Oj...nie wiedziałam, że ten ostatni tydzień będzie taki straszny... a zaczęło się od piątku, od odbioru sukni- w salonie byłam umówiona na 18- jednak suknia pojawiła się dopiero o 19! co mnie strasznie zdenerwowało, gdyż zaraz po odbiorze czekała na nas 200km trasa do pokonania! jednak sukni nie mogłam zabrać tego dnia, bo praktycznie nic w niej nie poprawili- była za krótka, źle układał się tren, brakowało kokardki.....tragedia!!! zrobiłam straszną aferę w madonnie, poryczałam się i już później na spokojnie zmuszona byłam umówić się na dziś - szczęśliwie suknia jest już u mnie, a w zasadzie u moich przyszłych teściów, bo u taty ciągle remont!!!
przed chwilą wróciliśmy z restauracj, ustatliliśmy manu itp. - jutro czeka mnie wizyta w kościele, próbna fryzura i rozmowa z dekoratorką....trzymajcie kciuki, nerwy mi puszczają !!!