W okolicach Świąt Bożego Narodzenia dostałam od gin informacje, że mały może pchać się na świat nieco wcześniej niż „ustawa przewiduje”

Lekko się tym zestresowałam bo raz, że byliśmy w środku remontu, dwa…. Ja WCALE nie czułam się gotowa na przyjście synka…co tu dużo pisać- cala ciąża wydawała mi się tak mało realna… niby czułam ruchy… brzuch wielki… a za każdym razem jak przechodziłam obok lustra byłam mega zdziwiona, że noszę przed sobą piłeczkę

Poza tym cięcie… od sierpnia wiedziałam, że najprawdopodobniej tak skończy się nasza 9ciomiesięczna przygoda. Obawiałam się tej operacji bardziej niż porodu naturalnego…
Termin zbliżał się nieubłaganie, a do mnie nie dochodziło, że za kilkanaście dni zostanę mamą. Wyprawka gotowa… kuchnia na ukończeniu… 38 tydzień przeszedł do historii… nic tylko rodzić

Weekend przed WIELKIM DNIEM sprzątałam po remoncie- myłam okna, podłogi… dopuszczając powoli do siebie myśl, że tym sposobem mogę wygonić moje dziecko z brzuszka…. W niedziele wieczorem wszystko mnie bolało… pomyślałam, że to zakwasy po niemałym wysiłku, jaki włożyłam w ogarnianie chałupy… ale jak w nocy zaczęły łapać mnie skurczybyki powoli stało się jasne, że to już tuż tuż…
19go stycznia, w 38t i 4d ciąży, od 10 rano zaczęłam mierzyć i zapisywać skurcze. Początkowo były nieregularne- co 6-12 minut… po głowie chodziła mi myśl, że to może dziś zostanę mamą. Mąż czujnie pod telefonem kazał zdawać sobie raport ze skurczy co pół godziny

w końcu nie wytrzymał i stwierdził, że musi być ze mną w domu

ok. 13 postanowiłam się wykąpać- z forum wiedziałam, że ciepła kąpiel przerwie ewentualny fałszywy alarm, ale zapomniałam, że w przypadku prawdziwych skurczy może je nasilić

z wanny krzyczałam kiedy zaczynał się kolejny skurczybyk, aby Tomek notował… po chwili wlazł do łazienki, blady…
-ej mamuśka, kiedy mieliśmy jechać do szpitala? Jak co ile będą skurcze?
- nooo tak co 5 minut, ale regularne…
- jezoooooo wyłaź z wanny… one są już co 3 minuty!!
Rzeczywiście kąpiel spowodowała przyspieszenie akcji… i coraz większe bóle…po kilkunastu minutach na szczęście ich częstotliwość odrobinę zmalała i książkowo wyruszyliśmy do szpitala licząc je co 5-6 minut…. Niestety ból był coraz bardziej dokuczliwy…
Na Izbie pustki… z miejsca wlazłam do gabinetu i jak na zawołanie skurczybyki pojawiały się niemal raz za razem. Nie wiem dokładnie co ile były, bo mój „czasołapacz” został za drzwiami… ale przeprowadzenie ze mną wywiadu lekarskiego stało się nie lada wyzwaniem dla położnych

. Po zbadaniu okazało się, że rozwarcie jest już na ponad 4 cm.
Zostałam przyjęta na oddział, a Tomkowi kazano jechać do domu

przygotowanie mnie do cięcia miało zająć jakieś 2-3 h… na sali podłączono mnie do ktg… jezoooo jak można leżeć przy skurczach?? No jak? Po pół godzinie przypomniałam położnej, żeby dała mi znać minimum pół godziny przed operacją, bo chcę, aby mąż tu był…Zdziwiła się strasznie… „a to ma być poród rodzinny:?” A jaki? Pewnie, że rodzinny… wiem, że przy cięciu męża nie będzie, ale chcieliśmy bardzo, aby mógł uczestniczyć w oporządzaniu maluszka w kąciku noworodka… „ a wie Pani, że to kosztuje 150 zł?” ehhh chwile zajęło mi tłumaczenie położonej dlaczego nie uważam tego za stracone pieniądze… „no to niech Pani dzwoni po starego- niech popatrzy jak pani cierpi…”

