e-wesele.pl
Bebikowo => Bebikowe różności => Wątek zaczęty przez: Di w 8 Października 2009, 10:07
-
Przeczytałam dziś na Onecie następujący artykuł:
http://dziecko.onet.pl/34400,0,0,dzieci_burza_malzenstwo,1,artykul.html
Bardzo jestem ciekawa Waszych opinii i wypowiedzi w tym temacie - czyli jak zmieniło się Wasze życie po narodzinach maleństwa.
Ja sama nie jestem jeszcze rodzicem - i póki co nie wiem czy kiedykolwiek będę - chyba jest to kwestią tego (jakkolwiek to nie zabrzmi), że jeszcze nie dorosłam do roli matki. Uwielbiam dzieci, ich uśmiechy, minki, ciekawość świata - ale cudze dzieci - póki co nie wyobrażam sobie jeszcze posiadania własnego szkraba (wiem, że to zdanie może się szybko zmienić ;))
Irytuje mnie to, że wiele znajomych par opowiada o tym jakie to szczęście (nie wątpię..), jak jest pięknie itp - nie wspominając o tym, że bywa ciężko i nie zawsze jest różowo...Zero obiektywności - świat stał się taki piękny i wspaniały...Te ich wywody brzmią wręcz jak nakłanianie do powiększenia rodziny co mnie niezwykle wkurza...ja nikogo nie nakłaniam do nieposiadania dzieci, picia, palenia czy tańczenia na stole podczas imprez...
No i oczywiście te ciągłe pytania - a kiedy u Was pojawi się maleństwo, to już najwyższa pora (jesteśmy ponad dwa lata po ślubie i zbliżamy się do 30 urodzin..), że ile można czekać itp itd...wkurza mnie to niemiłosiernie - bo to jest moja i męża sprawa i nikogo więcej, a im częściej mnie pytają tym bardziej mi się odechciewa i czasem mam ochotę pojechać taką osobę niecenzurowanym tekstem...(w sobotę idziemy na wesele i obawiam się, że znów znajdziemy się pod gradobiciem pytań....q mój brzuch będzie pod stałą obserwacją...)
Przez osoby posiadające już potomstwo uważani jesteśmy za egoistów, bo myślimy tylko o sobie (imprezy, wyjazdy itp itd) i nie mogą zrozumieć naszego podejścia (podkreślam obecnego (chwilowo śmiejemy się że jestesmy typowymi DINKSami - nie powiedziałam nigdy że będzie ono takie zawsze), zaś te, które dzieciaczków nie mają - rozumieją nas doskonale...
Przy takich rozmowach wtrącane są wątki i rady pt. jak najlepiej przejść ciążę, jak karmić dziecko (bo tylko karmienie piersią wchodzi w grę), i tysiąc innych wytycznych co i jak w temacie dzieci...
Ja jestem zdania że do wszystkiego się dorasta i im bardziej człowiek gotowy na pewne zmiany i etapy w życiu, tym lepiej znosi zmiany jakie się z tym wiążą... co o tym myślicie?
-
Szkoda, że nikt się nie zainteresował tematem :( byłam bardzo ciekawa Waszych opinii.... :(
-
Di, wystarczy poczytać nasze wątki, poczytać klub wyrodnej Matki - wszystko będzie jasne..
-
Czytam czytam, ale wszystkiego niestety nie ogarnę ;) Śledzę kilka wątków, ale kwestii tematu który tu poruszyłam nie znajduję zbyt często...zwykle jest napisane że życie sie zmieniło, jest inaczej i tyle...
Klub wyrodnej matki - zaraz opanuję.
-
Wiesz, bycie egoistą bo nie chce się dzieci? Egoista myśli o sobie, a ty myślisz własnie o tym nie istniejącym dziecku i zdając sobie sprawę z tego że nie czujesz potrzeby posiadania go jesteś ze sobą szczera. Dla mnie to nie egoizm.
Ja nie pamiętam czasu "przed" dziećmi. Miałam 19 lat jak urodziłam pierwsze dziecko, kończyłam szkołę średnią, byłam dzieckiem. Życie bez dziecka nie istnieje w mojej percepcji. Jak by było gdyby tego dziecka NIE było? Nie wiem, nie myślę o tym. Bo nie chcę żałować.
8 lat przerwy to sporo, nie powiem, było mi wygodnie z podlotkiem. Drugie dziecko? Samobój. Kretyński pomysł. Owszem, cudownie jest MIEĆ. Ale mnie MIEĆ wystarcza. Nie wychowywać, przebywać, bawić się itd. Egoizm? Nie. Szczerość. Dla wielu - okrutność.
-
Bardzo dziękuję za Twoją odpowiedź - lubię czytać to, co piszesz, bo nie ściemniasz - nie mówisz że jest zawsze różowo itp - a niestety wiele osób, w tym moich znajomych tak robi...Teraz ze swoją rodzinką i niestety mężem również...prowadzę dyskuje na temat karmienia piersią - ja póki co jestem na nie (jeśli dobrze pamietam, Ty chyba też nie karmiłaś - ale mogłam coś pokręcić) i ostatnimi czasy w ogóle boję się w tym temacie odezwać, bo jestem od razu zakrzyczana...podobne podejście jest do mojej obecnej (nie wiem czy zawsze tak będzie) postawy dotyczącej braku chęci posiadania potomstwa oraz kwestii porodu przez cc...jak tylko zaczyna się temat i wyrażę swoją opinię to widze takie miny...i się sypią gromy...a mnie trafia - czy ktoś może mnie do czegoś zmuszać, albo mówić jak mam robić, bo tak trzeba???? bez sensu...
-
Masz rację, nie karmiłam. Z własnej woli, na własne życzenie. Ale nikt ze mną nie dyskutował o tym. Powiedziałam że moje dziecko będę traktowała jak ja chcę, a jak mąż chce karmić to niech sam karmi piersią. Mój na całe szczęście zrozumiał już dużo wcześniej że moje zdanie jest nie podważalne, przynajmniej w kwesti dzieci.
-
To ja się wypowiem.
Świat zmienił się BARDZO i nie ma co ukrywać. Zarówno pierwsza ciąża, jak i druga była planowana, ale nie oznacza to, że wiesz wtedy co Cię czeka, bo tak naprawdę dowiadujesz się jak to jest jak dziecko jest na świecie. Bywało ciężko, ale nigdy nie żałowałam że się zdecydowałam. zdarzyło się że pomyślałam, że już nigdy nie będzie tego luzu, który był jak Małego nie bylo, ale tak naprawdę to nie wyobrażam sobie życia bez Niego i nie pamiętam już jak to było jak byliśmy sami :)
Teraz też nie wiem jak to będzie jak urodzi się drugie dziecko, jak będę sobie dawać radę. Tym bradziej, że mieszkamy od kilku dni sami, wcześniej z teściami i nie będzie miał kto mi pomóc choćby przez 10min zająć się dzieckiem. Mąz pracuje od rana do wieczora. ale dam radę, przeciez się nie powieszę ;) Nie ja pierwsza, nie ostatnia. Kiedyś byłam pewna że chcę mieć trójkę dzieci, ale teraz już nie jestem o tym taka przekonana. To BARDZO duże poświęcenie, strach o zdorwie dziecka gdy choruje (lub strach w ciąży, tak jak mam tym razem), nie ukrywajmy, ale też spory koszt. Odchowamy dwójkę i jesli kiedyś na 100% będę przekonana, że chcę jeszcze jedno dziecko to ok, spróbujemy, ale na dzien dzisiejszy mówię: raczej nie.
Macierzyństwo to coś pięknego... Nieporównywalnego z niczym innym... Miłość do własnego dziecka jest nie do opisania. Ale to naprawdę ciężka praca. Jeśli ktoś nie jest pewny to wg mnie nie powinien się decydować. Choć tak jak napisałam - można być PEWNYM, ale jak to jest, to człowiek przekonuje się dopiero jak dziecko posiada.
-
Ja w sumie mogę podpisać się pod tym, co napisała Anulka. Choć ja czasami mam myśli, że może jednak za wcześnie się zdecydowałam itp. Kocham Córkę, ale tak samo mocno mnie czasami denerwuje. Zwłaszcza, że od kilku m-cy jestem z nią praktycznie sama i nie mam chwili wytchnienia, wkurza mnie stały rytuał dnia i to, że muszę liczyć sama na siebie. Już niedługo to się zmieni i mam nadzieję odetchnę i zrobię coś w końcu dla siebie SAMA.
A czy żałuję? Nie, na pewno nie. Nigdy nie byłam typem imprezowiczki, więc niewiele się w tej kwestii zmieniło, ale jednak brakuje mi luzu psychicznego.
No i oczywiście te ciągłe pytania - a kiedy u Was pojawi się maleństwo, to już najwyższa pora
Takie pytanie jest nie na miejscu, bo nie każdy dzieci może posiadać i nie chce rozmawiać o problemie, albo zwyczajnie nie chce ich mieć.
Temat karmienia to temat rzeka. Są dwie strony medalu. Te, które zacięcie karmią, nie rozumieją tych, które tego nie robią i odwrotnie. Tak samo jest ze schematem żywienia. Koleżanka, która faszeruje swoje dzieci słodyczami, fast foodami, nie zrozumie Ciebie, jeśli zdecydujesz, że ograniczysz je do minimum lub zrezygnujesz całkiem.
