Autor Wątek: "M- jak mąż" ŚWIETNE :)  (Przeczytany 2449 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Ninka
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 14816
  • Płeć: Kobieta
"M- jak mąż" ŚWIETNE :)
« dnia: 28 Grudnia 2007, 14:30 »

M - jak mąż.
Mężczyzna Żonaty - czyli MĄŻczyzna (w skrócie mąż) - bardzo popularne, domowe zwierzę futerkowe bytujące przy kobiecie. Porusza się zwykle na dwóch nogach w pozycji wyprostowanej. (No, chyba, że zachla, to wtedy na czterech.) Z niektórymi osobnikami można żyć w bardzo przyjemnej symbiozie. Inni natomiast przybierają postawę pasożytniczą i tych właśnie należy szczególnie unikać.
Z tym futerkiem, to w zasadzie różnie bywa. W wieku młodzieńczym najbujniejsze owłosienie występuje na głowie. W miarę upływu lat jednak większa część osobników linieje w tymże miejscu, za to "futro" zaczyna im rosnąć na torsie, plecach, ramionach, no... generalnie wszędzie. Tak więc chyba spokojnie można przyjąć, że liczba włosów na ciele męża jest stała, zmienia się natomiast ich rozmieszczenie.
Nie wymagana szczotkowania.

Jest wiele różnych ras mężów.
Jedni do złudzenia przypominają jamniki - im mniejszy (uwaga! w tym miejscu częściej chodzi o intelekt), tym bardziej zadziorny i wredny - "kompleksowo" cię obszczeka i udaje groźnego ważniaka,
inni - ci łagodni, ulegli i dobrze wytresowani, kanapowi - pudle,
jeszcze inni - harty (ciągle gdzieś pędzą i pędzą. Albo coś robią i robią. Inna nazwa dla tej rasy to "pracoholik").
Husky - inteligentny, dobrze ubrany, zabójczo przystojny, o niesamowitych oczach, ale życie z nim to często udręka. Ciągle w podróży (jedna delegacja za drugą...)
Owczarek niemiecki - ładny, mądry, w sumie rasa godna polecenia, ale temperament ma ognisty. Wymaga twardej ręki i dobrego prowadzenia. Jak mu się za bardzo popuści, to się lubi rozłajdaczyć.
Bernardyn - wielki i poczciwy, o dość flegmatycznym usposobieniu. Dużo żre.
Ale jeśli ktoś lubi, to czemu nie?
Można też czasem trafić na boksera (kobietom nie polecam tej rasy), lub, co jeszcze gorsze, na bulteriera (ja osobiście nie chciałabym być żoną gangstera, ale wszystko kwestia gustu).

Oczywiście spotyka się też wiele krzyżówek, czasem nawet bardzo interesujących.
Są może nieco mniej urodziwe (chociaż... czy ja wiem?), ale za to mądrzejsze i wierniejsze.
W końcu uroda to nie wszystko.

Jako, że mąż nie był mi potrzebny do tego, by się nim na wystawach chwalić, wzięłam mieszańca. (Określenie "kundel" ma pejoratywne zabarwienie, więc będę się posługiwała raczej określeniem "wielorasowy".)

Tak. Mój mąż jest wielorasowy.
Ale to wyjątkowo ciekawy egzemplarz. Trzeba przyznać, że ma charakter i styl.
Oczy ma piękne jak u labradora, inteligentny i temperamentny jak owczarek, do tego zdolny i ambitny, myśli szybciej niż hart biega, opanowany i odważny, można na niego liczyć w trudnych sytuacjach.
Ma też coś z bobteila - jest typowym domatorem, są dni, kiedy mógłby leżeć godzinami na kanapie brzuchem do góry, ale pod pantofel nie daje się wcisnąć, więc raczej nie pudel. Mało tego, nie cierpi damskich pantofli, dlatego zwykle chodzę po domu boso.
Do tego jest mądry, wierny i straszny z niego pieszczoch.
Niestety, ma też w sobie coś z jamnika, (albo może z pekińczyka?) - czasem bez powodu chodzi ze "skrzywioną" miną, zachowuje się wrednie, (warczy na mnie, gryzie, szczeka, a potem ucieka) i... nie lubi dzieci.
Szkoda trochę, bo ja lubię.
Za swoim niestety też nie przepada. Po prostu jest zazdrosny. Ale cóż... jakieś wady mieć musi.
W końcu nie ma idealnych mężów.

