Dziękuję dziewczyny za komplementy

Zabieram się za dalszą relację, bo jeszcze trochę tego zostało...
KOŚCIÓŁ
Do kościoła pojechaliśmy naszym cudownym Jaguarem. Kierowca był przesympatyczny. Samochód wyglądał świetnie. Trochę się bałam o dekoracje, ale były idealne, delikatne i bardzo eleganckie (polecam firmę jaguarem do ślubu). Droga do kościoła to był jedyny moment podczas tego dnia, gdy odczuwałam momentami stres.
Byliśmy spóźnieni (mieliśmy być pół godziny przed czasem, bo świadkowie mieli podpisać jeszcze dokumenty), ale i tak jeszcze trochę czasu zostało i spędziliśmy go w samochodzie pod kościołem.
No i nadszedł czas...
Do ołtarza odprowadził mnie tata. Zawsze był dla mnie bardzo ważną osobą i zawsze tak właśnie to sobie wyobrażałam...
Dwa dni przed naszym ślubem dowiedzieliśmy się, że mojemu znajomemu księdzu, który miał prowadzić mszę umarła mama i tego dnia co nasz ślub, był też jej pogrzeb.. Jednak ksiądz i tak postanowił przyjechać. No i odprawił piękne kazanie. Było romantycznie i zabawnie. W tle pięknie przygrywał kwartet smyczkowy Prestige. Ech.. Było pięknie...
Nie sądziłam, że mnie to tak wzruszy. Jeszcze przed przysięgą zaczęłam płakać. Nie ze stresu, ze wzruszenia. Myślałam, że to TA chwila, że właśnie zostaję żoną, że wiążę się z Michałem na zawsze.. Byłam bardzo szczęśliwa i wzruszona. No i tak sobie ryczałam co jakiś czas. A podczas przysięgi, to było jakieś apogeum, z trudem wymawiałam słowa... Gdy już złożyliśmy przysięgę i kwartet zaczął grać pachelbel's canon, Michał się popłakał.. Zresztą przez ten nasz płacz, potem się dowiedziałam od gości, że ponoć pół kościoła ryczało

Po mszy dostaliśmy od księdza prezent i ruszyliśmy przez środek kościoła.. Teraz już z wielkimi uśmiechami na twarzy

Nie było sypania, bo przed farą jest zakaz. Goście składali nam życzenia przed kościołem, a obok wciąż grał kwartet.
Podczas samej mszy zdarzyły się 3 śmieszne sytuacje..
1. Nie wiedziałam, czy bukiet cały czas trzymać w dłoniach, czy go odłożyć na tej górnej części (oparciu pod ręce) klęcznika. No i położyłam na oparcie. To był błąd. Widziałam, że się tam chybocze.. Zerkałam na niego z niepokojem. No i po chwili... BUM! Spadł na podłogę. Kilka Kwiatków odleciało. Po chwili mój świadek mi go podał i już go nie wypuściłam z rąk

2. Podczas komunii dostaliśmy kielich do napicia się wina. Przechylam.. nic nie leci.. przechylam głębiej... nic nie leci... jeszcze głębiej.. nic.. Trudno.. Oddam go już.. bo to już trwa zdecydowanie za długo.. Michał przechylił go mocno, byłam pewna, że się napił. Potem się okazało, że miał dokładnie to samo co ja i się też nie napił. Tata powiedział, że z tyłu to wyglądało, jakbyśmy pili i pili, jakby każdy z nasz po parę łyków wziął..

3. No i najzabawniejsze... W pewnym momencie mszy trzeba było klęknąć, my obydwoje zamiast to zrobić usiedliśmy. Ksiądz dał nam znać wzrokiem, żebyśmy klęknęli. Michał wstał podszedł ten metr, czy półtora do klęcznika. A ja? W panice, że siedzę zamiast klęczeć, prosto z krzesła rzuciłam się na podłogę na kolana. Ci co byli bliżej to słyszeli "łubudubu". Michał metr przede mną na klęczniku, ja na ziemi. Wstawanie w tej suknie, mi się nie bardzo uśmiechało, więc przewędrowałam ten kawałek do klęcznika na klęczkach..