Niki...treść .....
Lea czy chodzi Ci o to żebym wkleiła tekst, który można przeczytać klikając na wklejony przeze mnie wcześniej link?
Jeśli tak, to proszę bardzo:
Ania nie żyje, ale nic się nie stało
Tak, byłam dziś w Gdańsku, rozmawiałam z rodzicami 14-letniej dziewczynki, która w sobotę targnęła się na swoje życie, bo jej kruchy świat, misterna mała konstrukcja zawaliła się w jednej chwili. To, co usłyszałam od rodziców, różni się od tego, co przeczytałam właśnie na portalu Gazety.
Najstraszniejsze jest to, że gwałt, jaki zadali Ani jej koledzy z klasy (a wśród nich jej kuzyn) dla rodziców chłopaków jest tylko zwykłym wygłupem szkolnym, żartem. Zwłaszcza ich bracia (starsi) i ojcowie reagowali agresją, wykrzykując, że nic się nie stało, a ich własne (malutkie i biedniutkie) dzieci potraktowano jak kryminalistów, bo gimnazjaliści już do domów nie powrócili.
- Policja chyba nie ma co robić! Niech się zajmie tymi, co narkotyki w szkole sprzedają ? wykrzykiwali.
Tylko jedna mama rozpłakała się z żalu, wstydu i bezsilności.
Kilka lat temu nauczyciel wychowania fizycznego w dobrej społecznej szkole w Olsztynie zostawił kilkunastoletnie dzieciaki same i sobie wyszedł. Kilkoro chłopców zawinęło wówczas w materac swoją koleżankę, śmiejąc się, że robią z niej twistera. Następnie usiedli na tym materacu, z dziewczynką w środku.
Tą dziewczynką była moja córka. Szkoła nie wezwała nawet karetki. Przecież nic się nie stało. Biśka ze złamanym kręgosłupem SZŁA do przychodni, gdzie odczekała swoje, by natychmiast po prześwietleniu trafić do szpitala.
Położyli ją w jednej sali z chłopcami. Do sali przychodziła pielęgniarka, bezpardonowo ściągała z Biśki kołdrę, wsadzała jej pod pupę kaczkę i przy chłopakach leżących naprzeciwko niej kazała ?oddać mocz?.
Wyobrażam sobie, jakim to musiało być wstrząsem na psychice zaczynającej się rozwijać dziewczynki. Kiedy płakała, przynoszono jej środki uspokajające i twierdzono, że histeryzuje.
Biśka powinna leżeć w zupełnie innym szpitalu, na zupełnie innym oddziale i od początku mieć rehabilitację przy tak poważnym urazie. Niestety, na miejsce w tym szpitalu czekało się kilka miesięcy.
Nie potrafiłam wtedy zrobić afery, interweniować. Zrobił to ktoś za mnie. Kto ? mogę się tylko domyślać. Kiedy następnego dnia odwiedziłam zapłakaną córkę w szpitalu, przyszła do mnie pani dyrektor. Że co ja za aferę robię (a nie robiłam). Że co się stało, przecież nic się nie stało, a i miejsce w szpitalu rehabilitacyjnym się znalazło przecież i to natychmiast.
No, przecież nic się nie stało.
W Gimnazjum Nr 2 w Gdańsku też nic się nie stało. O co ta afera, prawda?