Heloł

Zacznę może na sucho, czwartek i piątek. Bo jak wiadomo nie mam fotek

Tort jest od sowy.

CZWARTEK- nie mieliśmy za dużo do roboty , tak mi sie wydawało przynajmniej. Kupić balony, opakowania na podziękowania dla świadków, fryzjer już mojego męża

I to chyba tyle. Jeszcze trzeba było obejrzeć kwiaty.
Najpierw ruszyliśmy do kwiaciarni, róże, frezje przepiękne. Pani w Białym Bzie pełen profesjonalizm. Wyjaśniła nam dlaczego nie powinno być klimatyzacji w kwiaciarni ( róże po wyjściu z klimatyzowanego szybciej padną , poza tym nie widać w klimie czy kwiaty są słabe... )
No i te pierdoły zajęły nam całe prawie że popołudnie.
Wróciliśmy do domu, odpoczęliśmy i chcemy jechać po wode.
No i tu następuje masakra- nigdzie nie ma kluczy męża. Zaczęło się szukanie. Ja otwierałam drzwi, więc to ja coś nabroiłam;)
Wyobraźcie sobie, że nie znaleźliśmy ich do teraz. Także musiałam zostawić je w drzwiach...
Także godz 18 a mąż leciał po nowe wkładki do drzwi

Przyszła też delegacja od K. z pracy na weselną.

Siedzieli do 21

PIĄTEK- to był po prostu cyrk na kiju.
6.30 spowiedź
Stres był, nie ma co ukrywać.

Na 10 miałam paznokcie, 2 godziny siedziałam , ale efekt mega. Kuba w tym czasie jeździł zawozić do telimeny wódkę, soki, wode, owoce ze świadkiem.
Około 15 był ostatni kurs. Okazało się że nie mają prądu. Byłam przerażona. Zaczęłam histeryzować, ale K. mnie ogarnął

Dostaliśmy kluczyk od pokoju, spokojnie zostawiliśmy rzeczy, obiadek, chwila odpoczynku i do kościoła.
Jak Wam wspominałam, zdecydowaliśmy się na kwotę 400 zł. Wchodzimy do biura parafialnego, mówię do księdza że tu ofiara , a on na to ' 400 tak?'
rozwaliło nas to totalnie ( znaczy sie co łaska , ale cennik jest

).
No ale wszystko załatwiliśmy , szybko do kuby rodziców, bo moi też już dojechali. Na miejscu mój tata z teściem już weselną testowali

Pojechaliśmy do domu sami, moi rodzice zostali dostarczeni po 22 przez moją teściową

Okazało się jeszcze w międzyczasie że zapomnieliśmy Kuby garnitur zabrać od teściów

także szybki telefon do teściowej czy nam go podrzuci, na szczęście sie zgodziła

Wzięliśmy psa na spacer, a tu telefon od świadka że do nas jadą, także jeszcze odstresowaliśmy sie w ich gronie, rodzice wrócili. o 22 teoretycznie leżeliśmy w łóżkach. Teoretycznie, bo mój tata zafundował nam mega atrakcje. Gadał, krzyczał przez sen, także nie zasnęliśmy do 3 w nocy. A w sobotę budzik zadzwonił o 7...