Dziękuję,dziękuję.....
Ja mam też ciągotki do pisania i obiecałam sobie, że napiszę kiedyś książkę...
No to do dzieła...
rozmawiałam dziś z sylvi o tywoim opowiadaniu.. zastanawiamy się czy nie zgodziłabyś sie na zamieszczenie swojego opowiadania w tym dwumiesięczniku
Wiesz nie ma sprawy,jest tylko jeden problem...To opowiadanie nie jest o mnie...Tematyka była "Netowa miłość"..Owszem ja mojego męża poznałam na necie ,ale losy bohaterów mojego opowiadania potoczyły się inaczej...
Więc jeśli można zamieszczać opwiadanie o fikcyjnych osobach to nie ma problemu...
a gdzie ogłaszali konkurs na to opowiadanie??? szkoda,ze nie wiedziałam,.. sama bym napisała coś od siebie
No wtedy jeszcze nie wiedziałm o tym forum,konkurs ogłosili w maju 2005 ,jeszcze zanim przeprowadziłam się do Warszawy
Nawet powiem ,że zapomniałam o tym konkursie...do wczoraj....
Aha gazeta...no cóż to nie żadne popularne czasopismo,tylko taka osiedlówka...Ale od czegoś się zaczyna....
Ok ciąg dalszy:
....
"Po tym wszystkim?...Co jest?Gdzie Ewa?..."-myślał gorączkowo.
Kiedy kobieta nagadała się,zaprowadziła go do pokoju,który był w końcu mieszkania.
-Ewuś masz gościa-powiedziała otwierając drzwi.
Wszedł,w pierwszej chwili zobaczył piękny,pomalowany na zółto pokój,na ścianach kwiaty,tęcza...Tak słonecznie i ciepło...Dopiero po sekundzie ujrzał pod oknem Ewę...Leżała w łóżku,blada i jakby trochę wystraszona...
Ewuś pan Tomek Cię odwiedził-powiedziała kobieta-to ja zrobię kawę-dodała i wyszła.
-Witaj-podszedł i podał jej kwiaty.
-Więc jednak nie odebrałeś wiadomości-wyszeptała.
Popatrzył na nią,ale nic nie powiedział.
Usiadł na krześle obok łóżka.
-Mogłaś powiedzieć,że jesteś chora,przyjechałbym jakbyś wyzdrowiała,nie chciałem wprowadzać Cię w zakłopotanie-powiedział po chwili.
-Taak...Tylko...wiesz ja nie wiem kiedy będę zdrowa...czy będę...?
Spojrzał zaskoczony,już nic nie rozumiał,znów tyle myśli...
Weszła kobieta z kawą.
-Proszę kochaniutki,a dla Ewuni sok i witaminy-podała dziewczynie-to ja idę na zakupy,a wy sobie porozmawiajcie-dodała.
Nie wiedział co zrobić,zaczął słodzić kawę,chociaż nigdy nie używał cukru.
Mieszał długo,bardzo długo...
Kiedy wreszcie podniósł głowę i spojrzał na nią,zobaczył smutne oczy...Nie była piękna,ale miała w sobie coś...
Kurcze,nie będę strugał wariata,przecież jestem tu tylko dla towarzystwa...
-No,więc co powiesz-zaczął z niepewnym uśmiechem.
-Ja...Powinnam Ci wszystko wyjaśnić....Od początku powinnam...-zaczęła.
-Nic nie musisz wyjaśniać-przerwał jej-po prostu porozmawiajmy,tak normalnie,jak do tej pory....
-Poczekaj..wysłuchaj mnie...proszę,to zajmnie ok 5 minut,a potem zadecydujesz,czy nadal chcesz mnie znać....-powiedziała,spojrzała mu w oczy i kontynuowała-Widzisz trzy lata temu dowiedziałam się,że mam białaczkę,ale rokowania były dobre.
Walczyłam,a raczej walczyliśmy..ja i mój facet...
