Słoneczny Punkt w Ziębicach
Jeśli chcecie, aby dzień waszego ślubu i wesela zarazem był jednym z najbardziej pamiętliwych dni Waszego życia, zdecydujcie się zrobić tam imprezę weselną. Ciekawi jesteście dlaczego? Otóż z kilku powodów, które opiszę poniżej.
Po podpisaniu umowy i zarezerwowaniu terminu, wpłaciliśmy zaliczkę w wysokości 1000zł. Było to na początku roku. Po kilku miesiącach menadżerka lokalu zadzwoniła do nas z informacją, że musimy dopłacić kolejny tysiąc, bo ma na ten nasz termin innych chętnych na wesele, większe od naszego. Jeśli nie dopłacimy tego tysiąca, to nie gwarantuje nam dotrzymania terminu, bo jak powiedziała „biznes jest biznes”. Gdy zapytałem w takim razie, co z umową i postraszyłem sądem, zaczęła się wykręcać, że po co od razu tułać się po sądach, ale że zaliczka i tak by się przydała, bo ona będzie pewniejsza, że nie zrezygnujemy z terminu. Aby nie komplikować sytuacji, zdecydowałem się dopłacić kolejny tysiąc.
Kolejny duży zgrzyt wyszedł podczas ustalania menu i szczegółów. Wcześniej, przy podpisywaniu umowy, dostaliśmy zapewnienie, że za delegację z pracy nie płacimy. Przy ustalaniu menu okazało się, że cena za delegację, to 50% ceny pozostałych gości i tak już zostało do końca. To co działo się na samym weselu, to już nie mieści się w głowie.
Ciekawostką jest to, że ekipa zaczęła sprzątać i dekorować salę dopiero na 2 godziny przed imprezą. W lokalu jest kilka ogromnych psów, które śpią na kanapach w holu, na których później odpoczywają roztańczeni goście. Kanapy śmierdzą okropnie do tego stopnia, że każdy, kto na nich usiądzie, rezygnuje z odpoczynku.
Co prawda chcieliśmy skromną dekorację, ale to co nam zrobiono było raczej przybraniem stypy, a nie wesela. Nad naszymi głowami i przed nami na stole znajdowały się niechlujnie zrobione bukiety z zerwanych wokół budynku gałązek tuji. Przez chwilę poczułem się jak na własnym pogrzebie.
Po ślubie w kościele mieliśmy zostać wprowadzeni do lokalu po czerwonym dywanie. Szczerze mówiąc, ten dywan nie był nawet pomarańczowy. Poza tym był dziurawy w kilku miejscach i nie przytwierdzony - przesuwał się podczas chodzenia po nim. W sumie bardziej przeszkadzał i psuł wygląd solidnych poniemieckich granitowych schodów.
Przywitano nas chlebem i solą. Na swoim kawałku chleba miałem pióra kurczaka, ale jakoś go pogryzłem, gdy się tych piór pozbyłem, bo powaga chwili nie pozwalała uczynić inaczej. Dodam tylko, że te pióra nie były ozdobą tego chleba, po prostu się zawieruszyły i przykleiły. Rosół podano z bulionu. Smakował gorzej niż gorący kubek znanej marki (który swoją droga jest niezły, ale to nie jest prawdziwy rosół).
Sałatki warzywne były bez majonezu - głównym składnikiem były ziemniaki. Nie dało się tego jeść.
Obrusy były brudne, a pozostałych dekoracji jak na lekarstwo. Nie wspomnę o oknach, które nie były myte zapewne od ponad roku.
Po pewnym czasie zaczęło brakować soków i napojów na stole. Stała tylko wódka, którą roznosił starosta. Gdy poszedłem do szefowej zapytać, dlaczego nie rozlewa się napojów, usłyszałem, że „goście nie chcą”. Powaliło mnie to na kolana.
Gdy przynieśli lody, to szczerze mówiąc, myślałem że to jakiś żart. Porcja była ledwie widoczna w małej miseczce. Niektórzy goście nawet głośno się z tego śmiali.
