Sobotę zaczełam od położenia się spać.
hmmm, zdziwienie?? Dekorowaliśmy salę, R. przywiózł mnie na Słoneczne po północy. Do domku weszłam po cichutku
hahaha, no żartuję, oczywiście że musiałam zadryndać domofonem bo kluczy brak, a wszystkie światła pogaszone...
A ja stoję przed klatką... dzwonię
... stoję dalej... i dzwonię...
Ufff, w końcu mama otworzyła
po cichutku wśliznełam się do domku, ogarnełam się w łazience i poszłam do pokoju gdzie miałam spędzić ostatnią panieńską noc. Było wieeeeeelkie łoże... Ale jak to w życiu bywa, za pieknie być nie może
i te wielkie łoże musiałam dzielić z siostrą i moim niecało 2-letnim chrześniakiem. Byłoby prawie że ok, gdyby nie to że dla mnie pozostało z 50 cm łożka
Ale co tam, myślę sobie i ochoczo kładę się do łóżeczka A tu... przywitała mnie twarda poduszka... dzizys...
Zasnełam dopiero po 2...
W nocy oczywiście budziłam się kilka razy... Ale nie dlatego że strach odczuwałam czy cuś - co to to absolutnie nie (luzik non stop), mój wspaniały chrześniak rozrzucał się po łóżku na wszystkie strony...
Było ok.
Obudziłam się przed 8... poleżałam do ok 9, powolutku wstałam, leniwie patrzę przez okno - pogoda delikatnie mówiąc pod psem... Poszłam do kuchni, a tam normalnie wszyscy latają jak z pęchrzem...
Wszyscy w nerwach... a ja na spokojnie zrobiłam sobie śniadanko... zjadłam... pooglądałam telewizję... a wszyscy normalnie co koło mnie przechodzili to patrzyli się na mnie podejrzliwie i pytali czy ja wiem co dziś za dzień
hahaha, śmiać mi się chciało
Cały dzień ogólnie minął mi na słodkim lenistwie
ale w gruncie rzeczy to się nudziłam... Czas mi się dłużył niesamowicie...
Nadeszła godzina 12. Poszłam do fryzjera. Monika (fryzjerka) się ze mnie śmiała że jeszcze w życiu nie widziała tak spokojnej panny młodej. Humorek oczywiście miałam wyśmienity
W końcu gdy fryzurkę miałam zrobioną, z lekkim serduszkiem poleciałam do domku jak na skrzydełkach. Po drodze zebrałam mnóstwo spojrzeń przechodniów. Ale oczywiście z uśmiechem szłam ulicami
W oczekiwaniu na makijażystkę p. Lenę postanowiłam udekorować klatkę schodową. Wcześniej mojego szwagra wysłałam do sklepu po zakup balonów - poszedł bez sprzeciwu. Wzielismy się za dmuchanie, wiązanie i przewiązywanie ich tasiemką a potem wyruszyliśmy na klatkę aby je przymocować... Jak się okazało tak dużo balonów nie mieliśmy, ale jakoś sobie poradziliśmy. Lekko zmachani poszliśmy do domku, mineło kilka minut a tu mama krzyczy że dzieciaki zerwały balony (dzizys...) i co najlepsze mama w wałkach na głowie
wyleciałą je przegonić
śmiałam się z tego cały czas
Przyjechała p. Lena, na pierwszy rzut poszła moja siotra. Potem ja. Z wyniku całego malowania byłam baaardzo zadowolona
I tak mineły chwile przygotowań, wyczekiwań na mojego przyszłego męża...