Wszystko szło dobrze,ale pół roku temu dowiedziałam się,że jestem w ciąży...Bardzo żadko zdarza się to przy chemioterapi,a jednak zaszłam...Dostałam wybór,a raczej rozkaz od lekarzy i Krzyśka..miałam usunąć,żeby można było kontynuować leczenie..a ja...ja się nie zgodziłam..powiedziałam,że nie zabiję malutkiej istoty,że urodzę to dziecko...To wielkie ryzyko,odstawiłam leki,przerwałam chemię..wszyscy mówią,że źle robię,po co rodzę dziecko jak i tak skazuję je na życie bez matki..rozumiesz nie dają mi szans,albo ja ,albo dziecko....postawiono mnie przed murem jak skazańca pod ścianą...Krzysztof odszedł,a ja...ja dziękuję za każdy dzień..każdy następny to szansa,coraz większa,że się urodzi...
Po porodzie już tylko przeszczep szpiku będzie dla mnie ratunkiem,ale jest bardzo mało prawdopodobne by znaleźć dawcę..nie mam rodziny,mam tylko panią Zosię,która się mną opiekuje i pomaga mi..
Komputer pozwolił mi zapomnieć choć na chwilkę o toczącej się cały czas walce...walce o śmierć lub życie...Teraz wiesz,rozumiesz,że zdrada jest dla mnie niczym w porównaniu z tym co ja robię...Bo jeśli się nie uda,to tak jakbym zabiła siebie i dziecko,a jeśli sie uda to być może dziecko zostanie sierotą...bez ojca,matki...-powiedziała i odwróciła głowę.
Tomek siedział jak sparaliżowany,zastygł w bezruchu.
-Nie-powiedział nagle,trochę za głośno,bo Ewa aż drgnęła-nie pójdę,przyszedłem jako przyjaciel i jako przyjaciel zostanę.A to,że mi powiedziałaś to dobrze,przynajmniej rozumiem Twoje zachowanie...pozwól mi być Twoim przyjacielem-dodał.
Patrzyła na niego,jeszcze z niedowierzaniem,ale twarz jej się rozjaśniła,nawet lekko się uśmiechnęła.
-Naprawdę tego chcesz?Nie odwrócisz się odemnie i nie potępisz jak inni?-zapytała.
-Oczywiście,że nieto Twoja decyzja,szanuję Cię za to,że nie myślisz wyłącznie o sobie...Że chcesz spróbować,że masz nadzieję...A może jeszcze wszystko sie ułoży,urodzisz dziecko,wyzdrowiejesz-powiedział,choć wcale nie był tego pewien,ale musiał coś powiedzieć.Było mu żal tej dziewczyny,bardzo był poruszony jej historią...
Potem rozmawiali już o wszystkim.Czuł,że znają się nie kilka dni,a kilka lat.Kiedy się z nią żegnał było już bardzo późno,obiecał,że sie odezwie...
Od tej pory stanowili parę kumpli,przyjaciół,których nie oszczędził los....
Albo rozmawiali na GG,albo odwiedzał ją.A właściwie to więcej czasu spędzał u niej w domu.
-Ewunia jest coraz bardziej weselsza,dziękuję kochaniutki-usłyszał któregoś dnia od pani Zosi.
Bardzo go to ucieszyło,ale zauważył też coś niepokojącego...Zaczął o niej myśleć coraz cieplej,już nie tylko jak o przyjaciółce..
Budził się z myślą o niej,z myślą o niej zasypiał.Urlop zbliżał się ku końcowi i po raz pierwszy był z tego powodu zmartwiony.
Wiedział,że będzie miał mniej czasu na spotkania z nią,na rozmowy...Praca pochłaniała mu wiele czasu ,a nie mógł z niej zrezygnować...
W ostatni dzień urlopu kupił piękny bukiet..To były czerwone róże...Ewa ucieszyła się...
-Wiesz bardzo lubie te kwiaty,są takie piękne i tak wiele mówią...-powiedziała.
-Ewo chciałbym Cię prosić..wiesz stałaś się dla mnie bardzo bliska..proszę byś została moją dziewczyną...-powiedział Tomek trochę się jąkając.
Spojrzała na niego smutnym wzrokiem.
-Tomku nie zrozum mnie źle,ale ja nie chciałabym wiązać cię przy sobie,nie znając swojej przyszłości.Nie chcę byś cierpiał...nie mam takiego prawa..
lepiej zostańmy przyjaciółmi,tak będzie lepiej dla nas...-wyszeptała ze łzami w oczach-ja bardzo bym chciała,ale nie mogę..zrozum,proszę..
Patrzył na nią zaskoczony i smutny,po chwili wziął ją za rękę i rzekł:
-Nie przyjmuję Twojego tłumaczenia,ja nie potrafię już być tylko przyjacielem,chcę,pragnę czegoś więcej,nie wiem co będzie kiedyś,tego nikt nie wie,
ale chcę być z Tobą teraz,tu i od tej chwili...
Nachylił się nad nią i delikatnie pocałował.Przytuliła się do niego,czuł,że drży.
-A dziecko,moje dziecko?-spytała po chwili.
-Nasze dziecko kochanie,wszystko będzie dobrze,zobaczysz,trzeba wierzyć-Tomek sam chciał w to uwierzyć,było to trudne,ale wiedział,że bez niej
jego dalsze życie nie ma sensu.Chciał walczyć o nią,o jej dziecko,o ich miłość..
Nie wiedział jak,ale pragnął tego za wszelką cenę.W końcu przestała się opierać,już nie byli tylko przyjaciółmi.wiedzieli o tym oboje i oboje tego chcieli...
Tomek po powrocie do domu zaczął wydzwaniać do znajomych,ale nikt nie mógł mu pomóc w sprawie Ewy...
Zaczął szukać w internecie czegoś na temat białaczki.Wszystkie strony były podobne,chemia,przeszczep szpiku...
Już miał to wyłączyć kiedy ujrzał jedna informację.Ktoś opisywał przypadek pobrania szpiku z pępowiny noworodka.
"To by było to,przecież jej dziecko na pewno ma te same geny,zgodności i co tam jeszcze potrzeba,byłoby to świetne rozwiązanie"-pomyślał.
W pierwszym odruchu chciał zadzwonić do niej i powiedziec jej o tym,ale po namyśle zmienił zdanie.
"Jeśli to plotki?Muszę najpierw to sprawdzić,dowiedzieć się czegoś więcej,zanim dam jej i sobie nadzieję...
Wysłał e-maila do tej kobiety,zadał jej mnóstwo pytań i czekał.Nie odpowiedziała mu,ale wytłumaczył to sobie tym,że nie każdy siedzi non stop
przy komputerze.Zadzwonił jeszcze do Ewy ,powiedział jej dobranoc i poszedł spać.Nazajutrz zaczynał pracę po urlopie...
Mijały dni,Tomek znów wrócił w wir pracy,ale nie zaniedbywał Ewy.W miarę wolnego czasu odwiedzał ją.a kilka razy dziennie dzwonił do niej.
Któregoś dnia gdy zadzwonił z pracy,odebrała pani Zosia i zapłakanym głosem powiedziała,że ęwunia poczuła się gorzej i jest w szpitalu.
W pośpiechu zaczął tłumaczyć szefowi,że musi wyjść,mówił szybki i haotycznie.Nie rozważał,czy szef się wkurzy i go wyrzuci,musiał tam jechać.
Jednak zaskoczony trochę szef,dał mu resztę dnia wolnego.Tomek wpadł do szpitala i biegał od sali do sali szukając jej.W końcu jakaś pielęgniarka podała mu numer sali.Zobaczył ją,była blada i bardzo wystraszona.
-Tomku,tak się boję,lekarze mówią,że muszę wrócić do chemi,ja nie chcę,ale dziecko,ono jest za małe,jeszcze nie może się urodzić-mówiła z płaczem-to dopiero siódmy m-ąc...jeszcze nie teraz...
