w piątek wieczorem przypomniało nam się, że zapomnieliśmy zawieźć alkohol do lokalu:) a, że było już późno to szybciutko wódeczkę myk do zamrażarki... rano była w sam raz.
po wspólnym śniadanku jeszcze wtedy narzeczony zawiozl wódkę i winko tam gdzie trzeba. przy okazji zobaczył i zaakceptował dekorację. spotkał też naszego ulubionego fotografa, który przez przypadek rozkładał swoje oświetlenie na innej sali:)
wszystko się działo zgodnie z planem ale ja i tak byłam baaaardzo zdenerwowana!! chodziłam z kąta w kąt i nie mogłam sobie miejsca znaleźć. ok. godz. 12 byłam już gotowa na spotkanie z p. Kasią, a umówiona byłam z nią dopiero na 13... p. Kasia niestety się spóźniła ok. pół godziny, a ja w tym czasie już prawie mdlałam... podobnie jak mój narzeczony - o czym dowiedziałam się tuż po ślubie:)
kamerzysta miał być u mnie ok. godz. 15, wiec tym bardziej się denerwowałam, że nie zdążymy z makijażem i fryzurką... p. Kasia od razu przystąpiła do działania. najpierw fryzurka...


na szczęście 2 tyg wcześniej miałam próbna fryzurę więc wiedziałam czego się spodziewać. wprowadziłam tylko malutkie zmiany no i jednak zdecydowałam się mieć diadem

w czasie kiedy ja byłam upiększana, mój ukochany narzeczony szykował się w swoim domu rodzinnym na drugim końcu miasta...
spineczki do koszuli... warto poprosić świadka o pomoc