Były momenty, że na stole nie było niczego poza wódką i pustymi półmiskami. Obsługa wraz z właścicielką zamiast robić swoje, gapiły się na orkiestrę, wodzireja i bawiących się gości, stojąc w drzwiach kuchni. Na stołach walały się odpadki, zalegały brudne talerze. Ogólnie jeśli chodzi o potrawy, brak mi słów. Dania odmrażane, przypalone. „Pieczone ziemniaczki” to spalone talarki ziemniaczane na oleju po rybie.
Szefowa obiecała nam, że przed lokalem w czasie wesela będą stoliki z parasolami. Niczego takiego nie było, a naprawdę przydały by się, bo było całkiem ciepło.
Z tej racji, że nie mieliśmy poprawin, zażyczyliśmy sobie rano śniadanie dla odjeżdżających gości. To była już prawdziwa kpina. Kawa, która miała kolor herbaty, zepsute mleko do kawy, a do jedzenia takie oto menu: suchy chleb, margaryna do smarowania, pomidory, ogórki w połowie zgnite, cebula w plastrach. Do tego talerz jajecznicy, którą pierwszy z gości wypluł, kiedy znalazł w niej dużych rozmiarów skorupę. Oprócz tego wystawiono nam resztki tej sałatki warzywnej (kartoflanej) bez majonezu, która była już tak sucha, że można było się udusić.
Dla gości została zakupiona kawa „parzona”, ponieważ w cenie była tylko rozpuszczalna. Niestety nikt z niej nie skorzystał, a trzy opakowania dobrej kawy wyparowały jak kamfora.
Poza tym masakra z pokojami dla gości.
Przy podpisywaniu umowy szefowa powiedziała nam, że wszystkie pokoje są dwuosobowe. Są też takie pokoje, że można wstawić łóżeczko dla dziecka. To zrozumiałe, bo jak wiadomo na wesela przyjeżdża się przeważnie parami. Elegancko poukładaliśmy sobie plan, jak gości położyć spać, ale tydzień przed weselem dowiedzieliśmy się, że pokoje są 4, 5 i 6 osobowe. 2- osobowy jest tylko dla młodej pary. Załamaliśmy się kompletnie, bo jak położyć w jednym pokoju 3 obce sobie pary, kobiety z mężczyznami? Wymyśliliśmy więc, że położymy samych mężczyzn i same kobiety. Nie wszyscy goście byli zachwyceni.
Ogólnie pokoje z popsutymi klamkami, niektóre bez kluczy. Goście bali się cokolwiek w nich zostawiać. W jednym pokoju w środku nocy montowano zamek w drzwiach. Chciałbym dodać, że goście, którzy mieli spać w tym pokoju przyjechali z malutkim dzieckiem.
W pokoju młodych był mały balkonik, w którego drzwiach była tak brudna szyba, że wyglądał jakby ją ktoś umył ścierą od podłogi. Pościel nieświeża. Balkon zasyfiony petami i suchymi liśćmi.
W ogrodzie na pięknym bądź co bądź bruku granitowym sterty psich odchodów. Jak się ma takie wielkie psy, to się powinno po nich sprzątać. Na ścieżkach pomiędzy chodnikami nie skoszona trawa i kretowiska. Gdy fotograf to zobaczył, zrezygnował ze zdjęć przed lokalem i poszliśmy na pole orne za budynkiem. Zdjęcia wyszły lepiej niż na tym zaniedbanym podwórku.
Ogólnie wielka porażka. Goście wyjechali głodni po śniadaniu, my zupełnie zdegustowani tym, jak można tak nieprofesjonalnie podejść do klientów. I to wszystko za 140zł od pary i 30zł za nocleg od osoby - w pokojach w których spano na czymkolwiek jak bydło.
Lokal jest ładny i pięknie położony, natomiast to co z nim zrobili właściciele i jakie mają podejście do klientów sprawia, że zdecydowanie ODRADZAMY wszystkim, którzy brali lokal pod uwagę do organizacji wesela, bądź jakiejkolwiek imprezy. Być może jak zmieni się właściciel, coś ulegnie zmianie. Jak narazie to, jak to wygląda i co robią z klientami właściciele woła o pomstę do nieba!