-
Cieszę się bardzo, że temat odżył i dzielicie się ze mną swoimi doświadczeniami. Mam nadzieję, że bedzie ich jeszcze kilka :)
-
No tak dla mnie urodzenie dziecka było końcem małżeństwa .... jestem po rozwodzie ...
dziecko kocham ponad życie od początku wychowywałam je sama i nie żałuje ..choć to ciężka i żmudna praca jaki piszą poprzedniczki ..chwilowo jesteś wyrwana z otoczenia ..ja i dziecko tworzymy swój własny świat ...
nawet jak teraz chodze do pracy i np. maluszek choruje to nic innego sie nie liczy bo wracam do domu i nie mam nawet szansy sie ruszyć ..a z pomocą babci czy kogoś innego jest trudno ..nie mam czasu na przyjemności ..choć ostatnio troszkę już więcej ..ale z każdej sytuacji trzeba wyciągać pozytywy - inaczej sie nie da :DDD
warto mieć kogoś na kogo można liczyć bo bywały dni że nawet nie miałam jak po chleb wyjść z domu :/ eh wiesz to sa tematy rzeki ...nie da się tak opisac kilkoma słowami ...ale podsumowując chciałabym jeszcze jedno dziecko mieć ... może kiedyś się uda ;)
-
Wiesz Di... nie zawsze Ci, co tak pięknie mówią o rodzicielstwie, o tym jak cudownie jest mieć maleństwo ściemniają. Niektórzy tak to własnie czują.
Ja osobiście, bez ściemniania i szczerze, jestem ZACHWYCONA niemal każdym aspektem posiadania dziecka. Od kiedy Nikodem pojawił się w naszym życiu nie ma dnia, abym choć przez sekundę żalowała, ze za szybko się zdecydowaliśmy. Nie czuję się przez małego ograniczona, nie czuję, ze wypadliśmy z życia towarzyskiego, choć wśrod naszej paczki tylko my mamy dziecko. Nie przeszkadza to nam ani we wspólnych imprezach, ani nawet w wyjazdach. Nasze małżeństwo jest jeszcze bardziej scalone... nie powiem, że kocham mojego męża bardziej po tym jak "dał" mi syna, ale na pewno odkryłam w nim wspaniałego ojca i to jeszcze mocniej uświaodmiło mi, że to właśnie z nim chcę przeżyć całe swoje życie.
Cukierkowo? Zbyt słodko? Może. Ale tak własnie jest. jedyne co mam na swoje usprawiedliwienie ;) ;) ;) to fakt, że nie staramy się na siłe uszczęśliwiać naszych znajomych gadaniem o naszym synku. Nie nawijamy o kupkach i kaszkach wśród osób, które nie są jeszcze w temacie bo zdajemy sobie sprawę, ze to ich nie ciekawi, ale jednocześnie dajemy do zrozumienia, że jeśli planujemy coś wspólnie to musimy wziąc pod uwagę przede wszystkim potrzeby naszego niespełna 9-miesięczniaka. Jak do tej pory nie zauważyłam, aby był to jakiś problem. Latem grilla zaczynaliśmy o 15, a nie 20, jeśli nie mamy z kim zostawić małego to "nasiadówy" robimy u nas i tyle. Luz blus i haj lajf ;)
-
Cukierkowo? Zbyt słodko? Może. Ale tak własnie jest. jedyne co mam na swoje usprawiedliwienie ;) ;) ;) to fakt, że nie staramy się na siłe uszczęśliwiać naszych znajomych gadaniem o naszym synku. Nie nawijamy o kupkach i kaszkach wśród osób, które nie są jeszcze w temacie bo zdajemy sobie sprawę, ze to ich nie ciekawi, ale jednocześnie dajemy do zrozumienia, że jeśli planujemy coś wspólnie to musimy wziąc pod uwagę przede wszystkim potrzeby naszego niespełna 9-miesięczniaka. Jak do tej pory nie zauważyłam, aby był to jakiś problem. Latem grilla zaczynaliśmy o 15, a nie 20, jeśli nie mamy z kim zostawić małego to "nasiadówy" robimy u nas i tyle. Luz blus i haj lajf ;)
Super Dziubasku że poruszyłaś ten temat :) Nie chcę, żebyście zrozumiały mnie źle - bo tak jak już wcześniej pisałam - ja uwielbiam dzieci - ale póki co - czyjeś... Sama mam 12 lat młodszą sis i pamiętam niemal każdy moment od jej narodzin i kocham ją nad życie :) (niektóre z forumek które poznały nas obie mogą to potwierdzic, żeby nie było, że tylko tak gadam... ;) )
A dlaczego zaczełam ten temat - spotkałam nie raz pary, których życie po narodzinach dzieciaczków bardzo się zmieniło i z tego co obserwuje (a może się mylę) niekoniecznie na dobre....
I tu pojawia się wątek, który poruszyła Dziubasek - zero wyjazdów, dziecka nie zostawią u Dziadków na dłużej niż kilka godzin (o weekendzie nie ma mowy co dla mnie jest totalnym kosmosem) - a dodam, że maluch ma już kilka latek, imprezy - tylko właśnie po 21 - bo musza malucha połozyć spać - nie może tego zrobić nikt, poza nimi (ani jedno z nich - musza byc dwie osoby i okreslony rytuał bo inaczej zaburza się spokój dziecka - mówiac krótko - zaczyna sie opera).
Bardzo mi się podoba to co Dziubas napisała, bo nie jest to przesłodzone - jest moim zdaniem szczere - kurde nie wiem, może się wyczuwa gdy ktoś ściemnia....Bo nie raz tych znajomych złapałam na tym, że się ich zeznania rozjeżdżały - w jednej chwili mówili jedno, za chwilę sobie zaprzeczali...Mają swoje - wg mnie dziwne teorie (np jadąc z dzieckiem do rodziny zabierają wannę, łóżeczko i tysiąc innych rzeczy - zresztą nie oni jedni)...Wiecie ja, czy mój mąż pamiętamy nasze dzieciństwo i wiem że na wyjazd do babci wystarczy ulubiony miś i poduszka - nie potrzebny cały majdan, wiemy, że u babci jest super a i babcia z dziadkiem są szczęśliwi jak mają przy sobie wnuczkę czy wnuczka - nie jest to dla nich praca czy wysiłek, a raczej przyjemność i doskonale pamietam jak lubiłam u babci zostawać na weekend...
Ja rozumiem że dzieciątko jest ważne, ale mamy taką teorię z mężem, że jak rodzice nie są szczęśliwi - to dzieci też nie będą i nie można wszystkiego podporządkowywac dziecku - nie stanie mu się krzywda jak starzy pójdą na balety, czy wyjadą na tydzień odpocząć, podczas gdy ono zostanie u kochających dziadków. Rodzice też mają swoje potrzeby, a jak się nie dba o siebie, to niestety różnie się to moze skończyć - ważne jest dziecko - ale rodzice równiez....
Madziulek - zdarza się, że niestety ludzie się rozchodzą bo nie wiem, nie są gotowi na maleństwo, nie mogą się dogadać - cieszę sie jednak że mimo wszystko jesteś szczesliwa i potwierdzasz to mówiąc że chętnie jeszcze jeden maluch...kiedyś tam :)
Dziubasek napisała też ważną rzecz, która przytoczyłam w tym poscie - nie zanudzacie znajomych opowieściami o małym - nie mówie że wcale się na ten temat nie odzywać i rozumiem że każda mama kocha swoje dziecko nad zycie, ale jak ide do kina z koleżanką-mama, to chce oglądać film, a nie ukradkiem pokazywane zdjecia malca na komórce...
Wiecie - ja nie patrzę spod wilka na młodych rodziców, ale okrutnie mnie irytuje jak młodzi rodzice krzywo patrza na mnie czy męża, gdy mówimy że jeszcze nie teraz, że mamy jeszcze trochę rzeczy w planie, zanim pojawi się maluch...że chcecmy pojechac tu czy tam (wiem że dziecko to nie przeszkoda, ale teraz chcemy sami), od razu jest ze egoiści, że nie dojrzali (dajemy sobie rade calkiem niezle, zwykle lepiej niż wielu znajomych którzy wysuwaja takie osądy, z nieba nam nic nie spadlo, na wszystko pracujemy cieżko) i zaczyna się litania dlaczego powinnismy miec już dzieci, że zegar bilogiczny (ja nie mam jeszcze 30 i jeszcze troche mi do niej brakuje, męzowi zresztą też) i tak jak pisalam wczesniej - sto pytan kiedy kiedy kiedy. W zeszlym roku na jednej rodzinnej imprezie chcialam ciotkom wscibskim powbijac widelce w oczy jak mnie macaly po brzuchu bo mialam na sobie tunike...wcale nie jakas ciazowa...poprostu...tunikę....no masakra na wrotkach...
Ja jestem zdania że na wszystko przychodzi pora (albo i nie) i u kazdego jest to w innym momencie...U Dziubasa byla pora wczesniej, u mnie poki co jeszcze jej nie ma...
Trafia mnie jednak jak mi kit wciska znajoma, która nie jest szczesliwa, duzo rzeczy sie posypalo w jej malzenstwie po urodzeniu dziecka, skonczylo się "zycie" jako takie bo tylko dziecko dziecko dziecko, nie ma swojego zdania i jeszcze przytacza mi sto piecdziesiat teorii na teman wychowania i ciazy ktore mi do niczego nie sa potrzebne....
