Kościół
To są najbardziej magiczne momenty z całej tej ślubnej doby. podjeżdzając pod KOściół z daleka widziałam małe tłumiki ludzi i tak mi się miło na sercu zrobiło, że oni wysztscy specjalnie przyjechali dla nas:)normalnie takie wzruszenie mnie ogarnełoże szok

gdy wysiedliśmy z samochodu wszystkie oczy były skierowane w naszą stronę. ja byłam w takim amoku, że cjcjiało mi się biec do gości tylko Pan mąż mnie cały czas hamował mówiąc : i tak przez całe życie
gdy weszliśmy do zachrystii okazało się że jest opóźnienie we mszy ślubnej, która odbywała się przed nami więć się długo nie zastanawiając wyszliśmy przed kościół aby przywitać się ze wszystkimi. wycałowało mnie chyba ze 150 osób:) a ludzie byli pod takim wrażeniem że do nich wyszliśmy ze przez pół wesele nie mogli się nadzieiwć, vo według nich to był bardzo miły gest w stronę gości:)
po jakiś 10 minutach wróciliśmy ponownie do zachrystii, przyszedł ksiądz, pożartowaliśmy sobie i po kilku minutach kościół był gotowy na przyjęcie naszych gości i nas. gdy tak staliśmy w progu kościoła, czekając na księdza i sygnał do wejścia serce łomotało mi ze szcześcia tak jak dzwony kościelne:)
no i nadeszła ta chwila:) ruszyliśmy... pamiętam tylko tyle, że uśmiechałam się do wszystkich gości ..... a potem zaklinowałam się między krzesłami - między moim a świdkowej no i pan mąż ruszył mi na ratunek heehe
msza mineła błyskawicznie. byłam cały czas świadoma tego co się dzieje. ksiąz powiedział przepiękne kazanie - w ogóle było cudnie. w ogóle nie stresowałąm się tylko oczekiwałam na przysięgę. podczas przysięgi niktogo nie widziałam poza moim mężem.
a potem były łzy, całusy i życzenia....