w sobotę obudzilam się strasznie wześnie z przekonaniem ze naewno jest zimno choiaż buty z parapetu nie schodzily od czwartku.
wszyscy byli nerwowi.
mama spejcanie zostawila prasowanie na rano zeby miec się czym zająć.
tato pompował balony które i tak w większosci niestety popękały chociaz bylo ich strasznie duzo.
okazało się ze padło coś w hydraulice ( okazało się dopiero jak juz stałam ;pod prysznicem) więc wykąpałam się w lodowatej wodzie i popędzilam do fryzjera na godzinę 8.10.
jeszze raz pokazałam na laptopie pani moją fryzurę bo próbnej nie było potrzeby robić-ufałam jej.
ciągle ktoś do mnie dzwonil bolała mnie glowa byłam nie wyspana bo mąż byl strasznie chory i w nocy ciągle musiałam coś mu przynosic.
nie chciało mi się iść na własny ślub i to wydało mi się straszne..
potem biegiem na makijaż z którego nie byłam zadowolona... straszne-bo nie tak wszystko sobie wyobrażałam!!
ale jak przyjechalam do domu i zaczęłam się ubiera wydawało mi się ze jest już dobrze i uspokoiłam się...
no i tu mój mąż ubiera się-ja niestety z ubieranek zdjęć nie mam:( za wześniej mój pm przyjechal aj,,,

po błogosławieństwie: rzuca cukierki

bryczka:)

brat się o mnie targuje:)

nastukał się zanim otworzylam;)

z tatkiem;*

i już beksa płacze;)



i lecimy:) do kościółka;*
cdn..