To się rozpisalam... ;)
-
Di, wiesz, dla mnie w tym momencie też jest "kosmosem" zostawienie Nikosia na weekend, o tygodniu nie wspomnę, ale nie mam takiej potrzeby. Po prostu. Nie mniej nic nie staje na przeszkodzie, aby na weekend wyjechać gdzieś z juniorem. A że cały majdan ze SObą zabieramy....no cóż- to bardziej z wygody, bo łatwiej zapakować kilka "zbędnych" zdawało by się rzeczy niż później się bez nich obchodzić :P Ale wszystko jest do pogodzenia... A dziecko, w moim odczuciu w niczym nie przeszkadza.
A co do Waszego "egoizmu"- jestem tego samego zdania co Ryba- swoim zachowaniem pokazujecie, ze myślicie o Waszym przysżłym bąblu i nie chcecie go teraz... by tak na prawdę go nie nieuszczęśliwić, bo tak jak zauważyłaś. Szczęśliwi rodzice to szczęśliwe dzieci :)
-
Di to ja Ci tak napisze….
Mój świat po narodzinach zmienił się diametralnie. Pojawienie się dziecka zburzyło wypracowany przez nas PORZĄDEK.
Może inaczej…zburzyło MÓJ porządek - mój mąż wszedł w rolę ojca idealnie, dużo lepiej niż ja w rolę matki.
Pewnie dlatego, że ja w swoją życiową rolę weszłam już wcześniej jako PARTNERKA (nie żona, bo słowo żona nieodwołalnie kojarzy mi się codziennym gotowaniem obiadków, czego nie robię) i jako KOBIETA CZYNNA ZAWODOWO.
Nigdy przenigdy nie fantazjowałam o byciu mamą i decyzję o zostaniu nią mogłabym przesuwać jeszcze długo.
Decyzja o dziecku była kompromisem pomiędzy marzeniami mojego męża, moimi planami osobistymi i zawodowymi i kalendarzem który nieuchronnie pokazywał mi mój wiek.
Rola matki nigdy nie będzie tą, z którą się będę utożsamiać na pierwszym miejscu, bo gdyby ktoś mnie zapytał KIM JESTEM powiedziałabym w kolejności, że kobietą, lekarzem, partnerką a dopiero na końcu matką.
Co nie znaczy, że nie kocham córki, a jej wychowanie nie jest jedną z najważniejszych rzeczy w moim życiu…otóż jest, bo nie ma dnia ani godziny, abym o niej nie myślała.
Tyle, że nie muszę i nawet nie chce robić wszystkiego sama…mam po prostu sztab dobrze wyszkolonych ludzi, którzy mi w tym pomagają…zaczynając od przekochanej niani a na dziadkach kończąc. A moje dziecko kocha trochę więcej ludzi niż tylko mamę i tatę i z nimi czuje się bezpieczne i kochane…czyli niczego mu nie brakuje, pomimo, że mnie nie ma gdzieś obok.
Nie mam i nigdy nie miałam fobii, żeby widzieć wszystko jako pierwsza…pierwszy krok pierwszy ząbek itp….chociaż akurat na oba się jakoś załapałam.
Nie jest dla mnie problemem pozostawienie córki z dziadkami na weekend, czy zostawienie jej z ojcem na kilka dni, bo zmuszają mnie do tego plany zawodowe.
A do PORZĄDKU wracając, to w końcu go wypracowaliśmy na nowo. Zajęło nam to trochę czasu.
Paradoksalne jest to, że to dziecko, które go zburzyło, było jednocześnie spoiwem dzięki któremu udało nam się odbudować wzajemne partnerskie relacje. My ślę, że nasza wspólna wielka i dojrzała miłość do córki była czynnikiem, który niejako zmusił nas do zawalczenia o relacje między sobą, po trochu dla niej i po trochu dla nas samych no i dla NAS jako dla rodziny.
Dlatego uważam, że decyzja o dziecku powinna być przemyślaną i dojrzałą decyzją…bo wówczas jego pojawienie nie wiąże się z „katastrofami” o których tu wcześniej wspomniano…rozpadem rodziny, czy osamotnieniem pomimo trwania w związku.
Nie ma obowiązku posiadania dzieci…jeśli ktoś ich nie chce to nie….to tak jak nie ma obowiązku posiadania roweru, jedni go mają inni nie potrzebują.
-
Di, z tym rozjazdem zeznań znajomych...wiesz na czym to polega? Jak dzieciak jest grzeczny, to wychwala się go pod niebiosa i jest sielanka, a jak nie jest na odwrót. Wiem to z autopsji. Jak Mała jest do rany przyłóż to bardzo chcę mieć drugie nawet za 9 m-cy, a jak daje mi popalić to mówię "nigdy w życiu". Jestem choleryczką i baardzo łatwo wyprowadzić mnie z równowagi. Może i Twoi znajomi tak mają? :)
Co do imprez mając dziecko...jak mąż był na miejscu to wychodziliśmy do znajomych, pubu, jeździliśmy nad jezioro, grilla itp (nie mówię o imprezach całonocnych, bo takich nie lubimy - ja najbardziej). Raz z małą, raz bez, tam gdzie może iść z nami- idzie, a jak nie to ktoś przyjeżdżał do niej, albo my ją zawoziliśmy) Na szczęście chodzi spać o 19:30, więc wcześnie, poza tym przy kimś też zaśnie, więc to nie problem (ja w końcu po 1.5 roku wyluzowałam pilnowania godz jej snu jak zostaje u babci). Samej jest mi ciężej się zorganizować, bo zwyczajnie nie chce mi się zawozić dziecka 40km do rodziców, wracać do Sz-na na imprezę. Zdarzyło się tak dwa razy i nie żałuję, bo było super, ale za dużo kombinacji jak dla mnie. Mam nadzieję, że niedługo wrócę trochę do życia towarzyskiego, bo trochę zaniedbałam znajomych.
Krzywda jak starzy pójdą na balety, czy wyjadą na tydzień odpocząć, podczas gdy ono zostanie u kochających dziadków. Rodzice też mają swoje potrzeby, a jak się nie dba o siebie, to niestety różnie się to moze skończyć - ważne jest dziecko - ale rodzice równiez....
Pewnie, że się nie stanie :) Ale każdy ma inne potrzeby. My jesteśmy chyba trochę zdewociali, bo nie lubimy imprez do 5 nad ranem :)
Moi rodzice, wiem, że nie zostaną (póki co) z małą na kilka dni z wielu powodów i musimy jeździć razem. Niedługo planujemy spóźnione wakacje, na które pojedziemy w 3. I wcale mi to nie przeszkadza, bo przynajmniej odpocznę od obowiązków, jakie mam w domu, myślenia o obronie i w końcu spędzimy ten czas RAZEM, a nie osobno itp.
-
O to może jeszcze ja coś napiszę.
Nasza Paulinka co prawda nie była planowana. Ja gdy dowiedziałam się o ciąży, ryczałam... że nie chcę, że nie teraz itp.
Mój mąż - od razu się cieszył.
No ale minęło 9 miesięcy, w tym czasie pokochałam moje nienarodzone jeszcze dziecko, jak nikogo innego.
I nadszedł dzień narodzin. Przyznam, że CC było dla mnie bardzo wygodne - co prawda było takie zalecenie od okulisty. Ale przy następnej ciąży też chciałabym tak rodzić. Pewnie ma to związek z tym, że bardzo dobrze zniosłam całą operację.
W dniu narodzin Paulinki widziałam ją może z dwie godziny. Chciałam wypocząć i nie wyobrażałam sobie nocnego wstawania do niej. Owszem, miałam wyrzuty sumienia, że nie chcę jej w pokoju, ale wiedziałam, że nie dałabym fizycznie rady.
Drugi dzień - masakra. Ryczałam razem z Pauliną nie mogąc jej nakarmić (tutaj kłania się właśnie jakość pomocy personelu medycznego). Doszło do tego, że nie chciałam być z Paulinką w pokoju, jak zostawałam sama. Jak mój mąż jechał do domu powiedziałam - zabierz ją ode mnie. Bałam się... cholernie bałam się z nią zostać sama.
Gdyby nie mój mąż - to pewnie załamałabym się całą tą sytuacją. Dlatego zdecydowaliśmy się też na salę jedynkę, gdzie cały czas był ze mną Piotrek. Na spokojnie mogłam oswoić się z całą sytuacją i wszystkiego nauczyć.
Po wyjściu ze szpitala - w domu - było już całkiem inaczej. Co prawda mała cały czas ryczała i dopiero gdzieś po 2 - 3 tygodniach okazało się, że jest głodna, ale przetrwałam. Już nikt mnie nie osądzał, że nie daję sobie rady z dzieckiem - bo ryczy. Później było już tylko lepiej. I tak jest do dzisiaj.
Napiszę jeszcze, że moment przejścia na samą butlę był dla mnie wytchnieniem - odżyłam też jako matka. Oczywiście bardzo chciałam karmić Paulinkę piersią - jednak możliwość "uwolnienia" się na parę godzin od córci, pozwoliło mi wrócić do normalności. Ciągłe siedzenie z dzieckiem, przebywanie z nim 24h/dobę to nie dla mnie. Muszę spełniać się zawodowo, muszę mieć czas tylko dla siebie. Inaczej byłabym chyba nieszczęśliwa. Butla mi to umożliwiła.
I co najważniejsze - mąż. Gdyby nie on i jego pomoc i wsparcie - pewnie byśmy ciągle się kłócili. To on sam mnie wygania z domu na zakupy, do biura na ploty czy po prostu na spacer. Akurat przez to nasza miłość stała się mocniejsza, albo może tylko mi się tak wydaje.
