mając nawet odpowiedniego lekarza??????

To nie jest kwestia kasy. To kwestia podejscia. Piszesz " Ja wiem że...." Skoro wiesz to czemu tego nie robisz??
Rozumiem że masz dość, że ci sie nie chce, ale tylko sama walcząc bedziesz mogła wszystko ogarnąć. Zadzwoń tam i zapytaj...

Klinika Rozrodczości i Ginekologii PAM

Szczecin-Police, ul. Siedlecka 2a,

tel. 091 425 69 60       
I jeszcze jedno - bardzo dobrym lekarzem jest Rafał Kurzawa - przyjmuje prywatnie ale zabiegi wykonuje w szpitalu (tylko nie wiem w którym), może zacznij od spotkania z tego typu specjalistą, nawet prywatnie, i powiedz mu co i jak, może on pokieruje cie państwowo...
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: Gabiś w 26 Lipca 2010, 18:04
Madziu napisałam Ci prywatną wiadomość bo ja nie pisałam na forum o moich staraniach za wiele. tzrymaj się i nie poddawaj bo warto walczyć do końca!!
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: Kasiq w 26 Lipca 2010, 18:12
Madzia my się staramy już prawie 3lata. Za nami bardzo wiele, m in 2 inseminacje- które były tylko startą kasy no ale mojemu mężowi bardzo zależało (ma kiepskie parametry nasienia). Teraz przygotowujemy się do ivf.
3mam za Was ogromnie kciuki ale przede wszystkim za to żebyście się odnaleźli w problemie RAZEM. Bo to nie jest tak że Ty walczysz ze swoimi problemami a On ze swoimi- macie WSPÓLNY problem.

Zrozumcie że przede wszystkim jesteście PARĄ kochających się ludzi- musicie to w sobie odnaleźć!
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: Madzialena w 26 Lipca 2010, 18:17
Na razie jestem umówiona ze swoim lekarzem w drugiej połowie sierpnia.. chcę żeby dał mi skierowanie na drożność jajowodów.. zobaczymy jakie będę wyniki.. czy po przecięciu i zszywaniu się to zmieniło, bo wcześniej bylo wszystko dobrze..
Wiem doskonale o tym, ze in vitro nie jest refundowane i jeżeli okaze się, że to jest jedyne wyjście będą musiała kombinować kasę.. ale co innego płacić za zabieg, a co innego za różne wizyty i badania u prywatnych lekarzy... gdyby była kasa, problemu by nie bylo.. a mówią, że pieniądze szczęścia nie dają ehh
 Wiele razy myślałam właśnie o tym, żeby pójść na prywatną wizytę i poprosić o jakieś późniejsze leczenie państwowe, tylko nie wiem czy coś takiego jest praktykowane i czy to nie będzie dla nich dziwne.. czy ktoś tak  kiedyś z Was robił? (moze u lekarzy innej specjalizacji, nieważne)
no nic.. przepraszam, że się uniosłam.. ale czasem nie wytrzymuję.. z drugiej strony może faktycznie taki kopniak jest mi potrzebny, bo mnie jakoś zmotywuje do bardziej skutecznego działania..  :)
Poza tym wydawało mi się, że więcej osób na forum miało podobne problemy, dlatego napisałam, ale albo się nie odzywają, albo gdzieś zniknęły..
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: liliann w 26 Lipca 2010, 18:40
Cytuj
Wiele razy myślałam właśnie o tym, żeby pójść na prywatną wizytę i poprosić o jakieś późniejsze leczenie państwowe, tylko nie wiem czy coś takiego jest praktykowane i czy to nie będzie dla nich dziwne.. czy ktoś tak  kiedyś z Was robił? (moze u lekarzy innej specjalizacji, nieważne)

