Witajcie

Jakiś czas mnie nie było, bo ostatnio mamy sporo spraw na głowie.
Ciąg dalszy:
Gdy dojeżdżaliśmy na salę serce zaczęło mi szybciej bić. Dotarło do mnie, że zaraz zacznie się NASZE wesele

Wesele na które złożyła się cała masa przygotowań, godziny jazdy samochodem, niezliczona ilość przeróżnych zakupów, dopinania wszystkiego na ostatni guzik. W swoim odliczaniu pisałam już, że prawie wszystko przygotowywaliśmy sami.
Podjechaliśmy samochodem, zespół już grał, goście wszyscy byli na miejscu. Tylko, że większość kręciła się przed salą, zamiast wejść do środka. Trochę głupio wchodzić na pustą salę. W końcu, gdy chociaż większość gości znalazła się w środku wysiedliśmy z samochodu. Przed wejściem wystrzelono w nas płatkami kwiatów. To był pomysł mojego męża, który wpadł na to, żeby je kupić jeszcze tego samego dnia. Bardzo ładnie to wyglądało


Następnie nasze mamy powitały nas chlebem i solą. Potem tradycyjnie toast i 100 lat

Rzucone przez nas kieliszki potłukły się w drobny mak.

Potem obiadek. Byłam bardzo głodna, ale niewiele przełknęłam. No i przyszedł czas na pierwszy taniec. Tu też zacznie się narzekanie. Ogólnie to my nie umiemy tańczyć i właśnie dlatego zapisaliśmy się na kurs pierwszego tańca. Jak na nasze zdolności wychodziło to całkiem dobrze. W dodatku nietypowo, bo była to rumba. Chcieliśmy trochę zaskoczyć gości, którzy znając nas nie spodziewali się raczej niczego poza bujaniem się w kółeczku. Tylko zespół trochę nam to popsuł. Układ był przygotowany na określoną ilość czasu, po którym zespół zgodnie z umową miał wyciszyć piosenkę...
Wychodzimy na środek, zaczynamy. Czuliśmy się zupełnie wyluzowani, mimo, że nie mieliśmy zbyt dużo czasu na ćwiczenie przed weselem. Goście patrzą, kontem oka widzę miłe zdziwienie. Jednak szef zespołu zaczął ich usilnie namawiać, aby również dołączyli na parkiet. Myślę sobie: "na jaką cholerę!?". No i w końcu dołączyli, więc zginęliśmy w tłumie i w tym momencie równie dobrze moglibyśmy tańczyć cokolwiek

Po umówionym czasie nie wyciszyli piosenki, więc musieliśmy improwizować, źli już w tym momencie jak cholera. Wyszło więc po prostu do dupy i nasze starania poszły w cholerę tylko dlatego, że wodzirej miał swoją wizję naszego pierwszego tańca

A bardzo nam zależało, żeby wyszło to fajnie. Miałam ochotę go zamordować, ale już się stało, więc odpuściłam sobie kłótnię.
Poniżej zdjęcia naszych wyczynów, gdy jeszcze wszystko szło zgodnie z planem

[IMG=http://img59.imageshack.us/img59/3761/wesele121.jpg][/IMG]