Podsumowując... posiadanie dziecka to cudowna sprawa, jednak w moim przypadku, możliwość realizacji swoich celów, możliwość oddania dziadkom córy na parę godzin i wypad z mężem na miasto - to wszystko scala nas jako rodzinę. Gdyby tego nie było - byłyby ciągłe wyrzuty. Ehhh... ciężko mi w paru zdaniach opisać, jak to wszystko czuję.
-
Właśnie podoba mi się, ze piszecie, że nie ma obowiązku posiadania dziecka...chociaż nie do wszystkich osobników w moim otoczeniu to dociera hehe...
Widzicie, ze mną jest tak, że mam okresy...w których bardzo bym chciala byc mama i takie w których zdecydowanie nie...chwilowo jest okres ze nie...Moj mąż zdecydowanie jeszcze nie chce...mowi ze jest za duzym dzieckiem jeszcze..ale w ogóle to by chcial..kiedys...ja nie wiem jak to sie u mnie skończy.
Tak jak pisałam - uwielbiam dzieci - czyjeś, przez kilka godzin raz na jakis czas...
Ciąża i karmienie piersią to dla mnie kosmos jest jeszcze, chociaż łapię się od jakiegoś czasu, ze coraz bardziej temat zaczyna mnie interesować...buszuję sobie po Bebikowie...wypytuję znajomych..czyżby w mojej główce zaczynał kiełkować temat pt. potomek??? hym...
Jesli chodzi o imprezy - ja nie mowie o baletach do 5 rano - bo zwykle kolo 1 marudze ze chce mi sie spac...chodzi mi ogolnie o taką małą wolność Rodziców - ich prawo do zabawy raz na jakiś czas - a nie wieczne uwiązanie, bo teraz w takich kategoriach rozumiem posiadanie maleństwa...ale moze to oznacza ze jeszcze jednak nie czas na mnie...
-
wszystko da sie zorganizować jak masz jakąś pomoc ... babcie wkońcu od czegoś są:) hehehe
ja tam jak mój kubik jest zdrowy uśmiechnięty to bym chciała takiego drugoego bombelka ale jak chory albo ma dzień świra to od razu mi sie odechciewa ..i tak w kółko :) heheheh
a jeśli chodzi o otoczenie to wiesz dziwi mnie takie podejście bo np. co w przypadku gdybyście (odpukać) niemogli mieć dzieci i nie chcielibyście o tym mówić , to przeciez kazde takie nagabywanie sprawiałby wam przykrość ..ludzoe wogóle o tym nie myślą >:( >:( >:( ehhhhh
-
a jeśli chodzi o otoczenie to wiesz dziwi mnie takie podejście bo np. co w przypadku gdybyście (odpukać) niemogli mieć dzieci i nie chcielibyście o tym mówić , to przeciez kazde takie nagabywanie sprawiałby wam przykrość ..ludzoe wogóle o tym nie myślą >:( >:( >:( ehhhhh
Zgadzam sie....i powiem Wam ze kiedyś jak mnie juz dobijały totalnie pytania kiedy kiedy kiedy...to mialam na koncu jezyka by powiedzieć ze nigdy bo nie moge (zeby sie zatkali i raz na dobre odchrzanili). Ale nie powiedzialam...chyba byłby to za duzy kaliber...
Babcie sa pod reka (moi Rodzice mieszkaja 3 minuty od nas :D - a tesciowa tez niedaleko..ale jak juz oddawac malucha to własnej Mamie - chyba wiekszosc z nas ma tak? ze tesciowej - to niekoniecznie...dziwne to jest, ale co zrobic...).
Przy okazji - wczoraj czytałam artykuł kolejny o ciąży i karmieniu:
http://dzieci.pl/pgid,11601769,title,Uwiezione-w-ciazy,fototemat_ciaza.html
i dwa posty które bardzo mi sie spodobały:
http://dzieci.pl/oid,10408191,pgid,11601769,title,Uwiezione-w-ciazy,opinie.html
http://dzieci.pl/oid,10357475,pgid,11601769,title,Uwiezione-w-ciazy,opinie.html?smgputicaid=68f95
Dodam tylko, że kiedyś jak przy tesciowej powiedzialam ze ja nie chce karmic piersia to myslalam ze sie z tesciem na mnie rzuca...ze jak to - jak by to od nich zalezalo :P
-
Di ja wolałam małą teściowej zostawić, do dziś tak mam, że jej bardziej ufam niż mamie.
-
ja o porodzie, ciąży i karmieniu do momentu aż się z tym nie zderzyłam nie miałam pojęcia i nawet nie szukałam. Do ostatniego dnia ciąży nie miałam pojęcia jak CHCĘ karmić. postawiłam na luz. I jakoś wyszło mi naturalne. teraz wiem, że baardzo chcę karmić piersią drugie - bo ta "metoda" się u mnie sprawdziła.
Dopóki nie masz realnie dziecka nie wiesz jak to jest mieć dziecko. Bo wraz z przyjściem ze szpitala do domu twoja rzeczywistość tak się zmienia, że trudno to sobie wyobrazić. Niby wszystko jest takie same ale już nie jest.
Jestem mamą 2,5 letniej córci, z drugim bąblem jestem na początku 4 miesiąca ciąży. I czasem tęsknię a tymi czasami, kiedy w sobotę i niedzielę budziło się późno i wstawalo koło południa. Kiedy człek się wylegiwał na kanapie...kiedy po pracy spontanicznie można było zrobić sobie rundkę po sklepach. CZy iść na nocną imprezę. Ale ostatnio miałam taką sytułację....
rano, raniutko wyszłam do racy, moje dziecie o dziwo jeszcze spało; potem praca, a po pracy musiałam coś pilnego załatwić. Z córką widziałam się dopiero po 18. Pojechaliśmy do delikatesów na zakupy. I tak jak ją w tym sklepie ubierałam w czapkę i słuchałam jej trajkotania, jak na nia spojrzałam, to żałowałam, że nie było mnie przy niej caaały dzień i że bardzo się cieszę ze ją mam, i że ją baaaardzo kocham. I nie zamieniłambym tych leniwych dni we dwoje na to co jest teraz.
Wiesz ja będąc już w ciąży bałam się tego co będzie po porodzie. Jak to wszystko się poukłada, jak dam sobie radę ze wszystkim (choć wiedziałam, że z pielęgnacją małej nie powinnam mieć problemów) , chyba głównie z macierzyństwem. Teraz boję sie tak samo jak w tedy. Bo dojdzie drugi bobas, a ogarnąć samemu dwÓjkę, to nie to samo co jedno. Po prostu boję się nieznanego. Tego co jest przede mną.
Myślę, że ty też boisz się nieznanego. Ale oswajasz się (bo odwiedzasz bebikowo) i dojrzewasz do bardzo świadomego macierzyństwa.
Wiesz moja córcia byla niedokońca zaplanowana. I pewnego dnia mój mąż powiedział tak: "i dobrze, że jesteś w ciąży, bo jakbyśmy mieli tak planować, to dziecka by niebyło przez conajmniej 9 lat " (a 9 lat planowaliśmy ślub ;))
-
Wiesz moja córcia byla niedokońca zaplanowana. I pewnego dnia mój mąż powiedział tak: "i dobrze, że jesteś w ciąży, bo jakbyśmy mieli tak planować, to dziecka by niebyło przez conajmniej 9 lat " (a 9 lat planowaliśmy ślub ;))
Coś w tym chyba jest.... ;)
-
Widzisz Gosiu, to jednak bardzo zależy od człowieka. Bo ja jak jestem w pracy do 17:30 i potem wpadam do domu o 18:00 to się ciesze że TYLKO godzine lub max półtorej będę Tosie oglądała. I jak się weekend zbliża to jestem wściekła, zła i mam podły nastrój. Nie znosze być w domu z dziećmi, wystarczy że są. Nie musze ich oglądac.
-
a życie z dzieckiem jest kwestią organizacji. Bo wyjscie na głupi spacer czy do lekarza na kontorlę trzeba rozwiązać logistycznie (co wziąść, w co ubrać, jak zniesc wózek, jak i czym dojechać). Dobrze aby przyszła mama miała prawo jazdy i wrazie W auto do dyspozycji...
A jeżeli coś planujesz to najpierw oceniasz sytuację pod kątem bąbla. I dla osób które mają już dziecko jest to naturalne. Poza tym niewiele się zmienia.
ja jak wpadam do domu to mi się chce jeść. I mam ochotę zagłębić się w kanapie i odetchnąć...zwykłe odczucia zmęczonego człowieka w stosunku do zawsze pełnej energii dziecka.
W macierzyństwie jak wszędzie są blaski i cienie...
-
Nie znosze być w domu z dziećmi, wystarczy że są. Nie musze ich oglądac.
Wiesz Aga, trochę to "przykro" brzmi... to w takim układzie po co Ci dzieci?
Aha, pytanie zadałam, żeby się zwyczajnie dowiedzieć, zobaczyć Agi punkt widzenia, a nie wszcząć słowne niesnaski...;)
-
Kasia a dzieci muszą być " po coś"? Przecież dajesz życie, nowe istnienie, na to chyba nie trzeba pozwolenia. Ja już dawno uznałam, i z tym się nie kryję, że powinnam była urodzić się w czasach kiedy kobiety TYLKO rodziły, a resztę roboty odwalały mamki i guwernantki, a pięciolatki wysyłano do szkół z internatem. Ja swoje dziewczyny bardzo kocham, naprawde. Ale co poradze że nie lubie z nimi przebywać? Ja tego nie robię im na złość, a już na pewno im tego nie mówię. Taka jestem, ale czy to ma mnie pozbawiać możliwości posiadania dzieci?
