Tekst: Małgorzata Skowrońska
Dziecko to inwestycja. I choć trudno na malucha patrzeć w kategoriach finansowych, warto się zastanowić, ile kosztuje ciąża i kto na niej zarabia. Warto choćby po to, by nie dać się "ciążowemu biznesowi"
"Zaczęło się niewinnie, bo od 17 zł na test ciążowy. Potem się posypało. Badania, wizyty u ginekologa, zmiana ciuchów, zachcianki, lekarstwa. Moje oszczędności zaczęły szybko topnieć. A to dopiero trzeci miesiąc" - tak o początkach swojej ciąży pisze na gazetowym forum internetowym Marianka. I pyta: "Dziewczyny, ile kosztuje ciąża?". Forumowiczki odpowiadają: "Majątek" albo "Bez przesady. Ciąża kosztuje, ale da się przeżyć. Prawdziwe wydatki zaczną się dopiero, jak urodzisz". Wszystkie internautki zgadzają się jednak, że jak już zobaczysz potwierdzający wynik testu za kilkanaście złotych, jesteś stracona dla "ciążowego biznesu".
Brzuszkowy marketing
Jesteś wyjątkowa, to twój czas, nie możesz teraz oszczędzać, musisz sobie dogadzać, wymagasz najlepszej opieki - mówią reklamy adresowane do kobiet w ciąży. Wystarczy przekroczyć próg gabinetu ginekologicznego, by trafić na plakaty, ulotki, kalendarzyki, notatniki firm farmaceutycznych i kosmetycznych produkujących specjalnie dla tych, którzy spodziewają się dziecka.
- Już w czasie pierwszej wizyty u ginekologa, który potwierdził, że zostanę mamą, dostałam kartę ciążową. W domu zauważyłam, że ta karta to reklama witamin dla przyszłych mam. Dokładnie ten specyfik przepisał mi mój lekarz. Podczas kolejnej wizyty dostałam kalendarz-pamiętnik, w który można wpisywać swoje odczucia, pierwsze ruchy dziecka, sny itd. To też reklama, ale tym razem firmy kosmetycznej z kremami i emulsjami specjalnie dla ciężarnych - opowiada Magdalena Stasiak. Mama dziś już trzymiesięcznego Konrada przyznaje, że przez całą ciążę zażywała witaminy z reklamy na karcie i używała kremu na rozstępy, o którym przeczytała w podarowanym przez lekarza kalendarzu, że "nie szkodzi nienarodzonemu dziecku".
Doktor Mariusz Makowski specjalizujący się w psychologii reklamy nie ma wątpliwości, że kobieta spodziewająca się dziecka to łatwy żer dla speców od marketingu. - Jedna z reguł podatności na perswazję, a reklama jest przecież perswazją podlaną sosem informacyjnym, mówi, że jesteśmy podatni na sugestię wtedy, gdy towarzyszy nam dobry nastrój. Kobieta w ciąży chce się czuć dobrze, bo wie, że służy to jej i dziecku. Zmniejsza jednak swoją asertywność i krytyczność w zderzeniu z reklamami - twierdzi. Jego zdaniem przyszłe matki, a w szczególności te kobiety, które są w ciąży po raz pierwszy, łatwo ulegają też konformizmowi informacyjnemu. Ten rodzaj konformizmu pojawia się między innymi wtedy, gdy mamy do czynienia z sytuacją kryzysową. - Dla kobiet ciąża może być sytuacją kryzysową, powodującą lęki, a nawet kryzys tożsamości. Co w tej sytuacji się dzieje? Przyszła mama robi to, co inne panie. Kupuje witaminy, smaruje się specjalnymi kremami bez względu na to, czy akurat to jest jej potrzebne, czy też nie - wyjaśnia. I dodaje: - Dla marketingu to sytuacja idealna. Łatwo wtedy wyciągnąć pieniądze.
