Ok.jestem...mam nadzieje że uda mi się coś skrobnąć :)Nie wiem w zasadzie od czego zacząć:)Może od podziękowań dla Gabi za przekazanie wiadomości że chłopcy są juz na świecie...nie miałam do nikogo nr.tel....żeby dać znać.Generalnie to urodziłam w piatek 06,09,2013 a 03.09. wyszłam do domciu ze szpitala....nie miałam nic rozwarcia i czułam sie super....zastrzyków na płucka dla małych nie dostałam bo oczywiscie CRP miałam podwyzszone.Z wtorku na srode spalam jeszcze u rodziców bo w srode miałam do odbioru swój wypis i w nocy dostałam dwa skurcze na tyle silne ze mnie obudziły...no ale dalej nic sie nie działo :)W srode zajechałam juz do domku i w czwartek od rana miałam skurcze co jakies dwie godz i po południu zaczoł odchodzic czop...dzwonie wiec do lekarza a on na to ze spokojnie bedzie wszystko dobrze prosze lezec bo to moze potrwac...W nocy z czwartku na piatek skurcze miałam co godzine...ból niesamowity ale oczywiście do szpitala nie pojechałam bo w nocy nie chciałam rodzić hehe:)Rano w piątek mąż się pyta"jedziemy do szpitala"na co ja ze stoickim spokojem"nie jeszcze nie skurcze są co godzine więc jeszcze jest czas hehe...jedz do pracy jak coś się będzie działo to będe dzwoniła"Mąż pojechał,ja córke naszykowałam do przedszkola i się położyłam...skurcze się nasilały,zaczęły pojawiać się co 20min...przyszła teściowa...widzi że z bołu już nie moge więc łapie tel i dzwoni po mojego męża...on przyjeżdża bardzo szybko,ja biore szybki prysznic i jedziemy do Kalisza....całą drogę mąż patrzył na zegarek co ile są skurcze...ja starałam się nie dawać znaków że mnie boli żeby go nie stresować.W końcu zajechaliśmy do Kalisza...skurcze miałam już co 7min.Godz.11.00 wchodzimy na izbe przyjęć...wszyscy mnie już znają z patologii...Pani się pyta co ile skurcze"na co ja że co 7min"-pierwszy raz pokazały że potrafią szybko wypisywać papierki :)Mąż kupił strój do porodu,pojechaliśmy na oddział porodowy...przyszedł lekarz pyta się co ile skurcze więc mówie że co 7min...no to mnie zbadał a on mówi"mamy pełne rozwarcie 10cm-dobrze że Pani w domu nie urodziła:)"Szybko kazał przywieź USG żeby sprawdzić czy nadal są dwie główki,podłaczyli mi kroplówke na zwiększenie skurczy w drugiej fazie porodu.Główki dwie nadal były...zeszło się lekarzy od ...i ciut ciut,mąż mówi że w sumie było 15 osób bez nas...I usłyszałam no to rodzimy....Pani oddziałowa-złota kobieta wytłumaczyła jak przeć i pomagała mi niesamowicie...Godz.11.30 na świat przychodzi Filip...płakał strasznie jak taki pisklaczek a ja przerażona wszystkim bałam się spojrzeć na niego-więc pytałam czy wszystko dobrze usłyszałam że Tak i wtedy zwiększyli mi dawke kroplówki na maksa,lekarz ponownie mnie zbadał czy drugi się nie obrócił,dalej była główka,nadszedł skurcz i odrazu przy pierwszym parciu 0 11,33 wyszedł Kacperek...on przeciwieństwo Filipka był cichutko i klepali go po nóżkach żeby zaczoł płakać...Dzieci od razu zostały włożone do inkubatorów i przewieziono je na oddział noworodkowy.Spojrzałam na męża a jemu łzy ciurkiem leciały i wtedy ja tez się rozpłakałam:)Następnie poprosili męża o wyjście i mnie Pani doktor szyła a mąż poszedł dowiedzieć się o stan dzieci.Z Filipkiem odrazu było wszystko dobrze,musiał tylko byc ogrzewany w inkubatorze,Kacperek natomiast przez pierwszą dobę miał podłaczony tlen....było to w ramach pomocy ale nie było żadnego zagrożenia...na dzisiaj muszę lecieć:)postaram się wieczorkiem dokończyć:)