Może to kwestia wychowania? Moja mama zawsze powtarzała że najgorszy czas w jej życiu to ten który spędziła z nami w domu...
Mam nadzieję że nikt nie zacznie słownych niesnasek.
-
Ryba ja rozumiem Twoje nastawienie mam trochę podobne, aczkolwiek nieco inne...
...bo ja akurat lubię dobrze zaplanowany weekend w towarzystwie córki...nienawidzę tych zupełnie rozmemłanych...bo jak razem spędzać czas to konstruktywnie, ale wspólne siedzenie w domu i obijanie się z kąta w kąt mnie dobija, szczególnie jak nie mogę się zając swoimi sprawami.
Lubię wracać z pracy i widzieć moja zadowolone dziecko...
-
[czas to konstruktywnie, ale wspólne siedzenie w domu i obijanie się z kąta w kąt mnie dobija, szczególnie jak nie mogę się zając swoimi sprawami.
To ja mam tak samo, jednak Paulinka jest jeszcze za malutka na jakiekolwiek ciekawe planowanie dnia. Pozostają nam odwiedziny u dziadków.
-
A ja jestem tego zdania że do dzicka trzeba dorosnąć to nie jest łatwa decyzja , my ją podjelismy jeszcze przed slubem że odrazu po slubie chcemy miec dziecko. Wczesniej mielismy inne plany, mieszkalismy za granicą, chcelismy wybudowac dom i dopiero pozniej miec dziecko, ale jednak nam sie odmieniło. I myśle że gdyby nie ten wyjazd pewnie dalej bysmy o tym nie mysleli. On nas duzo nauczył, zbliżył.
Trzy tygodnie poslubie dowiedzielismy sie ze bedziemy mieli dziecko , bylismy tak szczesliwi jak jeszcze nigdy wczesniej. I nie powiem że było łatwo od pierwszy dni, nie wręcz przeciwni przez pierwsze pięć miesiacy wymiotowałam, nic nie jadłam, waga spadła mi 6 kg, a ja juz tylko rzygałam krwią tak wlasnie ,ale ani razy nie żałowałam że zaszłam w ciąże. Mój mąż bardzo się mną opiekował.
Od początku nie mogłam sie doczekać jak zobacze naszego synka, jak juz sie urodził wiedziałam że dam radę i nie myliłam się , nie mówie że jestem idealna bo nie ma czegos takiego jak ideał ale staram sie z tym wszystkim dawać sobie radę.
Wiem że może gdyby mój synuś ciągle płakał jak inne dzieci to pewnie by mnie to doprowadzalo do szału, ale to mały spioszek i pewnie dzieki temu jest wszystko ok.
Karmie piersią i chce karmic do 6 miesiaca mniej wiecej, na początku nie mialam pokarmu ale walczyłam dzielnie, pewnie jak by sie laktacja nie rozkreciła to bym podała butle, no bo co zrobic. Wczesniej nie bardzo chcialam karmic piersią, ale jak ta mała pijaweczka sie przyssała od pierwszych dni , patrzył m iprosto w oczy i jadł to ja sie rozklejałam. Ale nie twierdze że jeżeli ktos nie chce karmic piersią że źle robi, bo tak nie jest najważniejsze jest to żeby dziecko było najedzono a nie jak się karmi.
Co do imprez typu imieniny itp zabieramy naszego szkraba ze sobą i nie jest to problem, biore wozek ,dziecko spi wtedy gdy trzeba, nie wiem moze akurat mnie sie trafilo tak spokojne dziecie ;D
A jeszcze napisze o tym że do wszystkiego trzeba dorosnąć bo to prawda , mam siostre 12 lat starsza odemnie ,wczesniej nie chciala żadnego slubu, bo jej papierek doniczego nie był potrzebny a teraz w rok po naszym slubie i ona do tego "dorosła" a czy dorosnie do roli matki nie wiem nikt jej do tego nie zmusza,ma swoj wiek to fakt ale najwazniejsze żebym to ona sie czula w tej roli dobrze a nie została zmuszona.
-
Natalia,jest pozno wiec bede pisac bez ladu i skladu dotego pewno z bledami...
ale
unas 2 pracocholików -iprezowiczów z 8letnim stazem zabralo siena to aby miec dziecko.
Pierwsza mysl:
naturalna potrzeba....paradoks-JA CHCE MIEC DZIEKO???? JA?ja która nawet na rece nie bralam dzieci,ja która meczylam sie w obecnosci równolatek rozprawijaących nad kupą czy zupa??
Otóż ja -zaszlam BARDZO szybko w ciąże ,tuz po slubie.
ciaża-wzorcowa.Okres noworodkowy nie.Bo Maja chorowla i hospitalizowala sie stale.
Ile łez qrew wylalam,wyrzucilam z siebie gniewu-wie tylko Bóg chyba....niemniej siedziec z Majka bede na doopie w domu do jej 3rz.
Iw wiesz-sa momenty ze chce zabijac-bo 'dzien swistaka mnie dobija" ale wiem ze teraz jest TEN CZAS TO MIEJSCE,TO ZACHOWANIE.
wiem-bo mam poczucie ze sie nie poswiecam-tylko ze robie tak-bo chce.Zycie towarzyskie>majka chodzi wczesnie spac-wiec mozemy ja z kims zostawic-w lecie grile byly ok 16 do 21,urlop-jedziemy z nia-sprawia nam to autentyczna przyjemnosc ze siedzimy wkoncu we trójke.
Natalia,do czego zmierzam:NIKT NIGDY NIKOGO nie powienien przekonywac do posiadania dziecka albo nie.
jest tyle czynników które na nas wpływaja....ale jest tez rozum i serce nas samych..jakkolwiek patetycznie by to nie brzmialo...jesli ludzie decyduja ze nie chca miec dzieci-zaprosze ich na grilla napijemy sie teqili i pogadamy o "milosci w czasach zarazy" marqeza i o aferze hazrdowej.jesli nie moga i sie starają-pomoge im jak tylko moge-jesli mają-pogadam z nimi o tym ze jednak pampki są najlepsze..ja nie widze zadnego problemu.
czasem mam wrazenie ze zyje zgodnie w mysl zasady:;jest czas na to aby udalo sie w zyciu...jest czas na to aby udalo sie życie"....bo chodzi oto dlamnie aby byc w zgodzie.,
ze sobą.
-
tete po preczytaniu twojego postu przypomniała mi się koleżanka, która kocha dzieci, która po porodzie chcianego, zaplanowanego dziecka dostała depresji poporodowej i o całe poporodowe zło (bo miała poważne komplikacje) obwiniała małą Agatkę.
Są też kobiety, które nagle "wpadają". Które nie mają w planach dziecka, a ono juz w pewnym sensie jest. I potem sie okazuje, że nie wiedzą jak to się stało, że tak dłuuuugo zwlekały z macierzyństwem.
Życie od momentu pojawienia się dwch kresek się zmienia. Ale czy ciągle musi być tak samo ? Czy zawsze luz, lenistwo i wygoda życia we dwoje będzie nam odpowiadać ? Na wszystko przychodzi pora i czas.
-
Dzis dowiedziałam się, że moja bardzo bliska koleżanka prawdopodobnie zostanie mama :D Zawsze mnie takie wieści cieszą, bo uwielbiam maluchy :D No i tak sobie pomyslalam...ze w sumie to jej troche zazdroszcze bo "natura" sama za nia zadecydowala, odeszły jej dylematy zwiazane z podjeciem decyzji, staranka...wszystko ma swoje dobre strony hehe :) No i sama sie zaskakuje ta własnie taka mała zazdroscia, bo ciagle mowie NIE NIE - a jak by było, to kto wie... ;) w sensie ze chyba bym byla bardzo zadowolona :D
-
No proszę :) Fajnie się to czyta Di :) A moze akurat Wam tez sie TO kiedys przytrafi ;D
-
hMM TAK SOBIE MYSLE CO TU NAPISAC BO W SUMIE KAZDA Z wAS NAPISAŁA PO TROCHU JAK TO JEST..
Pamiętam, jak powiedziałam rodzicom o naszej wyczekanej i upragnionej ciąży.. oczywiscie baaardzo sie ucieszyli, ale pamieątm jaka mama mi powiedziała.. no Anetka,skończą sie czasy luz bluz... nie wiem dlaczego wtedy mnie to uraziło ::)
posiadanie dziecka to cięzka praca.. jak do tego dochodzą jeszcze jakies choroby, to robi sie masakra..
Kocham mojego synka najmocniej na świecie, ale czasami nie mam siły .. po prostu , zwykłej ludzkiej siły, żeby wszystko grało... w ciazy myslalam, ze ze wszystkim dam sobie rade sama.. oj, jak bardzo sie myliłam ::)
teraz uwialbiam dostawac od mamy obiadki, uwielbiam jak tata wychodzi z synkiem na spacer.... bo mam chwile dla siebie.... albo przynajmniej na opanowanie bałaganu w domu ;)
zmienia sie wszystko, łącznie z relacjami partnerów.. bo najwazniejsze staje sie dziecko.
Wcale sie nie dziwie , ze małżeństwa sie rozpadaja. niektórych to po prostu przerasta..... Na szczescie moj mąż po prostu oszalał na punkcie Matiego i zajmuje sie nim cudownie, momentami nawet lepiej niz ja....
posiadanie dziecka zmienia życie o 180 stopni, ale o tym mozna sie przekonac jak juz sie je ma...
-
posiadanie dziecka zmienia życie o 180 stopni, ale o tym mozna sie przekonac jak juz sie je ma...