Jednak podsumowując - jak na moje preferencje i potrzeby - bilans wychodzi zdecydowanie na plus.

Jeśli chodzi o dalszą charakterystykę, to niestety, w zależności od rasy męża, bywa różnie. Pewne rzeczy czasem się pokrywają i są wspólne dla większości mężów, inne zaś są cechami osobniczymi i dla każdego męża są bardzo indywidualne.

WARUNKI LOKALOWE

Jeśli chodzi o powierzchnię potrzebną do życia, mój mąż akurat jest stworzeniem raczej niewymagającym. Wystarczy mu klatka (no dobrze, pokój) o wymiarach dwa na dwa metry. Jednak powiedzmy sobie od razu - musi być dobrze wyposażona.
I tu zaczyna się problem, bo to wyposażenie jest bardzo kosztowne.
Dobry komputer, telewizor, kino domowe, sprzęt fotograficzny, do tego wygodna kanapa - jak by to wszystko policzyć... ech, szkoda gadać.
Ale cóż, mąż kosztuje.
Jednak patrząc na to z drugiej strony, to przecież ON na to wszystko zarabia, więc chyba nie jest tak źle.
Warto dodać, że mąż w klatce, która nie została należycie wyposażona, czuje się bardzo źle, jest nieszczęśliwy, szybciej linieje, zmienia kolor owłosienia na siwy i nie ma z niego żadnego pożytku. Z moich obserwacji wynika więc, że jednak warto w trochę sprzętu elektronicznego zainwestować.

Warto też, dla dobrego psychicznego samopoczucia męża, zainwestować w niedużą, przenośną blaszaną klatkę z czterema kołami i kierownicą, zwaną samochodem, tak, by mógł się w niej swobodnie przemieszczać. I to niekoniecznie na duże odległości. Do sklepu na rogu też.
Wprawdzie rujnuje to jego zdrowie, ale za to bardzo podnosi dobre samopoczucie.
Należy też nadmienić, że poczucie własnej wartości u męża rośnie wprost proporcjonalnie do wartości zakupionego samochodu.

WYMAGANIA ŻYWIENIOWE

Powiedzmy to otwarcie - na ogół są duże lub nawet bardzo duże.
Mąż lubi dobrze zjeść.
Ale uwaga! Nie należy go przekarmiać, bo to szkodzi jego zdrowiu i sylwetce.

Mój mąż jest wybitnym smakoszem. Wybredny, byle czego nie zje (jakie to szczęście, że ja lubię gotować).
Żarcie z puszek mu nie smakuje, więc ten rodzaj żywienia zdecydowanie odpada, chociaż, trzeba przyznać, że suchą karmę (w sensie chipsy) jadł by tonami. Muszę mu ograniczać, bo się trochę zapasł ostatnio.

ZWYCZAJE GODOWE

Tak bardzo ciekawe i obficie występujące u kawalerów, u mężów zdają się stopniowo zanikać. Zwłaszcza u tych z wieloletnim stażem pozostają w postaci szczątkowej. Tak bardzo szczątkowej, że chyba nie warto o nich wspominać.

POTRZEBY SEKSUALNE

Duże lub bardzo duże.
Optymalnie należało by go dopuszczać tak samo często, jak karmić. To znaczy dwa, nawet trzy razy dziennie.
Jednak z moich obserwacji wynika, że jak dostanie raz na dwa, trzy dni, to też przeżyje i to bez jakiejś większej szkody dla zdrowia (zarówno fizycznego jak i psychicznego).

Po trzech dniach bez seksu u mojego męża można już zaobserwować pierwsze symptomy Ostrego Zespołu Niedorżnięcia. Nasilają się one z dnia na dzień coraz bardziej.
Tydzień bez seksu wystarczy, by mąż zmienił się w potwora. Brrrr!
(Myślę, że to tłumaczy, dlaczego większość żon, zwłaszcza tych, które nie lubią dawać, uważa, że mężowie to potwory.)
Gdy się go obficie popieści i wyreguluje ciśnienie śródjądrowe, łagodnieje natychmiast i z potwora zmienia się w anioła.

