Ekkhmmm no to może znów nieśmiało ja

. Za namową kilku forumkowych maniaczków (w pozytywnym tego słowa oczywiście znaczeniu) zakładam naszą relacyjkę z tego przecudnego, jedynego, najpiękniejszego, najsłodszego, naj bardziej romantycznego i wogóle dnia w życiu.
Mła czyli Elcik - Panna Mloda - byłam chyba najspokojniejszą osóbką na świecie. W tygodniu poprzedzającym ślub wszystko toczylo się zgodnie z planem, a ja miałam tylko obawy, że skoro wszystko się tak ładnie toczy, to w dniu ślubu nastąpi kulminacja i dopadną mnie stres, nerw i paraliż na raz..... ale tak się nie stało

. W piątek przyjechali rodzice z babcią R. - spędzilismy przesympatyczny wieczorek u nas w domku (delikatnie alkoholowo). Już w tym dniu byłam strasznie szczęśliwa, bo wbrew oczekiwaniom nie dostałam żadnej wysypki alergicznej i moje bolerko stało się zbędnym dodatkiem

- jak się okazało później nie było tak do końca

, ale po kolei.
W piątek na 19 mielismy ostatnie spotkanie umówione z księdzem prowadzącym ceremonie, aby ustalić co i jak, kto i kiedy. Pojechalismy na spotkanie z naszymi świadkami. Jak się ostatecznie stało, ksiądz, który nam zapisywał datę slubu i potem spisywał protokół będzie udzielał na ślubu huraaaaa

. By ł on przesympatyczny, dowcipny i chyba nawet od nas młodszy albo rówieśnik

. Spotkanie przebiegło świetnie, ustaliliśmy że tata mnie prowadzi do polowy kościoła, potem przejmuje mnie R. czekający już z księdzem. Mówił, że będzie dawał nam sygnały co i jak, podczas przysięgi podaje nam ściągę w księdze, no i że mamy się na niego nie patrzyć mowiąć: "I ślubuję Ci miłość...."

. Potem jeszcze zrobilismy próbę ślubowania (oj glosiki nam się lekko trzęsły). Po powrocie do domku spakowałam się na sobotni poranek, bo z samego rana jechałam autkiem do mojego domku niedaleko aby tam się przygotować i czekac na Pana Młodego. Spakowana też została torebka zgodnie ze wskazówkami forumek - najważniejszym w niej okazały się iga i nitka

.
No i nadeszła sobota. Nockę przespaliśmy z R. jak młode boberki. Rano obudził mnie budzik o 7, potem szybki prysznic

, śniadanko po cichutku

, bo teściowie i babcia jeszcze spali. Spokojnie się ubrałam, przejrzałam siatę czy wszystko jest i w drogę

. W domku już czekali niespokojni tata i babcia. Wpadłam, zostawiłam dokumenty od polda bratu, kŧóry miał go lecieć wypucować i marsz się upiększać. O 8.45 wpadłam do salonu, na pierwszy rzut poszły pazurki. Dostały super frencza, a pazurek na obrączke dostał perełki. Oto wynik:

Później do pracy wkroczyła Pani fryzjerka (wyniki będą widoczne na dalszych zdjęciach), ale tu cały tyl w okazałości (dół się nieco od razu rozszedł, gdyż naszyjnik niestety co raz to haczył o włoski jak patrzyłam do góry na lubego):

Po powrocie do domku ok 11, wypiłam z rodzinka kawusię w oczekiwaniu na panią makijażystkę i świadkową. Makijaż wyszedł przecudny, usteczka były bardziej naturalne niż na próbnym. Potem już czekaliśmy na fotografa i kamerzystę, którzy po fociakach mojego lubego z przygotowań, mieli do nas przyjechać. No i przyjechali i się zaczęło (ja dalej oaza spokoju, babcia we łzach razem z tatą...... taaa

:


Cd. nasŧapi, gdyż teraz lecę rozpocząć przygotowania siebie i męża, bo lecimy do znajomych na ślubik kościelny a potem ja na kolejny panieński (nie nie swój

.