Bardzo mi sie podoba, to co napisałaś :)
-
ale wiecie co, tak sobie myśle.. , ze cos za cos..bez dzieci byłoby strasznie nudno... bo w koncu ile mozna patrzec sobie w oczy ;)
jak popatrze sobie na moja babcie i widze w niej siebie za kilkadziesiat lat, to......... bardzo chciałabym, zeby rodzina była dla mnie takim oparciem,jakim my teraz dla niej jestesmy.
-
Święta prawda - chociaż na początku wiadomość o ciąży była dla mnie wielkim szokiem i morzem wylanych łez, to już nie wyobrażam sobie życia bez Paulinki.
Chociaż jak teraz P. poszedł do pracy i siedzę całe dnie sama z Paulinką, to marzy mi się powrót do biura...
-
Napewno moje zycie przed narodzinami Matiego bylo beztroskie , bez wiekszych obowiazkow , z pewnoscia teraz nasze zycie nie jest latwe , bo wlasnie teraz nie myslimy tylko o sobie a wylacznie o Matim , to on jest teraz numer 1 .Nikt nie mowil , ze bedzie latwo pomimo czestych chorob Matiego czuje ,ze swiat bez niego bylby bardzo smutny , nie wyobrazam sobie zycie bez niego , to cale nasze szczescie , zadne dobra materialne sie nie licza bo dziecko to caly najdrozszy skarb :-* zycie za niego bym oddala ..... bo teraz wiem dla kogo sie urodzilam i dla kogo musze za wszelka cene zyc .....
-
A czy któraś z Was pamięta jak było przed pojawieniem się dziecka? Ostatnio z mężem o tym rozmawialiśmy.... i za nic nie mogliśmy sobie odtworzyć całego dnia bez małego ;) To tak jakbyśmy my urodzili się razem z nim...
-
Oj Ania... ja pamiętam i to bardzo dobrze ;D za to nie wyobrażam sobie by teraz nie było małego.
-
Ja już nawet nie jestem w stanie przypomnieć sobie przespanej nocy ;)
-
oj ja pamiętam te czasy przed....
i nie powiem często tęskno mi do nich :)
Powiem tak..teraz to już bajka w porównaniu z początkami macierzyństwa.
Nie żałuje że Maksio jest - teraz. Ale pamiętam, ze w pierwych tygodniach nachodziła mnie nieustannie myśl "gdybym wiedziała, że to tak będzie wyglądać - never, ever..nigdy nie zdecydowałabym się".
Nikt nie jest w stanie przygotować sie na to co się dzieje po narodzinach dziecka!! To jest REWOLUCJA!
Ja mam wybuchowy charakter..potrafie w jednej chwili z kochającej, do rany przyłóż mamy zmienic się we wrzeszczący huragan... niestety - ja nie nadaje sie do dzieci. Podobnie jka Lila moge napisac... ze jestem kobietą aktywną przede wszytskim, potem matką.
Nie zmiania to faktu, ze kocham Maksia ponad życie.... i nie wyobrażam sobie zeby go nie było...
choć jak napisały dziewczyny - jest to nieustanna, mordercza praca.... (podobnie jak Rybka wyniosłam z domu przekonanaie: "dzieci to najgorsza rzecz jaka nam sie przytrafia" -tak niby dowcipnie ale zawsze mówił i mówi mój ojciec, a dlaczego - bo to jest nieustający się obowiązek..nieustająca troska, obawa i odpowiedzialność).
Ale myśl, ze miałabym popełnić "takie głupstwo" jeszcze raz...przyprawia mnie o ciary!
Co nieznaczy, ze kiedyś nagle hormony mnie nie ogłupią ;) i znowu popadne w "tarapty" :)
Czasem mam takie napady...ale wystarczy moment marudzenia Maksia, kiepski dzien..i od razu wracam do porządku :)
-
Ja też pamiętam jak to było przed - nawet przed ciążą.
Czy mi tęskno? Chyba nie... Teraz cały świat (no prawie) kręci się wokół tego maleństwa, które bawi się teraz na podłodze :)
Ale też pamiętam w szpitalu moją niepewność co do chęci posiadania dziecka. Jednak z czasem - jak już wszystko się unormowało - jest super.
-
Ja sie mogę ręcami i nogami podpisać pod postem Vall.
Zresztą jak ryczałam po porodzie to własnie Marta i nasza forumowa AndziaK najbardziej wspieraly mnie czy to na gg, czy przez telefon. Miłobyło słyszeć, że nie tylko ja momentami mam swojego dziecka dość.
Poza tym....nie wyobrażam już sobie zycia bez córeczki, ale pamietam też czasami chwile kiedy jej nie było, kiedy w niedziele z mężem kładlismy się na popłudniową drzemkę nie myśląc o niczym....teraz zawsze napierw myslę o dziecku, a potem o sobie.
-
Czasem mam takie napady...ale wystarczy moment marudzenia Maksia, kiepski dzien..i od razu wracam do porządku :)
Ja też tak mam, z tym, że ja chcę bardzo, ale jak mała jest marudna to odechciewa mi się:)
-
Ja też pamietam. W soboty i w niedzielę wylegiwanie się i jedzenie śniadania w łóżku do południa. Teraz np. Dziś młoda obudziła mnie po 6 rano, i przez kolejne pół godziny tak się wierciła, kopała, że nie uwierzyłam juz jej słowo, że będziemy spać....
Ale życie we dwoje do ewnego momentu jest ok. Potem robi sięnudno.....ja nie wiem co to nuda w zwiążku bo młoda pojawiła się zanim zaczęło być nudno.....
-
A wiecie co ja pamiętam....że mówiłam, że nie mam czasu....haaa haaa haaaa.....
....wszystkie żeśmy się z tego w pracy nabijały...
co... kiedyś czasu nie było?? to co teraz powiedzieć?...
...a ponowne macierzyństwo uzależniam tak naprawdę jedynie od jednej rzeczy...od tego jak potoczy się moje dalsze życie zawodowe...
Ja da się je ustabilizować (trudno tu znaleźć lepsze słowo) to zdecyduję się na rodzeństwo dla Ewki....jeśli nie uda się przez najbliższe lata (powiedzmy do 38 rż) to będzie jedynaczką.
Krótka piłka.
-
http://dziecko.onet.pl/43412,0,0,najwiekszy_blad_jaki_popelniaja_rodzice,1,artykul.html
Co sądzicie na ten temat?
-
Ja się z tym absolutnie zgadzam i jestem dokładnie takim rodzicem. a to zdanie („Jeśli chcesz mieć szczęśliwe dzieci, stawiaj swoje małżeństwo na pierwszym miejscu”).
mogłabym sobie na czole wytatułować.
-
Widziałam, że Ninka wstawila sobie do podpisu, chyba też się zgadza ;)
Ja - mimo braku dzieci - jeśli kiedyś będę mieć - tak własnie bedę myśleć - Ar od zawsze mówi - najpierw Mąż i Żona - czyli My :)
-
...w pierwszych latach życia ogromną ilość uwagi i czasu ....Ale później w wychowaniu uczestniczyli także inni członkowie rodziny i cała wspólnota lokalna...
ja mam wybitnie rozbudowaną wspólnotę lokalną... ;D ;D ;D ;D
-
najpierw Mąż i Żona - czyli My :)
I taki jest właściwy model rodziny :) Tylko, że to tak pięknie się mówi, jak się tego dziecka nie ma.. a uwierz mi, ze jak już będzie, to lekko sie Wam poprzestawia..
-
Domyślam się....ale sądzę, że mój Mąż doprowadzi mnie do pionu jak coś ;) Zresztą, my oboje, jako dzieci chętnie spędzaliśmy czas u Babć, więc sądzę, że te wzorce bez problemu przeniesiemy kiedyś do swego życia :) Mam nadzieje.... ;)
-
Zresztą, my oboje, jako dzieci chętnie spedzaliśmy czas u Babć, więc sądzę, że te wzorce bez problemu przeniesiemy kiedyś do swego życia :)
Jeszcze trzeba mieć warunki i babcie, które mają mnóstwo czasu i chęci i najlepiej mieszkać w jednej miejscowości z owymi babciami.
-
Moja Mama mieszka 200m ode mnie ;) Teściowa jakieś 5km dalej ;) Więc z tym raczej nie bedzie problemu ;)
-
Jak masz rodziców, którzy zawsze i wszędzie zostaną z dzieckiem to super. Moi niestety należą do bardzo towarzyskich osób i często nie mają czasu na opiekę nad wnuczką, albo ochoty, bo chcą odpocząć. Obydwoje pracują i też potrzebują odpoczynku. [...]
-
Moi tez pracują i mają swoje życie - zarówno Teściowie jak i Rodzice. Nie mówie przecież że dziecko zamieszka z nimi i będę je odwiedzać raz na jakiś czas - wręcz przeciwnie...uważam tylko, że w razie potrzeby opieka dla maleństwa się znajdzie...jest jeszcze moja sis, męża sis..opcji jest wiele, kwestia dogadania.
-
Di powiadasz, ze mąż postawi Cie do pionu? hihi, ja tez tak myślałam..
teraz to ja czasami męza musze postawić do pionu... bo zwariował na punkcie synka ;)
Jak widzisz swojego malucha.. i pomyślisz sobie,ze to Twoje najprawdziwsze na świecie dziecko..
Że do końca życia, ta istotka bedzie liczyć na Ciebie, Twoją pomoc..
Że zostajesz rodzicem..