Uwaga!
Kopulującemu mężowi absolutnie nie należy przeszkadzać w tejże czynności.
Musi się wyżyć i przede wszystkim - dojść!
Gdy z jakiegoś powodu kopulacja zostanie przerwana przed momentem kulminacyjnym (orgazm) i mąż nie może potem czynności tej dokończyć, to objawy OZN pojawiają się u niego natychmiast i to ze zdwojoną siłą.
Warto więc przed rozpoczęciem stosunku płciowego z mężem powyłączać wszystkie telefony, sprawdzić czy dziecko wystarczająco mocno zasnęło itp.
Jak się tego nie dopilnuje, to się potem trzeba nieźle po główce nagłaskać, żeby mu przeszło (nie po tej główce, po tej drugiej...)

ZABAWKI

Do ulubionych należą te elektroniczne.
Wszystko, co ma wyświetlacz ciekłokrystaliczny, mruga diodami, świeci lampkami i ma guziczki. Najlepiej duuuużo guziczków.
Warto nadmienić, że te nadpsute, pochłaniają go na dłużej.
No i internet oczywiście. Internet musi być.

Wyśmienitą zabawą z serii sado-maso jest oglądanie w internecie zabawek, które chciałby sobie kupić, a o których wie, że sobie nie kupi, bo aktualnie go nie stać.
"Ale może kiedyś...? Kto wie? Może po następnej wypłacie?"

PODSUMOWUJĄC

Różne są opinie na temat tego, czy warto mieć męża czy nie.
Myślę, że w dużej mierze zależy od tego, na kogo się trafi.
Ja osobiście bardzo sobie chwalę i nie oddałabym ani nie zamieniła na żadnego innego.
Jak dla mnie, to On ma wszystko, co potrzeba.
Kocha mnie nad życie, miły jest, pracowity (jak rano wychodzi z domu, to zawsze coś upoluje), jak mu dobry obiadek zrobię, to ładnie się uśmiechnie i podziękuje. Czasem jeszcze nawet pozmywa.
A zawsze po tym, jak zmywa, obiecuje, że mi zmywarkę kupi.
(Wierzyć, nie wierzyć...? Może powinien zmywać częściej?)

Jest świetnym kumplem do rozmowy, a i przytulić się do niego tak miło. Po futerku poczochrać, za uszkiem podrapać...
Zwłaszcza w nocy, w łóżku, bo grzeje jak kaloryfer. Na jesienno-zimowe wieczory, dla takiego zmarźlucha jak ja, w sam raz.

Ale najdziwniejsze są jego oczy. Piękne, głębokie, mądre.
Patrzą na mnie tak, jakbym była najpiękniejszą kobietą na świecie.
Przy nim w ogóle nie czuję upływu czasu.
Przy nim ciągle mam siedemnaście lat.
Przy nim czuję się kimś absolutnie wyjątkowym.

Najlepszy, najwierniejszy mąż na świecie. Należy do tych, którzy nigdy nie przestają kochać.
Wiem, że jeśli nawet gdzieś polezie, to i tak zaraz wróci.
Tacy jak On zawsze wracają.
(Zresztą, bądźmy szczerzy, gdzie by mu było lepiej?)

Jeśli się rozumie jego psychikę i jeśli się o niego dba, nie sprawia większych kłopotów.
Gdy ma wysprzątaną klatkę, gdy jest najedzony i gdy mu się regularnie obciąga, jest wyjątkowo miłym, wręcz uroczym stworzeniem.
Owszem, bywa czasem upierdliwy, ale cóż... bądźmy ludźmi. Takie jego prawo. W końcu to przecież mąż!
Jako, że trafiłam na wyjątkowo udany egzemplarz, jestem z nim bardzo szczęśliwa.
Wręcz nie wyobrażam sobie bez niego życia.

Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że mąż to najlepszy przyjaciel kobiety.
W każdym razie - mój mąż jest moim najlepszym przyjacielem.







źródło: http://marcelina.blox.pl/2007/11/M-jak-maz.html

Offline ika3w

  • Ilona
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 3905
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 23.08.2008r
Odp: "M- jak mąż" ŚWIETNE :)
« Odpowiedź #1 dnia: 28 Grudnia 2007, 14:47 »
 :skacza: :skacza: