anullali, mam nadzieję, że się zakocham w sukni. pojutrze ją odbieram i jakoś się tego nie mogę doczekać

wczoraj miałam taki dzień, że albo ja kogoś dzwoniłam (brrr... nie znoszę do kogoś dzwonić

), albo odbierałam telefon od kogoś. a tak w ogóle to obudziłam się z bólem brzucha, z myślą "to już niedługo". zwinęłam się w kłębek i nie byłam w stanie się ruszyć przez jakiś czas. masakra, że człowiek to tak przeżywa. Przecież to NASZ dzień - mój i A.

zrobiłam jeszcze wczoraj jedną rzecz - zadzwoniłam do kolegi i zaprosiłam na wesele. Miałam to kiedyś zrobić, ale kontakt się urwał, byłam na niego wkurzona i jakoś tak wyszło. Ale ostatnio zaczęliśmy ze sobą rozmawiać na gg i było mi szkoda, że nie został zaproszony. Znaliśmy się od początku studiów, często wpadał do akademika. Przypomniały mi się stare czasy

no i wczoraj do niego zadzwoniłam. Trochę bałam się czy się obrazi, choć z drugiej strony nie należał raczej do osób, którzy mogliby się o coś takiego obrazić. Strasznie się ucieszyłam, bo powiedział, że będzie zaszczycony i przyjdzie

dzisiaj jedziemy do tego gościa od sali. Mamy niby ostateczną listę (bo wielu bojach po tym, żeby nam ludzie ostatecznie dali znać, czy przychodzą

). Wyszły nam 102 osoby, ze mną i A. (111 z dziećmi). Zaproszeń mieliśmy na 160 gości, z czego ok 20 to były dzieci (czyli wychodzi, że ok 140 osób dorosłych miało przyjść). dużo osób też odpadło jako osoby towarzyszące, bo po prostu część ludzi przychodzi samych. Jak sobie pomyślę, ile było przy tym łez, dzwonienia po kilka razy do ludzi, to mi się ciśnienie podnosi

no ale już po wszystkim i mam nadzieję, że już nikt nie odpadnie.