Di, uwierz mi, ze miałam zdanie "jota w jotę" takie jak Ty.. nawet przed samym porodem..
potem życie zweryfikowało swoje ;)
-
Ale ja sie nie upieram że będzie i koniec w jeden czy drugi sposób...założyłam ten wąteczek, by skonfrontować swoje wyobrażenia z doświadczeniami osób posiadających już dzieci - czyli Rodziców...bardzo mnie ciekawi jak to wygląda w praktyce i jak to się do tych moich wyobrażeń ma :)
-
Życie weryfikuje wiele rzeczy... ale ja też uważam, że „Jeśli chcesz mieć szczęśliwe dzieci, stawiaj swoje małżeństwo na pierwszym miejscu” jest wielką prawdą.
-
A mi to zdanie w ogóle się nie podoba. Zmieniłabym je na "Jeśli chcesz mieć szczęśliwe dzieci stawiaj swoją RODZINĘ na pierwszym miejscu". Nie siebie, nie męża, nie dzieci, ale nas wszystkich razem. Trzeba znaleźć odpowiednią równowagę... Nie wyobrażam sobie, abym przedkładała swoje potrzeby nad potrzeby dziecka. nie tędy droga...
Jeden fragment bardziej do mnie przemawia:
"Sue Palmer cytuje Annę Wahlgren, szwedzką psycholog dziecięcą, która mówi, że dzieci „powinny być w centrum rodziny - a nie stanowić centrum rodziny”. - Czasami musisz skupić się na dzieciach, czasami na partnerze - dodaje Palmer. - Chodzi o to, żeby zdać sobie sprawę, że nie da się zrobić wszystkiego, być wszędzie. Trzeba po prostu robić wszystko najlepiej, jak się da."
-
Najważniejsze, żeby rodzice trzymali jeden, wspólny front.. żeby razem podejmowali decyzje..
dziecko nie jest dla nas "partnerem".. tylko ma byc własnie dzieckiem..
No to na tyle z teorii ;)
-
Dokładnie Aneta.
Dziubas, potrzeby dziecka są dla mnie bardzo ważne ale uważam, że to rodzice muszą dać dziecku przykład "z góry" i dlatego zgadzam się z tym zdaniem.
Co oczywiście nie zmienia faktu, że dziecko zawsze będzie moim dzieckiem a męża... można zmienić...
No ale mówię o "zdrowej" rodzinie.
-
a co znaczy Asiu "zdrowa rodzina" ??
-
no właśnie?
-
Pewnie Asia miała na myśli, kiedy obydwoje dobrze się dogadują i nie myślą o rozstaniu. Dokładnie tak jak napisała: "Co oczywiście nie zmienia faktu, że dziecko zawsze będzie moim dzieckiem a męża... można zmienić...".
-
a ja nie trybie co znaczy 'stawiać malzenstwo na 1szym miejscu"?
nie odsuwac męża od siebie kiedy nawet nam sie po calym dniu jazdy hardcorowej z marudzącym dzieciakiem na oczy patrzec się nie chce ,nie wspominając o seksie?
wychodzic srednio 2x w miesiący tylko we dwoje,niewazne ze babcia nie moze/nie chce zając sie dzieckiem a my kulamy sie z 2latkiem wrzeszczącym pod pachą do urzędu,banku itp?
itp?
Jesli tak to nie stawiam mojego malzenstwa na pierwszym miejscu wcale.Próbuje robic wszystko aby te male trybiki codziennej maszyny zazębialy sie,aby nie bylo tak ze jestem tylko mamą...ale zdaje sobie sprawe jak dziecko wywraca wsio do góry kolami....czasem jestem kwoką-matką,ale nie dlatego ze lubie...tylko dlatego ze nie mam szansy sie odkwoczyc ;),bo NIKT poza mną i męzem sie Majką nie zajmuje.Raz ze nie przejawiają takiej inicjatywy,dwa ze kilkakrotnie proszeni w podb.sytuacjach robią to ewidentnie z musu...wiec staram sie dbac o relacje kobieta-mężczyzna ale nie zawsze moge..Dlatego chyba juz wypracowalismy sobie system ze oba te swiaty (nasz jako malzenstwa i naszego dziecka) muszą byc kompatybilne-inaczej sie nie da.
-
Kolejny temat...wiekszość, które zapodaję, w jakiś sposób mnie dotyczy...
http://dziecko.onet.pl/43176,4,4,kiedy_on_nie_chce_dziecka,1,artykul.html
-
Tak, dokładnie to miałam na myśli pisząc "zdrowa rodzina". Dzięki Martynko :-*
Ja myślę, że nie można całego życia "oddawać" dziecku... tzn. uważam, że trzeba to życie w jakiś sposób podporządkować dziecku... w końcu się je chciało mieć i trzeba brać za nie pełną odpowiedzialność i liczyć się z jego potrzebami ... ale hmm...może podam przykład - będzie lepiej mi wytłumaczyć co mniej więcej mam na myśli.
Moja ciocia się rozwiodła... szybko się rozwiodła... dzieci były małe - moja kuzynka miała chyba z 5 lat, mój kuzyn 4 lata.
Ciocia nie ułożyła sobie życia z innym mężczyzną, mimo że mogła... kręciło się koło niej kilku fajnych facetów... Ale nie - ciocia nie chciała, ponieważ nie myślała o sobie - myślała o dzieciach... Miała jakoś tak poukładane w głowie, że nie ma prawa szukać własnego szczęścia. Nie ma prawa związywać się z żadnym mężczyzną. Dochodził do tego jeszcze strach, że ten ewentualny, wybrany facet może okazać się złym człowiekiem i skrzywdzić jej dzieci. Ona nie dopuszczała do siebie myśli, że jakiś "obcy facet" może na jej dzieci nawet krzyknąć... podnieść głos... Dlatego całe życie oddała dzieciom...
I ja jej nie potępiam... nie wiem przecież jak by było gdyby inaczej ułożyła sobie życie po rozwodzie...ale ... po wielu latach jej dzieci powiedziały, że wcale nie musiała się dla nich poświęcać... że żałują, że nie ułożyła sobie życia.. że teraz jest sama a one odeszły już z domu, mają swoje rodziny...
To jest oczywiście przykład z rodziny rozbitej... czyli takiej nie do końca "zdrowej"... Myślę jednak, że naszym dzieciom potrzebni są po prostu szczęśliwi, kochający się rodzice... Relacje między rodzicami są najlepszą nauką dla dzieci. I tak właśnie rozumiem to zdanie: "Jeśli chcesz mieć szczęśliwe dzieci, stawiaj swoje małżeństwo na pierwszym miejscu".
-
Myślę jednak, że naszym dzieciom potrzebni są po prostu szczęśliwi, kochający się rodzice... Relacje między rodzicami są najlepszą nauką dla dzieci. I tak właśnie rozumiem to zdanie: "Jeśli chcesz mieć szczęśliwe dzieci, stawiaj swoje małżeństwo na pierwszym miejscu".
Też tak myślę :)
-
Asiu widzisz nie dokońca rozumiem jednak pojęcie albo Twoje rozumowanie tej zdrowej rodziny .... a jak jest kobieta po rozwodzie tak jak twoja znajoma, która jednak ułozyla sobie życie i stworzyła z nowym partnerem dobry ciepły i pelen miłości dom to juz niezdrowa rodzina?? czy zdrowsza byłaby rodzina , w której rodzice Ci prawdziwi ciagle by sie kłócili i stwarzali inne sytuacje niezdrowe??
-
Madziulek, chyba wzięłaś słowa Asi zbyt mocno do siebie.
Fajnie, że układasz sobie życie na nowo, stwarzasz ciepły i kochający dom dla swojego Synka- jeśli będziecie się z nowym partenerem kochać i szanować to na pewno Kubuś wyniesie tylko pozytywne wzorce z Waszej Rodziny.
-
Madziulku... jak widzisz napisałam "zdrowa" w cudzysłowiu... I chyba faktycznie mnie nie rozumiesz... bo NIGDY nie napisałam i nie powiedziałam, że ludzie, którzy się rozwodzą (z różnych względów) nie mogą stworzyć wspaniałej rodziny z innym partnerem.
Są rodziny rozbite, rodziny zastępcze, rodziny zrekonstruowane... rózne mamy typy rodzin.
Najważniejsze aby w rodzinie był SZACUNEK... więc jeśli ludzie się nie zgadzają, nie potrafią ze sobą żyć (z różnych względów), dochodzi do zdrad... do kłótni... do róznych niedobrych sytuacji... to wiadomo, że lepiej się rozstać niż się męczyć...
Przeczytaj proszę WSZYSTKO co piszę a nie łap się jednego słowa...
-
Ja, może kontrowersyjnie, ale uważam że dziecko jest niezależnym, osobnym i zupełnie ODDZIELNYM członem więc skupianie na nim całej uwagi, ograniczanie życia osobistego, towarzyskiego i wogóle traktowania go jak dziesiątego cudu świata jest absurdem. Ani nam ani dzieciom krzywda się nie dzieje jeśli zostają same z obcą nianią, jeżeli my rodzice nie trakujemy je jak porcelanowych laleczek. Dziecko kochane to jedno, ale dziecko umiejące kochać to zupełnie coś innego. Bo z tego dziecka wyrośnie kiedyś dorosły człowiek i on, na podstawie lat przeżytych w rodzinie będzie budował swoje szczęście. Dzieci trzeba odrywać od siebie jak najwcześniej, pozwalać na samodzielność i popełnianie błędów, ale też samemu pokazywać że niezależność rodzica to część dorosłego życia. Dzieci można wychowywać różnie, ale trzeba patrzeć daleko do przodu, przewidywać co nasze wychowywanie da za 10-15 lat. Kto zna moją starszą córke wie o czym mówię.