Po 15 minutach Tomek był na miejscu. Poprosiłam, aby odłączyli mnie od tych kabli, abym mogła chodzić…Skurcze były mniej więcej co 2 minuty, silne… Dziewczyny ściemniać nie będę- zaje.biście boli. Nie wiem, czy ja mam tylko tak obniżony próg bólu, czy jak… ale do tej pory mam ciary na plecach jak sobie przypomnę

Ale nic to… dałam radę, Tomek wspierał mnie jak mógł, choć cwaniak teraz twierdzi, że na niego „warczałam”

Po ponad 3 godzinach zaczął zbierać się zespoł lekarzy, weszłam na salę operacyjną, a skurcze jak na zawołanie zaczeły przybierać na sile i częstotliwości… miałam wrażenie, że są ciągle… Ktoś mnie jeszcze zbadał… (nie za bardzo wiem kto- w kitlach wszyscy obecni na sali operacyjnej wyglądają tak samo

)pokiwał głową i wyraził smutek, że rodzimy przez cc… „taka piękna akcja skurczowa, szybki postęp…” Ja nie żałowałam… chciałam jak najszybciej pozbyć się uczucia bólu… choć na chwilkę… odpocząć!!!! Znieczulenie okazało się wybawieniem, choć jego podanie było cholernie trudne ze względu na skurczybyki… ale udało się… i ostatni skurcz w połowie puścił

co za ulga!!! Mogę rodzić

Poprosiłam anestezjologa, aby zaglądał za parawanik i mówił mi co robią… Doktor był przemiły, co chwile głaskał mnie po ręku opowiadając co się dzieje… połowy nie rozumiałam… nagle doszło do mnie hasło „mamy główkę” jezooooooooo „czy są włoski?”, zapytałam

„są- ale nie dużo”. Oczy mi się zeszkliły… i nagle ten wrzask… Dziewczyny, to był najpiękniejszy odgłos jaki kiedykolwiek słyszałam… krzyk mojego dziecka… głośny, donośny… myślałam, ze mijają godziny zanim mi go pokazali… położona najpierw pokazała, ze synek- nie da się ukryć jajka pokazane 3 cm od twarzy zdawały się być olbrzymie

później położyła go przy buzi… mogłam pocałować mojego synka…przywitać się z nim… jak już wczesniej wiele z Was pisało- nie da się nic mądrego w takim momencie powiedzieć… ja po prostu płakałam ze szczęścia i powtarzałam w kółko „cześć syneczku, cześć kruszynko…” niezapomniane chwile… poprosiłam, aby jak najszybciej zaniosły go do męża…
Tomek mówi, że jak usłyszał jego płacz nie wiedział co robić… pielęgniarki wyniosły małe zawiniątko i położyły pod lampami, gdzie został zbadany, zmierzony, zważony…Spytano Tomka, czy chce go na ręce… mąż bez wahania powiedział, ze tak. Dostał krzesełko, owiniętego maluszka… i tak spędzili ze sobą 20 minut sam na sam na „męskiej rozmowie”. Tomek jest ogromnie wdzięczny za możliwość przeżycia tych chwil tylko z Nikosiem… mówi, że w tym momencie pokochał go tak mocno, że nie wyobrażał sobie, że jest do takich uczuć zdolny.
A ja ? A ja miałam szansę poznać mojego synka na sali pooperacyjnej… mąż położył mi go przy piersi a ja wpatrywałam się w niego jak w obrazek… nasz Mały Wielki Cud. Uwierzyć nie mogłam, że jest już z nami… Kochałam go już jak był w brzuszku, ale uczucia jakie się budzą na widok własnego dziecka są wręcz niewyobrażalne. Miłość wybucha z taką niesamowitą siłą…magia, po prostu magia!