Opis pobytu w szpitalu i porodu Wojtka.
29.08.2016 Poniedziałek
Zgodnie z ustaleniami stawiam się w szpitalu na wizycie u Swojej pani Doktor która chce mnie widzieć już co tydzień ale abym nie płaciła za każdą wizytę to spotykamy się w szpitalu.
Usg- przepływy w normie, łożysko oki, serduszko ładnie bije. Ktg oki. Ale co martwi moja panią doktor to waga małego. Obie wiemy ze z racji mojej wady macicy mały olbrzymem nie będzie. Ale od ostatniej wizyty prawie w ogóle nie przytył. Pani doktor podejmuje decyzje jutro mam się stawić do szpitala na obserwacje jak będzie oki to w pt do domu.
Ja cała w nerwach bo po pierwsze włączył się strach o małego a po drugie rozstanie z Córka pierwsze i nie wiadomo na ile.
No nic Tak ma być. Torba dawno spakowana. W domu tylko kąpiel i spokojne popołudnie z mężem i mała. Wiktoria chyba coś czuje bo nie odstępuje mnie na krok.
30.09.2016 g.9 rano
Rano pożegnanie z córka takie jak normalnie jak wychodziłam. Umówiliśmy się z rodzicami że w drodze do szpitala zabiorą małą do siebie a my pojedziemy
Stawiam się na ip. Czekam na badania i swoja panią doktor.
Szybkie przyjęcie ktg wszystko w porządku .Przebieram się w „piżamkę” czyli getry z bluzką i śmigam na sale. Myślę sobie są i plusy odsapnę trochę i się wyśpię

Ale po dwóch dniach już miałam dość i włączyła się tęsknota. Ustaliliśmy, że mała nie będzie codziennie u mnie.
Nadchodzi piątek Kolejne usg i czekanie puści mnie czy nie. Okazuje się że nie. Mały przybrał ale nie dużo. Poza tym mam skoki ciśnienia z tych nerwów chyba. Jak długo mam być na oddziale pada do rozwiązania. Myślę sobie no super.. mamy 35 t jeszcze co najmniej 2 bo pani dr powiedziała ze 37 będziemy rozwiązywać jeśli nic się nie zmieni. Ale ordynator stwierdza czekamy jak najdłużej.
To był dzień gdzie mi się włączyła mega tęsknota i frustracja szpitalem.¬¬ Mała była u mnie dnia następnego bo widząc mój stan Kochany mąż przywiózł mała. Godzina tulenia się opowiadania, była super mocnym naładowaniem baterii na kolejne dni dla mnie. Mała zniosła trochę gorzej rozstanie ze mną. Kolejny tydzień i kolejny widziałam mała raptem 3 razy przez ten czas.
W końcu niedziela 11.09 ktg wychodzi kiepskie mały się co chwilę gubił decyzja usg i jak cos nie tak to ciecie. Dzwonie do męża ten zawozi mała do dziadków i pędzi do mnie. Usg wychodzi pięknie i książkowo mały trochę przybrał. Ale pan dr mówi niech pani nic nie je na razie o 12 zrobimy drugie ktg jak wyjdzie kiepskie to tniemy. Mąż pojechał do domu. I miał czekać na tel.
Jednak mały zrobił nam psikusa i stwierdził ze 11 to nie fajny dzień i siedzi dalej bo ktg wyszło super.
Dostaje tylko przykaz od dyżurnego lekarza bo to niedziela była abym nie jadała nic rano bo mogą decydować o jakiś badaniach. Ja no oki.
Noc super przespałam jak nigdy. Mąż pojechał po mała do dziadków i do domu. Rano miał ja zwieźć znowu do nich i jechać pozałatwiać sprawy.
Nadchodzi 12.09.2016 poniedziałek.
Godz 8. Podlączają ktg.
Obchodu jeszcze nie było. Ja głodna bo od 17 dnia poprzedniego nic nie jadałam.
I Nagle się zaczęło…
Wpada pani dr niech pani podpisze papiery jedziemy na ciecie.