A życie samemu czy osobno? Ja nie mam problemów wystawić mężowi walizki za drzwi, jednego pognałam, drugiego też moge. Ale bodżcem do takiego działania na 100% byłoby traktowanie dzieci.
Mam takich znajomych - małżeństwo, jeden synek. Prawie ze sobą nie rozmawiają, nad głową dziecka non stop kłótnie, jak nie ma jednego to drugie gada na tego partnera że "debil, idiota, ćwok, itd" tatus potrafi powiedzieć że dziecko go wkur..wia, i co z tego że dziecko ma rodziców, co z tego że ci rodzice się kochają (tak twierdzą) skoro jedyne co ono wyniesie z dzieciństwa to łzy matki - PRZEZE MNIE bo o mnie się kłócili (myśl dziecka) i nienawiść ojca do siebie - Zabrałem tacie mame - nigdy mi tego nie wybaczył. Rozumiecie???
Dodatkowo kiedy uderza inne dziecko mama leci do niego - daje klapsa w tyłek i krzyczy - NIE WOLNO BIĆ! No pogratulować..........
-
Cechy ZDROWEJ RODZINY - w sensie psychologicznym (www.problemywychowawcze.republika.pl/rodzina.htm)
Każdy chyba zakładając rodzinę chciałby, aby była wspaniała. Żeby wszyscy się kochali i szanowali. Niektórzy chcieliby, aby była dokładnie taka jak rodzina z której pochodzą, inni wręcz przeciwnie - widząc dużo mankamentów tej rodziny marzą, aby - była jej przeciwieństwem. Jednym marzenia się spełniają, innym niestety nie. Podpowiem jakie cechy powinna posiadać taka dobra rodzina.
Charakteryzuje się ona na pewno:
1.elastycznością, ale z istniejącymi granicami między rodziną a resztą świata
2. rozwiniętym subsystemem rodziców i dzieci
Żadne wychowanie bezstresowe! To rodzice kierują rodziną i są za nią odpowiedzialni
3. W subsystemie rodziców najważniejszymi osobami są rodzice
Dla męża żona a dla żony mąż jest osobą najważniejszą a nie dzieci, które z domu odejdą, jeśli są dobrze wychowane i mają odpowiednie wzorce. W rodzinach rozbitych - matka sama w subsystemie rodziców jest osobą najważniejszą - ona, a nie dzieci!
4. Są jasno określone granice dla każdego członka rodziny.
Są granice, których nie wolno przekraczać. Nie znaczy to, że nikt tego nie będzie próbował. W rodzinie jest walka o terytorium i władzę.
5. Otwarta komunikacja
To nie prawda, że przy dzieciach nie wolno się kłócić. Trzeba jednak zadbać także, aby dziecko widziało jak się pogodziliśmy i przeprosiliśmy
-
Wg mnie zdrowa rodzina to nie jest mama, tata i dziecko. To też mama, jej partner (obojętnie, czy ojciec dziecka, czy nie) i dziecko (jeśli mowa o rodzinach dzietnych), którzy się kochają, szanują. Dla mnie osobiście chorym układem jest, jak rodzice żyją ze sobą DLA DOBRA DZIECI. Zależy jak kto dobro interpretuje. Wiadomo, że zdarzają się kłótnie, czasami myśli się o rozwodzie itp,ale jeśli ktoś chce być ze sobą i potrafi się dogadać - ok, super! Kiedy rodzice tego dziecka nie mają już wspólnej przyszłości, to lepiej jakby się rozeszli i stworzyli nowe rodziny (kto tego potrzebuje) niż żyli w neutralnym związku "dla dziecka". Jakie ono wyniesie relacje w przyszłość? To, że najważniejsze być ze sobą? Nie wazne, czy czując się kochanym i szanowanym, czy też nie. Bezsens.
-
Asiu ja sie nie czepiła każdy ma prawo powiedziec co myśli ... chciałam poprostu wiedzieć jak sie zapatrujecie na taka sytuację i widzę że rozumujemy tak samo że zdrowa to przede wszystkip pełna szacunki i własnie zdrowych relacji :) więc spokojnie ja tu żalu nie miałam do nikogo.
ja uważam że niestety częśc wzorców z domu sie wynosi czy tego sie chce czy nie ... ja po swoich obserwacjach trzymam się przekonania że z jakiego domu wychodzisz taki stworzysz ...
-
ja po swoich obserwacjach trzymam się przekonania że z jakiego domu wychodzisz taki stworzysz ...
może Madziu trochę racji masz, ale są wyjątki .. nie można generalizować .
Mam kolegę, który wychował sie w domu z ojcem alkoholikiem..
Ze swoim ojcem nie miał prawie kontaktu.. a teraz jest cudownym ojcem, a synka kocha ponad wszystko . i to tylko jeden z przykładów.. i to wielu..
Rybka, Ty jak zwykle swoje ;D wiesz co, Ty naprawdę masz racje.. serio. Tylko, że jak masz takiego małego człowieczka w domku, to czesto sie o tym zapomina..
-
Aneta jak po prostu jestem BARDZO WIERNA swoim przekonaniom ;) I dzięki temu nie zapominam ;)
-
Dopiero znalazłam watek, szkoda, że dopiero.
Przeczytałam wszystko, a teraz dorzucę swoje trzy grosze.
Ja uważam przede wszystkim, że dziecko ma być członkiem rodziny i w większości spraw to ONO ma się do panujących w rodzinie zasad dostosować.
Dlatego moje dziecko nie dostaje obiadu w południe, bo my tego obiadu w południe nie jemy, idzie do łóżka (do łóżka a nie do spania) po 20 i mnie nie interesuje co ONO tam robi nie chce spać to nie, ale ma tam siedzieć, bo teraz jest czas dla mnie. Jedzenie i spanie zawsze o tej samej porze (jak w wojsku), bo dzieki temu MY możemy coś zaplanować.
Młodym rodzicom trudno to przychodzi, ale jak ktoś jest chętny do zajmowania się dzieckiem - KORZYSTAĆ i przyzwyczajać do opieki rożnych ludzi od maleńkości. Ostatnio musiałam z Ewa iść do pracy coś załatwić i wiecie co zostawiłam ja z ciociami i wujami na ponad 40 min, i co nawet nie zauważyła, że mnie nie było, tym bardziej, że pozwolili jej kserować ;D
Nie będę oszukiwać, że życie nam się nie zmieniło, ale mimo dziecka robimy to na co mamy ochotę. Ja znowu podróżuję, Andrzej lata na szybowcach - tam jeździmy z Ewa, a ona uwielbia spędzać czas na lotnisku ;D Jeździmy na rowerach, imprezujemy (no może nie tak często jak kiedyś). Wszystko wymaga tylko dobrej organizacji no i spontan jest wykluczony :-\ Często robimy spontan z Ewą też jest fajnie :D
Jednak muszę przyznać, że ten rok sam na sam z dzieckiem .... no cóż nie zniosłam tego najlepiej, ale wiedziałam, że Ona przez ten rok może mnie najbardziej potrzebować, choć pewnie przy drugim dziecku tyle nie zostanę.
Tak czy siak mimo, że czasem wkurza mnie tak że szlag mnie trafia, to nie wyobrażam sobie innego życia bez niej!
-
http://dzieci.pl/chgid,12212004,title,Niegrzeczne-mamuski-jestes-jedna-z-nich,fototemat_dzieci.html
A co powiecie na ten temat?
-
ja tylko krotko dorzuce jeden grosz to wypowiedzi ze dziecko nie jest partnerem tylko dzieckiem
nie zgodze sie z tym
dziecko nie moze byc partnerem w doslownym tego slowa znaczeniu ale musi czuc ze nim jest
ze jego zdanie jest szanowane ze ma prawo do wyborow
ktore polegaja na kontretach p. zielone spodnie czy czerwone a nie co chcesz zalozyc..to w duzym uproszczeniu przyklad
z takich dzieci ktore czuja sie partnerami wyrastaja silne fajne osobowosci a nie sfrustrowane bojace sie zycia i podejmowania decyzji jednostki
-
Agonete a nie uważasz, że ludzie mają tendencję do traktowania dzieci jak przedmioty .... jak swoją własność...
Generalnie nie szanujemy dzieci...
Nie przyznajemy się przed nimi do błędu...nie umiemy przeprosić...
-
no bo "dzieci i ryby głosu nie maja" przeciez...
niestety wiekszosc tak uwaza..
moze podam przykład, błahy ale jakos tak mnie wzburzył..
byłam w sklepie i matka wola swoja na oko 8 letnia córke i wciska jej swietne spodenki;" no idz je przymierz"
dziewczynka mowi: Mamusia, ale mnie sie nie podobaja te spodenki
na to mamusia: ale ja Ciebie prosze, idz przymierz
ale mamo.. prosze, ja ich nie chce..
na to kochana mamusia: "słuchaj gówniaro, nie dosyc, ze chce Ci kupic spodenki, to Ty jeszcze jakies fochy stroisz" juz Ci nic nie kupie..
dziewczynka sie rozpłakała i wybiegła ze sklepu....
no żesz kurde, nie wytrzymałam, podeszłam do matki i grzecznie jej powiedziałam: "jak sie Pani tak bardzo podobaja te spodenki to proszę je kupić ,ale sobie"..
ale mnie zmierzyła wzrokiem..
-
No to nie zle, ja juz od jakiegos czasu pokazuje małemu dwie rzeczy i on sam wybiera co chce ;D, chce zeby mial swoje zdanie