Ja w zasadzie nie należe do zadnej z tych grup, ponieważ pokarmu nie miałam wcale, na początku była siara, ktorą Łucja dzielnie spiła, a dalej to.....porazka, jedna wielka porażka!!!!!!!!!
Jak mi Bóg miły - chciałam karmić piersią, tak samo jak chciałam urodzić naturalnie. Los pokrzyzował moje plany, pękniecie jelita podczas porodu zrobiło swoje. Po pierwsze nie położono mi Łucji na brzuchu, choc była całkowicie zdrowa - teraz już wiem ze to przez całe zamieszanie wokół mnie, a w zasadzie mojego jelita. Po drugie - zakładając taki a nie inny zestaw antybiotykow dla mnie - sciagnieto mi siare - w sposób, ktory skutecznie zmasakrował moje brodawki. Po trzecie, o czym przekonałam sie , kiedy moj cyc był juz bezpieczny dla Łucji - mam bardzo duże brodawki, z ktorymi dziecię sobie po prostu nie radziło, nie wykluczone, ze z powodu przyzwyczajenia do "łatwego" smoczka. Po czwarte - kupiłam laktator - dobry i cholernie drogi, ściągałam jednorazowo co drugi dzień z dwóch piersi nie wiecej niz 20 ml, co sciągnełam - mała spijała, reszta szła z butli. Produkcja mleka była w zasadzie zerowa, miekkie piersi...więc czy mogłam głodzić moja kruszynkę?? Poszłam na łatwizne i podałam butlę.
Takie bezmlekowe matki mają ciężko, bardzo cięzko....wszyscy pytają czy karmię...odpowiadam zgodnie z prawda...ze nie mam pokarmu...komentarze sa różne...najcześciej słysze o "tych nowoczesnych matkach"...tylko co ja mam zrobic skoro nie mam cyca?



? mam sie zabic przez to?
To co przeżyłam w związku z brakiem pokarmu w szpitalu staram sie zapomnieć, to było okrutne...nie chcieli dokarmiac Łucji, ona sie darła w niebogłosy, całe noce...nie wiem jak to wytrzymałam....ech...szkoda słów...ja z wenflonami, kroplówkami nie mogłam jej nawet wziąć na ręce...jak juz sie odważyłam mała wygłodniała i zła wyrwała mi wenflon...w mojej krwi byłysmy ubabrane obie....A w mojej karcie jak byk było napisane, ze taki i taki antybiotyk i karmic NIE WOLNO, a gdyby nawet to i tak cycy nie było....
Ginekolodzy i położne mają ode mnie Oscara, na pielęgniarki z porodówki mogę co najwyżej splunać...odebrały mi radość pierwszych wspolnych dni z córką, zafundowały mi mega stres i wprowadziły w ogromne poczucie winy, odebrały mi godność jako matce i kobiecie.
Karmię córkę butlą, rośnie i rozwija się pieknie, przybiera na wadze. Z brakiem cyca pogodziłam się dawno. Denerwuje mnie jednak nagonka na takie matki jak ja i głupie docinki, ze będzie głupsza, mniej inteligentna, ze bedzie ciagle chora, ze zero odpornosci. Ech tam.....