Ja wielkie oczy jak to co się dzieje
(bo bylam pod ktg) panika ze cos z małym. Ta mnie uspakoja ze z mały wszystko oki i ze ordynator i moja pani dr zdecydowali o cieciu. Bo to już 37 i 1 d. Ja się trochę uspokoiliam.Odpinaja mnie od ktg.wypełaniam papiery. Dzwonie do męża ten taksamo zszokowany jak ja bo się dopiero zbiera do dziadków godzina 8.40. Potem mi mówi ze musiał całą drogę powtarzać sobie, że jedzie z dzieckiem. Potem już sam jedzie jak szalony aby zdążyć się ze mną zobaczyć.
Na sale wchodzi moja pani dr. I widząc moją minę i strach - Smieje się i mówi, tak chciałaś rodzić a teraz nie chcesz

Ja że co tak nagle przecież nikt nic nie mówi zdenerwowałam się.A ona na to wypadły jej dwie cesarki wiec stwierdzili ze mnie biorą.
Najbardziej w ankiecie do cc mnie rozwalilo pytanie „Czy jest pani w ciąży”.
Żalowałam tylko,że nie zrobiłam temu zdjęcia.
No więc spakowałam rzeczy. Przebrałam się i podreptałam na porodówkę od razu na septyk a męża wciąż niebyło.A tam już nie mógł wejść.
Więc tylko się słyszeliśmy telefonicznie i smsami. Jestem czekam Kocham Cię. Do zobaczenia już po.
Ja się wtedy rozkleiłam i chwile trwało zanim się uspokoiłam.
Po wszystkich miłych i nie miłych czynnościach przed cesarka wchodzę w końcu na sale znajomą mi już z pierwszego porodu.
Szybkie wkucie pani doktor anestezjolog nogi jak z waty. Zakrywają mnie i zaczynają.
W porównaniu do pierwszej cc ta idzie nadzwyczaj szybko i nie czuje takiego szarpania jak przy pierwsze.
I Wkońcu 9.54 Usłyszałam najpiękniejszy płacz najpiękniejszy głosik Mojego wyczekanego Synka.
Pokazują mi go na szybko i zabierają się do zbadania zmierzenia i umycia małego ja go cały czas widze i nie spuszczam z oczu. Oni tam za parawanem robią swoje. Wkoncu słyszę 2590 i 50cm 10 pkt. Oddetchnełam z ulgą widze przed sobą za parawanem uśmiechnięte oczy mojej pani dr i Tylko powiedziała notak nas nastraszył a tu kawał chłopa z niego. Usiłuję się śmiać przez łyz sczescia. Przynoszą mi go wtulam swoją twarz w jego i szeptam mu Witaj Synku to ja Twoja mama Kocham Cię.
Godzina 10.30 wyjeżdżam z Sali. Szukam wzrokiem męża i znajduję dostaję buziaka i widzę jego mokre oczy. Pytam się czy go widział on że tak i że wcale taki malutki nie jest i czeka na mnie w Sali już pod lapą.
Zostajemy na chwile sami w 3 mąż mi dziękuje robi zdjęcia obdzwania rodzinkę i przyjaciół pisze smsy. A ja wlepiam oczy w Swoje drugie szczęście.
Cudnie mam już wszystkich w komplecie. Jestem podwójną szczęśliwą mama i żoną.
Najgorzej zniosłam pionizacje i pierwsze dni. Było ciężko ale dałam rade.
Wkoncu po 3 tygodniach w szpitalu 16.09 2016 mogłam wyść do domu z synkiem.
Przyjechali po Nas z Wiki. Mała zamiast najpierw do mnie bo myślałam że będzie stęskniona to poleciała prosto do łóżeczka Wojtka. Gdyby nie mąż i jego przywitaj się z mama mogłam nie istnieć.
Była na mnie obrażona i trwało to dobry cały dzień. W domu z kolei nie odstępowała mnie na krok cały tydzień ja musiałam robić z nią wszystko i ja tylko mogłam ja usypiać.
Na szczęście po tygodniu wróciło wszystko do normy.
W domu czekał na nas tort prezenty (dostałam tym razem kolczyki i swoją ulubioną prefumę) pełno balonów i Napis Witamy w domu. Cudowne chwile nasza 4 i pies. Moja pełna rodzina.
Kocham ich ponad wszystko.
Jak ktoś dotarł do końca tej opowieści to fajnie.