I dobrze myślisz...
Tak się robi. Idziesz i mówisz jak jest.
HSG masz refundowane. Część innych badań zrobisz w ramach hospitalizacji. Tak zrobiła m.in moja przyjaciółka (ta obecnie w ciąży po IVI). Dlatego m.in napisałam dwa nazwiska lekarzy, bo to są naprawdę przystępni ludzie i z nimi da się coś takiego załatwić. Ale do licha Madzia nie pisz, że problemem jest dojazd do Polic, bo mi ręce opadają. Masz wakacje. Wsiądź sobie w 101, 107 i popodziwiaj widoki za oknem po drodze.
Albo tu sobie zadzwoń na początek

Poradnia Ginekologiczno-Położnicza
- wtorek - w godzinach 11:00 - 13:00
- czwartek - w godzinach 11:00 - 13:00
Rejestracja - telefon nr 91 425-3878

Z tego co pamiętam to dr Bączkowski przyjmuje w tej poradni, ale się spytaj dla pewności. A jak nie lubisz telefonicznych gadek (ja nie lubię) to pojedź.

Wiem w jakiej jesteś czarnej dupie, bo w takiej samej byłam trzy lata temu. Też wyłam w poduszkę...trzaskałam drzwiami, nawet jedną szybę mam na sumieniu, ale zawsze był moment, że przestawałam wyć, brałam telefon i umawiałam się gdzie trzeba, bo tylko działanie przybliżało mnie do celu...a rozczulanie się nad sobą do niczego nie prowadziło.

Mam Ci pisać nic nie znaczące dyrdymały, żeby ładnie wyglądało.
To jest cholerna walka...nikt tego nie zrozumie, kto przez to nie przelazł. A ja i tak nie miałam ciężkiego hardcoru...ale wiem co to jest mieć świadomość, że kolejny cykl jest nadal bezowulacyjny pomimo zakichanej tony leków, od której robi się niedobrze, mdli i jest słabo...a do roboty iść trzeba.
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: madzia_n w 26 Lipca 2010, 18:53
Kochana bardzo często jest tak(wypowiadam się na temat innych specjalistów) że idzie się prywatnie na pierwszą wizytę, a potem chodzi sie państwowo... To jest kwestia dogadania się z lekarzem. I jeśli jest lekarz w porządku(a widzę tu wiele polecanych nazwisk), to powinno być wszystko ok! Mój ginekolog przyjmuje i prywatnie, i publicznie. I dla niego to nie robi żadnej róznicy, czy przyjdę publ. czy pryw. . Natomiast mój tata trafił do urologa, który publicznie guzik robił,a  jak poszedł do niego prywatnie to od razu inna gadka była. Ale tak jak napisałam, to zależy od lekarza. A jeśli lekarz jest dobrym specjalistą i po prostu dobrym człowiekiem, to bez problemu się z nim dogadasz co do chodzenia publicznie. Myślę, że któryś z lekarzy wymienionych przez dziewczyny(mimo że ja nie z tych rejonów więc tych nazwisk nie kojarzę) na pewno Ci pomoże!
Uszy do góry, pierś do przodu ;) I ruszaj do działania!
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: agulkaaa w 26 Lipca 2010, 19:01
Madziu ja też się ucieszyłam jak cię zobaczylamp