Business class na kredyt
Marta, 34-letnia szefowa kadr w dużej sieci sklepów odzieżowych, przygotowania do ciąży zaczęła od testu, który miał sprawdzić, czy nie jest uczulona na plemniki męża. Wskazań do takich badań nie było. - Zależało nam na tym, by dziecko pojawiło się jak najszybciej. Wybraliśmy się do ginekologa na rozmowę, jak przygotować się do ciąży. Wyszliśmy ze stertą adresów do specjalistów: dietetyków, sprzedawców testów płodności, masażystów i psychologa, który miał nas nauczyć technik relaksacyjnych - opowiada. Policzyli, że gdyby punkt po punkcie wykonali to, co zalecał ginekolog, zapłaciliby prawie 2 tys. zł (wizyta u ginekologa - 150 zł, ustawienie diety przyszłych rodziców - 400 zł, testy - 300 zł, seria masaży - 700 zł, i psycholog - dwie wizyty po 150 zł jedna). - Mąż złapał się za głowę. Uznał, że te pieniądze lepiej wydać na wypad w góry i zabranie się do rzeczy. Moje koleżanki jednak właśnie od dietetyka i psychologa zaczęły starania o dziecko - mówi.
Moda na przygotowania do ciąży przyszła do Polski ze Stanów Zjednoczonych. Na razie rynek na tego rodzaju usługi jest w tylko w stolicy, a o parach, które wydają fortunę na przedciążowe porady, lekarze mówią "business class".
- Ciąża to stan naturalny, a nie choroba. Tylko nieliczni potrzebują specjalistycznych badań, i to nie od razu, ale mniej więcej po roku nieudanych starań o dziecko - mówi ginekolog Kamila Jakubowicz. O przypadku Marty mówi wprost, że to wyciąganie pieniędzy. - Dietetyk, masażysta, psycholog? Za daleko odeszliśmy od natury. Wystarczy tylko zdrowy rozsądek i racjonalne podejście do życia - twierdzi. Dla Jakubowicz najlepszym przykładem odejścia od natury są testy na płodność. - Gdzie te czasy, gdy kobieta bez problemu mogła stwierdzić u siebie dni płodne i niepotrzebne były do tego żadne programy komputerowe? - zastanawia się.
Innego zdania jest psycholog Danuta Matysiak. Jej zdaniem kobieta w ciąży musi mieć poczucie bezpieczeństwa, a jeśli mogą jej to dać specjalistyczne badania i porady, to niech z nich korzysta. Dodaje jednak: - Pozostaje problem finansowy. W końcu nie każdego stać na to, by na same przygotowania do ciąży wydać kilka tysięcy.
Niemcy rozwiązali już ten problem. Tamtejsze banki udzielają nisko oprocentowanych kredytów dla tych, którzy spodziewają się dziecka. U nas jeszcze takich kredytów nie ma, choć banki się zarzekają, że nie boją się ciężarnych. Jacek Balcer, dyrektor PR banku BPH: - Nasz kredyt hipoteczny reklamowała kobieta w ciąży, ale produktu adresowanego wyłącznie do tej grupy nie mamy. Jestem gotów zrobić badania rynku, by sprawdzić, czy naszym klientkom taka pożyczka jest potrzebna. Jeśli tak, byłby to pewnie kredyt konsumencki na preferencyjnych warunkach, rozciągnięty na dziewięć miesięcy.
Prywatnie z kanonem
Taki kredyt pewnie niejednej Polce by się przydał. Tym bardziej że na same wizyty u ginekologa w czasie ciąży panie potrafią wydać nawet kilka tysięcy. Cena spotkania z lekarzem prowadzącym zależy od miasta i renomy ginekologa. Największym wzięciem cieszą się ci, którzy pracują na oddziałach położniczych i jednocześnie prowadzą prywatną praktykę. W Warszawie cena takiej wizyty waha się od 80 do 200 zł. W Krakowie, Poznaniu, Łodzi, Gdańsku, we Wrocławiu i w Katowicach - od 60 do 150 zł. W mniejszych miastach - od 50 do 80 zł. Dlaczego kobiety decydują się przez całą ciążę opłacać ginekologa, zamiast korzystać z darmowego w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia?
- Kolejki, niewielki wybór lekarzy, gabinety jeszcze z czasów poprzedniej epoki. Dziękuję, ale nie. Wolę zapłacić. Tym bardziej że w cenie wizyty mam też USG - odpowiada warszawianka Beata, mama miesięcznej Zuzi. Nad ginekologiem z NFZ zastanawiała się za to Agnieszka, mama trzymiesięcznego Wojtka, ale gdy okazało się, że poradnie K czynne są od 8 do 16, zrezygnowała. - Za każdym razem, gdy przychodziłby czas na kolejną wizytę, musiałabym zwalniać się z pracy - mówi.
Beata z porad ginekologa w czasie dziewięciu miesięcy korzystała 15 razy, płacąc za każdą wizytę 200 zł (w sumie 3 tys. zł). Od dziesiątego tygodnia USG miała robione przy każdym spotkaniu (lekarz nagrywał jej też na kasetę film z biciem serca i ruchami dziecka). Jej karta ciążowa wypełniona jest wynikami badań, m.in.: na przeciwciała anty-Rh (trzy razy - mąż ma Rh+, ona Rh-), cytologia, ocena wydzieliny pochwowej, morfologia krwi i analiza moczu (dziewięć razy), krzywa cukrowa (dwa razy), HBs, ciśnienie (15 razy). Wszystkie badania robiła w przychodni, którą polecił jej ginekolog.
Agnieszka za opiekę krakowskiego ginekologa zapłaciła 780 zł (12 wizyt po 65 zł), ale USG robiła już u innego lekarza, i to nie tak często jak Beata, bo tylko trzy razy. Jej lista badań jest też znacznie krótsza.
Obie panie nie miały problemów z ciążą. Skąd zatem taka różnica w liczbie badań?
Doktor Kamila Jakubowicz: - O tym, jakie badania są konieczne, decyduje lekarz prowadzący. Jeśli jednak pacjentka ma wrażenie, że próbuje się ją naciągnąć na kolejne, zawsze może odwołać się do kanonu badań, jakie należy wykonać w tym czasie (patrz: tabelka).
Jej zdaniem najwięcej emocji budzą badania USG. - Wielu lekarzy robi je przy każdej wizycie. Zdarza się, że na prośbę samych rodziców, którzy chcą pooglądać maleństwo na ekranie. Tutaj opinie są podzielone. Jedni twierdzą, że USG nie szkodzi dziecku. Inni z kolei podają, że nie ma długofalowych badań potwierdzających tezę o nieszkodliwości. Polskie Towarzystwo Ginekologiczne zaleca przy ciąży prawidłowej wykonanie trzech USG i tego należałoby się trzymać - wyjaśnia.
Rozstępy i witaminy
Choć córeczka Basi ma już cztery miesiące, w łazience wciąż zalegają kosmetyki dla przyszłych mam. - Mogłabym otworzyć sklep - śmieje się Basia. Uśmiech znika, gdy przypomina sobie, ile za kremy, odżywki, peelingi i emulsje do masażu specjalnie dla ciężarnych zapłaciła. Jej mąż twierdzi, że co najmniej tysiąc złotych. Basia tych rewelacji nie chce potwierdzić. - Niech to zostanie moją drogą tajemnicą - mówi.
Mąż Basi może się nie mylić, bo kosmetyki dla ciężarnych są znacznie droższe niż te zwykłe. Wystarczy sprawdzić cenę kremów na rozstępy. Te dla przyszłych mam kosztują od 50 do 150 zł. Zwykłe - od 30 do 70 zł. Jeśli dodać do tego, że tubka wystarcza najwyżej na półtora miesiąca, a - jak zalecają producenci - trzeba się nacierać od pierwszych tygodni ciąży, zrozumiemy, czemu Basia nie chce zdradzić, ile wydała na kosmetyki.
Co ciekawe, specjaliści Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego w "Rekomendacji w zakresie opieki przedporodowej w ciąży o prawidłowym przebiegu" podkreślają, że rozstępy to efekt działania hormonalnego i nie ma radykalnych środków, które je likwidują.
Czemu kosmetyki dla ciężarnych są droższe od tych zwykłych?
