Powiem tylko tyle, jak moja mama chce coś kupić Ewie do jedzenia czego nie jest pewna (Ewa jest teraz u niej na wakacjach) to dzwoni i się pyta...
Moja mama jak mała miało koło roczku zadzwoniła i woła: "Ania ona zjadła pół (małego) słoiczka owoców! Mogę jej podać drugie pół?" Ale to naprawdę był szok, bo ona jadła co najwyżej 3 łyżeczki, albo w ogóle nie chciała
W każdym razie z moimi rodzicami nie mam problemu. Podoba im się, że zwracam uwagę na to co małej daję i zawsze pytają czy mogą coś podać. Mój tato czasem zażartuje, że jak mnie nie będzie to cos tam jej da, ale wiem, że tego nie zrobi
Ale też u mnie w domu słodyczy się nie jadało na co dzień. Mama zawsze wolała mi kupić owoc niż czekoladki i cukierki. Zresztą mieli kiedyś stragan i się zajadałam głównie owocami i warzywami jako dziecko.
My też nie kupujemy słodyczy do domu z wyjątkiem sytuacji gdy przychodzi ktoś na kawę (ale to w PL, bo tu nikt nie przychodzi

).
Na palcach jednej (no może 1 i pół

) ręki mogę policzyć przypadki zjedzenia słodyczy przez Marietkę, ale wcale nie było to z jakąś wielką chęcią... z wyjątkiem loda truskawkowego

Dopóki jadła ogólnie bardzo słabo nie chciałam jej dawać nic słodkiego, bo jak to tak miała nie zjeść obiadu, a zjeść czekoladę? Teraz może raz w tygodniu dostanie tego loda na plaży, bo już lepiej je. Ja widzę skutki tego, że nie dawałam Marietce cukru. Nie rzuca się na słodycze (poza tym lodem

)
Ostatnio myślałam, że mnie krew zaleje.. Na plaży znajoma znajomej nagle wyskoczyła z ciastkiem "HIT" z czekoladą w środku i normalnie jej daje nie pytając mnie czy może

Marietka patrzy na nią zdziwiona, ja mówię, że "nie, dziękujemy", a ona wymachuje tym ciastkiem przed nosem małej i pyta kilkakrotnie "ale czemu, ale czemu", na co ja "bo nie, dziękujemy"... Nie działało, ona dalej z tym ciastkiem... no więc zapakowałam Marietkę do wózka, powiedziałam do widzenia i pojechałyśmy.
Może nawet to ciastko nie jest takie złe, może sama bym jej kiedyś dała takie, ale jak tak można nie zapytać rodzica czy można dać i jeszcze się upierać? Przecież dziecko mogłoby mieć alergię itp.. Zresztą mała chwilę wcześniej zjadła kolację (naleśnika wzięłam na plażę) i szłyśmy do domu spać... Na szczęście Marietka nie wzięła i całą ta sytuacja nie zrobiła na niej wrażenia.