przykro mi że masz takie problemy

ale nie poddawaj się kochana
może umó się do Polic i tam cię pokirują
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: ~Ania~ w 26 Lipca 2010, 20:11
Madzia trzymam za was kciuki!!!
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: madziulek w 30 Lipca 2010, 09:54
Witaj Madzia :* myślałam czasem o Tobie czemu zniknęlaś ....
przykro mi że miałaś takie powody , trzymam kciuki za Was, mam znajomych co się starali kilka lat o dzidziusia i wkoncu sie udało oczywiście z pomocą specjalistów, mysle że zresztą jak sama wiesz dobrze wybór lekarza to podstawa, on Cie juz skieruje na odpowiednie badania ... nie każdego stać na wszystko ale mysle że tak jak pisała lilian są lekarze, którzy i tak pomogą, wiedzą w ktorą strone obejść niektóre rzeczy :) po to chyba jest państwówka :)
Madzia trzymam mocno zaciśniete kciukaski :) i pozdrawiam
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: Magda M. w 30 Lipca 2010, 12:15
Madzialena trzymam kciuki, żeby wszystko pomyślnie się zakończylo i żebyś wkońcu miała swojego upragnionego dzidziusia  :przytul:. Przypadki z forum i nie tylko, pokazują, że nawet w takiej sytuacji jak Ty się znalazłaś nie wolno tracić nadziei.
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: dziubasek w 30 Lipca 2010, 13:14
... ale trzeba działać :) Jak nie można drzwiami to trzeba oknem... i jak Madziu? Jesteś już po wizycie w Policach?
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: Madzialena w 1 Sierpnia 2010, 10:39
Dziękuję wszystkim za słowa otuchy, miło ze odezwały się osoby, które jeszcze mnie pamiętają  :)
Myślę, ze faktycznie zdecyduję się na prywatną wizytę...(przemyślałam wszystko, co mi pisałyście)  tylko zastanawiam się nad lekarzem,... myślę, że Kurzawa jest zbyt zajęty, pewnie będzie miał duzo pacjentek,a wolałabym kogoś kto je (pacjentki) będzie pamiętał, kojarzył... więc chyba zdecyduję się na doktora Bączkowskiego.. jak byliśmy robic padania nasienia w Policach, to on się wtedy tym zajmował.. śmieszny taki gościu, sympatyczny ;)  dużo osób wypowiada się o  nim pozytywnie, więc jak poukładam sobie w głowie, co ja w ogóle chcę przekazać, co powiedzieć (zwłaszcza rzeczy dotyczące mojego męża) to się umowię na wizytę..
na razie czekam na wizytę u mojego ginekologa i pójdę do lekarza ogólnego, może wyśle mnie na jakieś podstawowe badania..
Zanim Konrad wróci mam jeszcze trochę czasu... najważniejsze, żeby jego odpoczynek od pracy zawodowej przyniósł efekty..
 a przy okazji mogę się pochwalić, że jacht, na którym jest I oficerem zajął w I etapie regat The Tall Ships Reces w swojej klasie I miejsce ;)
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: madzia_n w 2 Sierpnia 2010, 17:33
Gratuluję :)  I miejsce, to jest coś :)
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: madziulek w 13 Sierpnia 2010, 10:32
Madziu i co tam u Was?? jakieś nowe wieści??
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: ~Ania~ w 17 Sierpnia 2010, 07:48
Magda co u Was? działacie?
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: Madzialena w 17 Sierpnia 2010, 15:39
No razem działać nie możemy.. mąż wraca dopiero za miesiąc..  :(

 Działam więc sama,,,,na razie biorę sobie kwas foliowy, witamin sztucznych lekarka nie polecała.

 Zrobiłam też badanie moczu, TSH, Jonogram, Glukozę, jakieś CRPhs( w sumie nie wiem co to i  po co), i całą ogólną morfologię..
 Wszystko jest w porządku, jestem super zdrowa, wszystko jest w normie. ;)

  Dzisiaj dostałam skierowanie na HSG, przy okazji dowiedziałam się, że już w Zdrojach nie robią tylko przenieśli się do Polic. Na razie muszę poczekać na odpowiedni czas do badania (odpowiednie dni cyklu) i ewentualne pogodzenie tego z nową pracą ( o ile ją znajdę :-/).
  Mam nadzieję, że uda mi się to szybko wykonać, ale co ważniejsze, że badanie nie wykaże żadnych zrostów.. co niestety przy moim zszytym jajowodzie może się zdarzyć.. a to wiadomo kolejna przeszkoda by była.. także teraz czekam na to badanie.. na wynik.. Potem mąż bierze się za siebie i zobaczymy jakie będzie miał wyniki.
 Liczę na to, że 3 miesięczna przerwa od stresu i nerwów (spowodowanych pracą) oraz w raczej regularne spożywanie posiłków (czego raczej zwykle nie miał)  przyniosą odpowiednie korzyści.  :)
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: Madzialena w 17 Sierpnia 2010, 15:55
A.. jeszcze zapomniałam..
 czy ktoś brał lub bierze to:
http://www.jestemplodna.pl/femifertil.html

