ok startujemy!!!!!!!!!!!!!!
zanim jednak zaczne opisywać sobotę to napiszę to czego nie udało mi się napisać jeszcze w swoim odliczaniu. wiem że praktycznie cały piatek byłam już cichutko. przepraszam ale było takie urwanie głowy że szok.
dzialo sie strasznie duzo jak na ten dzien przed, balony, girlandy, bramy, strojenie, zjechali sie moi rodzice i było ogólne zamieszanie. na wieczór rozstawialiśmy winietki na stołach w lokalu. potem jeszcze dekoracja pensjonatu w ktorym spalam ostatnia nocke i dwie nastepne.
w efekcie połozyłam sie spać o 00,30 i cóż...nie zasnełam. nowe miejsce, nowe łózko. do tego wszystkiego za ściana byli rodzice a przez te gipsowe scianki dzialowe wszystko było słychać. o 1 nie spalam jeszcze a jak mi sie przypomniało że nie skontaktował sie z nami fotograf i kamerzysta to juz całkiem dostałam zawału. zapomnielismy o tym na śmierć. no ćóż. ja powiedzialam sobie że bez kamwrzysty wesele tak czy tak sie odbedzie i nie bede sie tym teraz martwić.
w końcu zaczełam zasypiać. sen był bardzo płytki, budzilam sie co około 20 minut i sprawdzałam zegarek. w efekcie o 3 byłam juz na nogach. wybudził mnie gesto padajacy deszcz. wstałam, wyjrzałam przez okno i jedno co pomyslałam - może sie wypogodzi a jak nie to byleby tylko nie padało jak bedziemy a zewnatrz. niestety...niecałe 2 godziny snu a ja nie poszlam spać dalej. nie mogłam. na przemian przeplatało sie uczucie niepokoju z uczuciem radości połaczonej ze łzami. zaczełam krecic sie po pensjonacie. pierwsze co to wyszłam sprawdzić czy balony na zewnatrz otrzymały sie przez noc. było wporzadku. ... oetchnełam że choć to jest ok. trawa była potwornie mokra, dalej padał deszcz. postałam chwile na zewnatrz, pooddychałam niesamowicie rzeskim powietrzem. cały czas w myślach starałam sama siebie podnosić na duchu.
wdech, wydech - bedzie dobrze - wdech wydech....
przy okazji mialam okazje zobaczyc że do lokalu przywieźli już z piekarni świeży chlebek. postanowiłam wrócic do pokoju. a tam.....
cdn.