- Producenci na ulotkach swoich produktów piszą, że są przeznaczone specjalnie dla ciężarnych. Tymczasem ich skład nie różni się niczym od tych dla pań, które nie spodziewają się dziecka - mówi dermatolog Adam Konieczny. - Do łez doprowadza mnie stwierdzenie, że dany produkt nie szkodzi kobietom w ciąży. A jak oni to sprawdzili? Chyba nie na ciężarnych? - pyta.
Jego zdaniem nie bez znaczenia dla takich kosmetyków jest też to, że przede wszystkim sprzedawane są w aptekach. - Nie odkryję Ameryki, jak powiem, że kosmetyk kupiony w takim miejscu daje kobiecie poczucie bezpieczeństwa i pewnie za to producenci każą płacić - twierdzi.
Zasada, która mówi, że jak już coś na opakowaniu ma napis: "Dla przyszłych matek", musi być droższe przynajmniej o 20 proc., sprawdza się też przy witaminach. Choć zdania lekarzy są podzielone, czy należy je podawać od pierwszych tygodni, przyszłe mamy chętnie po nie sięgają. Tymczasem PTG twierdzi, że nie ma naukowych dowodów wskazujących na bezwzględną potrzebę podawania ciężarnym witamin, substancji mineralnych i mikroelementów. Jeśli już, to należałoby je stosować dopiero w II i III trymestrze ciąży. Chodzi przede wszystkim o preparaty wielowitaminowe zawierające między innymi żelazo i jod oraz minerały i mikroelementy (cynk, miedź, magnez, mangan, selen i molibden).
Gadżet na szczęśliwe macierzyństwo
- Ciuchy ciążowe też są droższe niż te zwykłe, ale to przynajmniej ma swoje uzasadnienie w ilości zużytego materiału - żartuje Marysia, która za miesiąc zostanie mamą.
Spodnie dżinsowe dla przyszłych mam kosztują od 150 do 300 zł. Popularne ogrodniczki - od 180 do 200 zł. Te, które nie mają miejsca na brzuch, można kupić już za 80 zł.
- W internetowym sklepie dla ciężarnych kupiłam ponczo, za które zapłaciłam 400 zł. Tydzień później znalazłam identyczne w normalnym butiku, ale prawie o 100 zł tańsze - opowiada Marysia.
Handlowcy nie mają wątpliwości, że wszystko, co ciążowe, musi być droższe od tego, co normalne. - Sprzedawcy wykorzystują to, że oczekiwanie na dziecko to czas niezwykły. Klienci zdają sobie sprawę z tego, że są w niecodziennej sytuacji, i nawet nie buntują się, że muszą zapłacić za spodnie 20 proc. więcej niż zwykle - twierdzi Janusz Grajewski, specjalista PR.
Wystarczy wrzucić w wyszukiwarkę hasło "ciąża", by pojawiło się kilkaset adresów sklepów oferujących nie tylko ciuchy dla przyszłych mam, ale też kubeczki "z brzuszkiem", maleńkie buciki (nie dla malucha, ale dla przyszłego taty, którego trzeba poinformować o ciąży), maty i piłki do ćwiczeń, przyrządy do masażu nóg, wisiorki na szczęście i talizmany, które mają chronić przed urokami zazdrosnych ludzi. Znajdzie się też coś dla przyszłych ojców - program komputerowy z rozrysowanymi na wykresach etapami ciąży i poradniki w stylu, jak przeżyć dziewięć miesięcy i nie zwariować.
- Rynek z produktami dla ciężarnych to mocny segment handlu. Nie trzeba być prorokiem, żeby przewidzieć, że zapotrzebowanie na wymyślne produkty związane z macierzyństwem będzie coraz większe - twierdzi Grajewski.
Jak nie ulec "ciążowemu biznesowi" i uodpornić się na "ciążowe reklamy"? - Może warto sięgnąć do doświadczeń innych kobiet, które ten okres mają już za sobą. Takie spojrzenie z dystansu na pewno się przyda - radzi psycholog Mariusz Makowski