i czy ktoś używał mikroskopu owulacyjnego? czy jest sens mieć coś takiego?
http://allegro.pl/item1177476652_mikroskop_owulacyjny_donna_test_plodnosci.html
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: madzia_n w 17 Sierpnia 2010, 16:45
Oby wreszcie się Wam udało :)
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: asashia w 19 Sierpnia 2010, 21:58
Madziu-ja nieczęsto zaglądam na forum-więc  nie wiem czy jeszcze Ci się przyda informacja-ale dr Bączkowski z tego co wiem przyjmuje w poniedziałki na Unii Lubelskiej w darmowej szpitalnej poradni-jak juz wiesz-jest to polecany lekarz od niepłodności z vitrolive, bodajże już wrócił z urlopu-więc może zadzwoń się upewnić kiedy ma dyżur na poradni.
W Policach-owszem ze skierowaniem-jest kilku lekarzy-którzy przyjmują prywatnie-a zabiegi z ich skierowania są refundowane przez nfz w policach. Oddział jest świetny-mówię z autopsji-więc się nie obawiaj. Przypomnę tylko, żeby nie było zaskoczenia, że hsg w Policach -wymaga 2 dni hospitalizacji-inaczej kręca nosami i mogą Cię odesłać z kwitkiem. Najlepiej zrobić przed okresem czystość pochwy, bo jak będą bakterie (3stopien) to jest jeszcze szansa na podleczenie-i nie stracisz cyklu. Badanie krwi na miejscu.
Wiem jak jest ciężko-ale nie jesteś z problemem sama-3maj się i myśl pozytywnie!
Pozdrowionka!

ps-zamiast mikroskopu-jeśli masz problem z odczytaniem testów owulacyjnych paskowych (wiem,że niektóre dziewczyny mają problem) to polecam cyfrowy test owulacyjny clearblue digital
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: Madzialena w 20 Sierpnia 2010, 15:03
Przypomnę tylko, żeby nie było zaskoczenia, że hsg w Policach -wymaga 2 dni hospitalizacji-inaczej kręca nosami i mogą Cię odesłać z kwitkiem. Najlepiej zrobić przed okresem czystość pochwy, bo jak będą bakterie (3stopien) to jest jeszcze szansa na podleczenie-i nie stracisz cyklu. Badanie krwi na miejscu.
Wiem jak jest ciężko-ale nie jesteś z problemem sama-3maj się i myśl pozytywnie!
Pozdrowionka!

ze co????  jak to 2 dniowa hospitalizacja??? a nie pomyliłaś się? może miałaś na myśli inseminację??
 no kurde, jak robiłam w zdrojach hsg, to zaraz potem szłam do domu... jeśli tak, to kurde może w ogóle w tym cyklu co będzie tego nie załatwię  :Placz_1: :Placz_1: :Placz_1:  no jakaś przesada kurde...

 co do badania bakteriologicznego, to poprzednim razem mój lekarz mi robił, teraz tylko normalnie zbadał, powiedział, że wszystko jest ok i dal  tylko to skierowanie...
 a jakie badanie krwi?
 ja już podstawowe badania mam
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: rybkawiedenka w 20 Sierpnia 2010, 15:19
2 dni pewnie dlatego że wówczas NFZ im zwraca koszt, inaczej nie mogą za ciebie odzyskać kasy.
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: Madzialena w 20 Sierpnia 2010, 15:26
Oczywiście, bo najłatwiej podkładać ludziom kłody pod nogi ....

