Oki to zaczynamy...
Długo mnie na forum nie było w czynnym tego słowa znaczeniu... jakoś nie mogłam się zabrać za tą relacje, poza tym mieliśmy mały remont, kłopoty techniczne ze zdjęciami, ale myślę że mogłabym już powoli zacząć, najwyżej dłużej to potrwa aż się relacja zakończy.
W pierwszej kolejności chciałabym podziękować tym wszystkim którzy ze mną odliczali, niestety nie zdążyłam tego zrobić jeszcze w odliczaniu bo nie było mnie na forum a potem to już było zamknięte i lipa, nic nie dało się zrobić. Ale cóż. Dziękuję Wam za wsparcie, pomoc we wszystkim, że towarzyszyłyście na co dzień w moich staraniach aby wszystko w tym jednym dniu było jak należy. Co prawda wiele rzeczy wyniknęło dopiero na sam koniec i nawrt o nich nie wiedziałyście... ale ale ja też więc jestem troszkę usprawedliwiona.
Z góry chciałam czytelnikom tej relacji zaznaczyć że nie jestem humanistą a pisanie i przelewanie myśli na słowa jest dla mnie dość trudne, dlatego raczej będzie to reportaż z komentarzem do niektórych zdjęć a nie opowiadanie na miarę przeminęło z wiatrem bądź innych bardzo dobrych napisanych już na tym forum...
No dobra dosyć tego wstępu.... ZACZYNAMY...
Przez cały ostatni tydzień przed ślubem miałam bieganinę, mimo że przegotowywałam się do tego dnia przecież od wielu tygodni. Ale pewnie zawsze tak jest. I tak chyba musi być jak się organizuje wszystko samemu.
Natomiast ostatnia noc w stanie panieńskim należała do najgorszych. Wieczór przed ślubem spędziliśmy jeszcze na sali dając dodtakowe dekoracje. Grzesiu miał nocować u moich znajomych tak aby w sobotę nie jechać prosto z Krk na ślub tylko żeby spokojnie sobie wstać już w BB, no i przede wszystkim aby przyjechać do mnie do domu jak już wszystko będzie przygotowane razem ze mną włącznie, już z rodzicami. Jednak tak nam się zeszło na tej sali że nie chcąc robić zamieszania pojechaliśmy do mnie do domu i tam też spaliśmy. Przynajmniej usiłowaliśmy. Mój brat, który był moim świadkiem, odpowiedzialny był za wożenie mnie do fryzjera i spowrotem w dniu ślubu , postanowił wyjść jeszcze na grila z kumplami. Kupili sobie jakieś lipne kiełbasy i biedak się zatruł i jak już wrócił do dou o 1 w nocy to non stop wymiotwał. Byłam na niego wściekła. Zaparzyłam mu jakiś tam ziół, które miałam na żołądek- notabene miały one przyspieszyć mój okres i piłam je jak głupia oczywiście nadaremno. Trochę mu przeszło ale i tak czuwałam przy nim pół nocy z kompresem z zimnego ręcznika. Poza tym przez cały tydzień była kiepska pogoda a tej nocy przyszedł halny i strasznie wiało- na zmianę pogody. My na ostatnim piętrze w bloku nie przyzwyczajeni już do takiego wiatru nie mogliśmy spać. Także zasnęłam gdzieś koło 5 rano a obudziłam się przed 7.
Jak wstałam i wyjrzałam przez okno to się strasznie ucieszyłam. W nocy jeszcze mi się przypomniało o butach żeby je wystawić na parapet i mimo tego że już leżałam w łóżku wstałam i je tam dałam. Oczywiście Grzesiu mówił że przesadzam J ale się opłaciło. Piękne błękitn niebo bez jednej chmurki. Pomyślałm o tak takki właśnie ma być dzień naszego ślubu- słoneczny. Byłam o tyle bardzo zadowolona że dzień przed bałam się że będzie zimno i zaczęłam szukać tego bolerka mojej mamy i nie mogłam go znaleźć normalnie jakby diabeł ogonem nakrył. Tak więc nie było ono już potrzebne.
