dobrze prawisz Marta;-))) tylko to wyluzowanie przychodzi dopiero po czasie....jak ja czytałam co Wasze dzieci jedzą, łzy cisnęły mi się do oczu,głównie skupiałam się na Alana rówieśnikach czyli Tosi, Lilce, Nicoli właśnie, pamiętam,że Adaś Ady też był kiepski z jedzeniem...
Rany pisałyście o sałatkach, surówkach, ogórkach kiszonych, papryce, podwójnych obiadach, dla mnie było to coś nie do ogarnięcia.....a ja się srałam,żeby Alan zjadł ziemniaka, bo tu już nie chodzi o pełny obiad.....
Sposób znaleźliśmy taki,że zrezygnowaliśmy z gotowania pod Alana, nakładamy mu to co my jemy, ewentualnie zabieramy z talerza np pieczarki, czasami się skusi, czasami odchodzi i za jakiś czas woła np o coś do jedzenia- tościk, jabłko, truskawka, kanapka....tak zostało, bo ani groźby,ani prośby nie pomagały.....a te nowości.....to ON musi chcieć coś włożyć do ust, bo jak to ja będę nalegała to go zemdli i tyle.....
Wygląda ok, jest normalnym chłopcem, to ja musiałam dorosnąć do tego ,ze mam takiego dziwaka;-))) chociaż nie każdy to ogarnia- dziadkowie są zrozpaczeni,że Alan nie je wszystkiego tak jak ja jak byłam mała;-))) Adama mama natomiast twierdzi,że Adam był jeszcze gorszy......przeszło mu jak poznał mnie;-))) czyli przypadek mojego męża trwał jakieś 25 lat.......