 no dobra, to może jednak wiecie czy to badanie robią nadal w Zdrojach? niby przeniesli, ale moze to nie jest prawda.. tam można było od razu wyjśc

 muszę zadzwonić do Polic zapytać czy jest możliwość, żeby to zrobić jednego dnia... ale muszę się uspokoić, bo ta informacja była dla mnie dużym szokiem.. i nie mogę dojśc do siebie.. :Placz_1: :Placz_1: :Placz_1:
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: Madzialena w 20 Sierpnia 2010, 16:23
No i miałaś rację,... w Policach trzeba być 2 dni...  :-\
ale dzwoniłam też do Szpitala w Zdrojach i okazało się, że nadal robią tam badania.. (a mój lekarz powiedział, ze oni się przenieśli do Polic.. no kurcze, może miał na myśli niektórych lekarzy?)
 i teraz mam zadanie.. muszę wkręcić się we wtorek (bo akurat wtedy będę w przychodni u laryngologa)  do mojego ginekologa,żeby zmienił mi skierowanie i zrobil badanie czystości pochwy, muszę zrobić też badanie Ob (mimo, ze dopiero co je robiłam, ale dla nich jest ważne tylko tydzień)..

 no to juz troszkę humor mi wrócił.. Pojawił się jakiś cień nadziei, że może uda się to zrobić w tym nadchodzącym cyklu..tylko pytanie czy uda mi się dostać do lekarza,,, cóż.. najwyżej będę siedziała pod drzwiami cały dzień, az mnie przyjmie >:( nie ruszę się stamtąd!!!
Nie napisałam najważniejszego.. ze w Zdrojach robią to w ciągu 30-60 minut .. i do widzenia,, do domku... ;D
 a jakiś lekarz z Polic (nie wiem z kim rozmawiałam), jak mówiłam, ze kiedyś byłam na takim badaniu, że przyszłam i wyszłam odparł "bo to były inne czasy"\
  czyli widać wolna amerykanka.. każdy szpital inaczej  :o
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: dziubasek w 20 Sierpnia 2010, 17:36
Madziu, bo faktycznie jest tak, że NFZ zwraca koszty badań tylko jeśli pacjent będzie dwie doby w szpitalu. Policami pewnie zarządza ktoś bardziej "przedsiębiorczy", kto walczy o każdą złotówkę dla szpitala ;)
Fajnie, że sprawa rusza do przodu! trzymam kciuki!
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: madzia_n w 20 Sierpnia 2010, 18:32
Jakąż wymówkę musiał wymyślić, jak to dzisiejsi lekarze... Mam nadzieję że uda ci się załatwić to tak jak chccesz :)
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: Madzialena w 30 Sierpnia 2010, 22:51
 Dziś pierwszy dzień w pracy po dość długim, za to cholernie nudnym urlopie...  :(
jutro wolne, a od środy nowa praca  :D
 
ale jutro rano mam też HSG  :drapanie:
 cieszę się, że już... i cholernie boję .... ale cóż...

 dzwoniłam do szpitala, żadnych rzeczy brać nie kazali... więc już nie wiem...

eh HSG, HSG.. chyba będzie mi się dziś to śniło całą noc  :shock:
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: ~Ania~ w 3 Września 2010, 20:56
I jak tam Magda?
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: madzia_n w 4 Września 2010, 12:03
czekamy na wieści :)
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: gagatka w 4 Września 2010, 17:33
Trzymam mocno kciuki, żeby Wam się udało :ok:
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: Madzialena w 5 Września 2010, 19:03
no niestety badanie się nie odbyło  >:(
 lekarz spojrzał na wyniki badania czystości, powiedział, ze jest jakaś bakteria i on badania nie zrobi, mówił, ze może mi zaszkodzić, ze jak bardzo chcę to mogę poptać jego kolegów, może któryś zrobi, ale on jak to powiedział "nie wybaczyłby sobie gdyby zrobił mi krzywdę"      wkurzyłam się na maksa, niewiele brakowało, bym się poryczała..bo pielęgniarka z przychodzni, jak dawała mi wynik powiedziała tak "no coś tam jest, ale to nic takiego, wynik uznawany jest za prawidłowy"  najchętniej bym ją udusiła...   :ckm: teraz wszystko mi się przesuwa w czasie, bo po pierwsze muszę się podleczyć... a nawet nie wiem jak mam to zrobić, bo co prawda uzgodniłam z tą pielęgniarką, ze mogę się "wkręcić" do ginekologa, tylko co z tego, skoro on pracuje tylko 2 dni w tygodniu... we wtorki kończy tak samo jak ja..  w czwartki ja kończę wcześniej,.. ale teraz będę miała w czwartek radę i wątpię bym zdążyła ;( zatem marne szanse bym zrobiła hsg na przełomie września i października  :glowa_w_mur: :Placz_1: :Placz_1: :Placz_1:   a jak już mi się uda wyleczyć, to  będę musiała brać zwolnienie na jeden dzień.. super... nowa praca i zwolnienie z oddziału ginekologicznego ehh..
 Dobrze, że Konrad niedługo wraca, jakoś raźniej mi będzie..  ;D
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: liliann w 5 Września 2010, 21:00
...szkoda, że nie skonsultowałaś wyniku z lekarzem miałabyś jedno rozczarowanie mniej...