No to jak wstałam, zostawiłam Grzesia jeszcze w łóżeczku, zjadłam śniadanie, zwlokłam mojego zbidowanego brata i pojechałam do fryza. Tam panie zrobiły mi mega pół godzinny masaż głowy- czułam się jak w raju- taka odstresowana- jakby to nie mój ślub miał być w ten dzień. Wychodząc z domu wzięłam ibuprom na wypadek jakbym dostała okres i tak się znieczuliłam że jak pani i upinała włosy to zrobiła mi dziurę w głowie tymi wsówkami a ja nic nie czułam. Ona się pytała czy nie boli a ja na to jak jakiś twardziel że skąd znowu. Ranę miałam jeszcze przez 3tygodnie. W międzyczasie do fryza przeszdeł Grzesiu i jak zobaczyałm jego fryzurę oczywiście jego pomysłu to mi się odechciło wszystkiego. Ale na szczęście później wiatr zrobił swoje i było już ok.
Potem już razem dotarliśmy do domciu, zjedliśmy jakiś tam obiad a w międzyczasie okazało się że moja babcia- ta super o której pisałam Wam w odliczaniu, przebywająca na urlopie- no niby miała wrócić w czw ale jakoś do sboty nie dała znaku życia dopiero wraca z kołobrzegu. Moi rodzice wściekli na maksa. No tak stwierdziliśmy ze szukała wymówki żeby na ślub nie przyjść i pewnie wszystkim będzie opowiadać że ona dopiero co wróciła z wczasów- no miała wrócić w czw ale to inna bajka. Poza tym ona była w BB o 12 a ślub naa 16 więc jakby chciała to by zdążyła. Ale nawet to jej zachowanie nie było mnie w stanie w tym dniu wyprowadzić z równowagi. Cały czas się z tego śmiałam i powtarzałam wszystkim jaka to głupota i co za człowiek. Najbardziej dotknęło to rodziców. Ale cóż. Stwierdziłam że jak ma takie fochy robić to rzeczywiście lepiej żeby nie przychodziła i już.
Około 14 przyjechali rodzice Grzesia i odpoczywali sobie potem małe zamieszanie bo wszystcy musieli się poprzebierać a tu takie małe mieszkanie. A ja czekałam w tym czasie byłam malowana przez babkę od makijażu która się do mnie spóźniła 1godz a w ogóle poprzediego dnia tak jak byłyśmy umówione na próbę to nie przyjechała. Jakaś niepważna kobita no ale co miałam robić. Już umówione to się zczekałam na nią. Jak skończyła podjechał samochód do ustrojenia i moja mama poszła go stroić a niby w tym samym czasie miała pomagać mi się ubierać, no i pomagała i teściowa, która widziała mnie w pończochach, stringach i silikonowym staniku- trochę się śmiaała. No i jak się ubierałam to miałam taką chustkę na głowę bo dużo makijażu żeby sukienki nie ubrudzić... no i już prawie już prawie gotowe a ja ryp błyszczykiem w sukienkę na środku dekoltu. W ogóle cholerstwo nie chciało zejść- dodtakowy stres czas ucieka a tu trzeba prac na modelce czyli mnie. Jakoś podratowałyśmy sytuację ale ile się strachu najdłam to moje.
W międzyczasie dochodziły nas różnego rodzaju telefony że ktoś zabłądził, że np. pojechał z Krk do BB przez Nowy Targ!!! Że świadek na błogosławieństo nie dojecdzi i takie ta chece. Dodatkowo w tym dniu było zakończenie sezonu motorowego i zamknęli ulice o godzinie w której już mieliśmy jechać do kościoła i staliśmy w małym korku. No ale o tym potem.
