
Witajcie Kochane!
Ale mnie zaskoczyłyście... dziękuję z całego serducha za wszystkie przemiłe życzenia i mam nadzieję, że się spełnią
Groszku do Ciebie kieruję szczególne podziękowania - za to że przybyłaś pomimo ulewy, za niespodziankę i radość, którą mi sprawiłaś składając mi osobiście życzenia i za założenie tego tematu

Co do samego "WIELKIEGO DNIA" to do godziny 14 wyglądał bardzo standardowo... ciekawie zrobiło się o 14:15 (na 15 minut przed błogosławieństwem), kiedy zakładałam suknię. Okazało się, że salon sukien nie dał mi sznurówki do zasznurowania gorsetu...

Trżęsącymi się rękami wybrałam numer właścicielki salonu... babeczka powiedziała mi że już zamknęła salon i właśnie leży z maseczką na twarzy u kosmetyczki... Postąpiła jednak bardzo fair i za pół godziny przywiozła tę nieszczęsną tasiemkę... w tym czasie ja miałam kręcone ubieranie panny młodej tylko z przodu

, bo z tyłu mama zapięła mnie na agrafki... Kolejny raz adrenalina podniosła mi się, gdy jadąc z kościoła na salę weselną (ok.30 km) zadzwonili do nas moi rodzice i powiedzieli, że nie dowieziono ciast i tortu

Miały być dostarczone do 15, a tu dochodziła 18:00. Uradziliśmy, że rodzice nas powitają a potem pojadą spowrotem do Ustki do właściciela cukierni... Na szczęście nim powitanie dobiegło końca ciasta "same" przyjechały

...
Poza tymi dwoma ekscesami, cała impreza była baaaardzo udana

. Goście i orkiestra dopisali rewelacyjnie, a jedzonko było wyśmienite (choć przełknęłam tylko parę kęsków, bo na nic nie miałam czasu

). Zebraliśmy same pochlebne opinie odnośnie organizacji i mam nadzieję, że wszyscy goście będą wspominali "nasz dzień" z uśmiechem na twarzy i westchnieniem: "ach cóż to był za ślub"