Madzia nie przejmuj się zwolnieniem z oddziału ginekologicznego...przecież to nie stygmat. Nikt się pd razu nie musi domyślać, że masz plany ciążowe. Jest multum chorób ginekologicznych nie mających z ciążą nic wspólnego....mięśniaki, torbiele ..można wymyślać do woli ja ktoś będzie nader wścibski.
Jakby Ci brakło wyobraźni to służę pomocą... ;)
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: madzia_n w 6 Września 2010, 10:59
oj szkoda ze nie wypaliło :( ehh... no ale oby wszystko udało się podleczyć i na pewno bedzie lepiej :)
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: Madzialena w 8 Września 2010, 21:12
wiem Lilian, masz rację, ale mądry człowiek po szkodzie... on powiedział "to jutro lub pojutrze pani sobie wynik odbierze" i tyle.... zadne  proszę przyjśc, zobaczymy czy cos.. a ja miałam na głowie sprawy związane z nową pracą (latanie na badania, do sądu, zbieranie świadectw pracy, dokumentów itp.) i jakoś na to nie wpadłam... pielęgniarka powiedziała, ze ok ehhh... na razie stoję w miejscu bo nie mam jak się wyrwać do lekarza :(
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: liliann w 8 Września 2010, 21:15
aaa nowa robota...
rozumiem...sama się zatrudniam z dwóch miejscach na raz... nie musisz mi mówić ile z tym latania...wielka papierologia stosowana...
Wcale się nie dziwię, że nie masz głowy...
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: Madzialena w 17 Września 2010, 08:02
 Do nowej pracy się przyzwyczajam... próbuję ogarnąć to i owo...;)
a, że Konradek  już wrócił z rejsu  :hopsa:, więc teraz też nie mam głowy do badań..hihihi  :skacza: :Serduszka:
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: Anjuschka w 17 Września 2010, 08:13
Magda, wszystkiego naj... z okazji 5-tej rocznicy ślubu.
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: madzia_n w 17 Września 2010, 12:32
Wszystkiego najlepszego kochani! Oby Wasze marzenia wreszcie się spełniły! :)
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: Madzialena w 18 Września 2010, 00:07
Dziękuję Wam dziewczynki  ;D
  mam nadzieję, że w końcu te marzenia się spełnią  :hopsa:
Tytuł: Odp: Moja smutna historia... czyli co zrobić, żeby wreszcie się udało...
Wiadomość wysłana przez: Agnieszka w 21 Września 2010, 23:07
Madziu walcz i nie poddawaj sie...wiem co mowie bo wiele przeszlam przez 4 lata zanim zaszlam w ciaze....wiem ze beda doly, bedzie zwatpienie, ale pamietaj ze wygrasz ta walke!!!!! Mozna ja wygrac, i ja w to wierzylam choc nie raz sie poddalam, ale tylko na dzien lub dwa a pozniej od nowa zaczynalam walke....niestety walka o dziecko jest kosztowna....ale moze uda Wam sie zajsc w ciaze bez wiekszych kosztow....aha warto zrobic tez histeroskopie i laparoskopie za jednym zamachem....a maz nie bierze zadnych lekow na poprawe chlopakow swoich???