Wybiła 15.00. Czas na błogosławieństwo. Tata przyszedł po mnie do pokoju gdze siedziałam sama i się trochę denerwowałam wszystkim- w dodatku zachciało mi się siku ale nie było już odwrotu do WC. Uścisnął mnie za rękę łzy zakręciły mu się w oczach, głos się załamał:
„No Kasia, Tata Ci się nie udał” a ja mu na to „Tato będzie dobrze zobaczysz, dziękuję”. Podał mi butonierkę. I poszliśmy. Gorąco mi było okrutnie od nerwów. Zobaczyłam po raz pierwszy fotografa i kamerzystę i przeszłam dopiero do pokoju w którym znajdowała się reszta familii.
Grzesiu w tym czasie już czekał.
...i co ja robie tu?....
a no tak moja przyszła żonka....
i weszliśmy z Tatą...
jak nakazuje zwyczaj, przyczepiłam Grzesiowi butonierkę
a sama otzrymałam bukiecik, który sama sobie zamówiłam hehe- Grześ wtedy zapytał ze śmiechem czy ładny ten bukiet dla mnie ma?
Jako pierwszy przemowę zaczął mój Tato.
Oj płakał strasznie. Mówił że kompletnie się nie zna na takich obyczajach i że wie że nastał ten moment naszego życia że już oddaje swoją małą córeczkę ale że w dobre ręce. Nie mówił nic o Bogu ani wierze. Życzył nam żebyśmy się zawsze dogadywali i żyli zgodie. Jego naprawdę to musiało dużo kosztować w związku z tym że od 10lat nie mieszka z moją mamą i w ogóle było między nimi różnie. Teraz jest ok. Są przyjaciółmi. Ale małżeństwem pozostaną zawsze...
Bardzo wtedy powstrzymywałam łzy.
Było to ciężkie. Tak jak zawsze podczas wigilii, podczas tej jednej modliwtwy, tak i teraz jak sobie tylko wspomnę o tym to chce mi się płakać i zatyka mi się gardło. Nie wiem czym to jest spowodowane... Eh.... słuchaliśmy w skupieniu. Tata nas ucałował,
potem Mama.
Część religijną następnie rozpoczął Tata Grzesia.
Co mówił? Szczerze mówiąc nie pamiętam... czekam na film to może mi się przypomni... to Wam napiszę. Był szczęścily uśmiechnięty. On jeden, podczas gdy wszystkim zbierało się na płacz. Może to właśnie wiara?
No i błogosławieństwo. Umawialiśmy się że ja nie będę klękać ani całować Jezuska w stópki bo to jest ze mną niezgodne. Ale teściu chyba o tym zapomniał i chciał żebym klękła.
‘I ja wtedy pokręciłam przecząco głową i powiedziałam „Ja nie....” Pobłogosławił nas oboje potem Teściowa nas uściskała.
Fotograf cały czas powtarzał że teraz można już oddychać
Po błogosławiństwie pewni że wszystko już mamy, zebraliśmy się do wyjścia. A tam na korytarzu powitała nas moja kochana sąsiadka z kwiatami i życzeniami.
Bidulka cały dzień przeżywała chociaż nikt jej nie informował. I ubrała się odświętnie. Było to naprawdę bardzo miłe z jej strony.
Następnie czekało nas pokonanie 3 pięter schodów i już na pierwszym z nich podeptałam sobie sukienkę z tyłu, a potem już na schodkach w kierunku parkingu.
Grześ mocno mnie podtzrymywał.
Po kilkunastu metrach naszym oczom uwidocznił się samochód niepodzianka, którym jechaliśmy do ślubu. Po pierwsze był to Mercedes jakiś zabytkowy. Po drugie kabriolet. Po trzecie w kolorach jakie miieliśmy ślubne- bordowy, złoty i ercu. No i nasze dekoracje- kokardy w tych samych kolorach- zupełnie nie wiedziliśmy że się to tak samo zgra. Troszkę wiał wiaterek i zarzucał mi welonem.
A Grześ pomógł mi wsiaać do tego cacka. Już byliśmy gotowi do drogi do kościoła.
cdn...