Przytulił ją,nic nie mówił,ale bał sie bardzo...o nią..o dziecko...Już przyzwyczaił sie do myśli,że to będzie jego dziecko...
Do sali wszedł lekarz.
-Pani Ewo,musimy panią zabrać na badania.Zdecydowała się pani?-zapytał.
-Panie doktorze,czy mogę z panem porozmawiać-zaoytał Tomek.
-A kim pan jest?Rodziną?-zdziwił się lekarz.
-Tak jakby,to moja narzeczona-odparł Tomek.
-W takim razie proszę ze mna do pokoju lekarskiego,a do pani zaraz wrócę-rzekł lekarz.
-Ewuniu zaraz wrócę,bądź dobrej myśli,kocham cię-Tomek pocałował ja i wyszedł za lekarzem.
W gabinecie zaczął mówić o przeszczepie,o możliwościach pobrania szpiku z pępowiny.
Lekarz słuchał i tylko kiwał głową...
-Panie...-zawahał się.
-Tomasz jestem-przedstawił sie Tomek.
-Tak,więc panie Tomaszu,to jest szanasa,ale stan Ewy jest zły,a dziecko teraz przychodząc na świat ma ma bardzo nikłe szanse...
-Ale ma-przerwał mu Tomek-przecież rodzą się jeszcze mniejsze dzieci,jeszcze wcześniej,czytałem o tym....
-Tak,ale teoria nie równa się praktyce,niech pan zrozumie mamy wybór,albo ona albo dziecko,albo....-przerwał- stracimy oboje,tego pan chce?
Tomek miał łzy w oczach,wiedział,że Ewa się nie zgodzi na chemię,a nie chciał jej stracić,nie teraz kiedy wiedział,że ona jest...że oni są stworzeni dla siebie.
-Jest jeszcze jedno wyjście,ale...-zaczął niepewnie lekarz.
-Proszę,panie doktorze...zrobię wszystko-wyszeptał Tomek z nadzieją.
-Widzi pan jest lek,który pomógłby Ewie,a nie zagroziłby aż tak bardzo dziecku,mozna go stosować przez miesiąc,a to wystarczy do podjęcia próby porodu,ale....
-Ale co?-zapytał Tomek.
-Wie pan,to są koszty,Polska kasa chorych nie refenduje tego leku,a koszt m-nej kuracji wynosi 500.000zł. To jest ogromna suma,a jeszcze w sumie nie wiadomo,jak zareagowałby organizm pani Ewy....
-A ja myślę,że warto spróbować,chwytać się wszystkiego-rzekł Tomek-Ja zrobie wszystk co w mojej mocy i zdobędę te pieniądze.
Podziwiam pana,taka miłość zdarza się bardzo rzadko...bardzo...Dam panu namiary na lekarza...To mój znajomy,on powie panu co dalej-lekarz pisał dane swojego kolegi-proszę do niego zadzwonić.
-Dziękuję,zrobię naprawdę wszystko-powtórzył po raz kolejny Tomek.
Kiedy wszedł do Ewy miał juz uśmiech na twarzy,przytulił ją i powiedział:
-Będzie dobrze,nie matrw się,teraz musisz wypoczywać,a ja...ja zajmę się resztą...
-Tomku co się dzieje?Powiedz mi,proszę...chcę znać całą prawdę-zapytała wystraszona.
-Nic kochanie...Ty masz wypoczywać i nie myśleć...Wiesz jest szansa,musze tylko załatwić lekarstwo i wtedy zobaczymy-odpowiedział.
-Czyli moje dziecko...Tomku będzie żyło?-popatrzyła mu prosto w oczy.
Wytrzymał spojrzenie...
-Tak nasze dziecko i Ty....
Rozpłakała się i mocno do niego przytuliła...A on...łzy mu leciały po twarzy,bo bał się...Tak bardzo chciał wierzyć w to co powiedział...Tak bardzo....
CDN...