Mój mąż na dzień dzisiejszy nie chce być ze mną przy porodzie - ma swoje powody, które ja szanuję.
I nie uważam, że jest złym mężem... że jest gorszy albo ubogi duchowo... Powiem, że wręcz odwrotnie - codziennie daje mi dowody jak bardzo mnie kocha, jak kocha Oleńkę, która niedługo pojawi się na świecie. Dba o mnie i codziennie mogę na niego liczyć.
A znam dwóch panów, którzy byli na porodówce ze swoimi partnerkami, płakali rzewnymi łzami najpierw współczując bólu a potem ze wzruszenia nad twarzyczką swojego nowonarodzonego dziecka... po czym jeden odszedł od swoich ukochanych po dwóch latach a drugi po czterech....
Tak więc myślę, że nie ma co uogólniać

Szanuję decyzje ludzi - bo wiem, że każdy z nas jest inny...
Gdyby mi bardzo zależało na tym aby mój Tomek był ze mną przy porodzie to pewnie starałbym się trochę wpłynąć na jego decyzję ale na pewno bym go nie zmuszała... Cieszyłabym się gdyby chciał być ze mną w takiej chwili - bo to na pewno jest czas wyjątkowy dla rodziców... Ale to, że on nie chce wcale nie oznacza dla mnie, że jest mięczakiem czy gorszym facetem...