Uff! Wszystko mamy już za sobą... A chciałoby się jeszcze i jeszcze... Wspomnienia podsycane oglądanymi zdjęciami i długimi wieczornymi rozmowami podkręcają nas wciąż i wciąż... Ale jak do tego doszło?
Wszystko zaczęło się 16 grudnia 2005 roku na moście Tower w Londynie, gdzie zaręczyliśmy się... Właściwie to wszystko zaczęło się pewnego mroźnego niedzielnego poranka, gdy osiemnastoletni chłopak ujrzał po raz pierwszy pewną dziewczynę… Te wspomnienia będziemy pielęgnować w naszej pamięci zapewne do końca naszych dni.
O naszych błyskawicznych przygotowaniach do ślubu i wesela możecie poczytać
tutaj. A teraz, gdy już odrobinę ochłonęliśmy, postanowiliśmy podzielić się z Wami Naszym Wielkim Dniem.
19 Sierpnia tego roku zaczął się dla nas bardzo wcześnie rano. Ze wszystkim trzeba było wyrobić się na godzinę 14.30, kiedy to miał pojawić się u nas kamerzysta.
Pan Zbigniew Nowak z Net- Filmu okazał się punktualny i o umówionej godzinie nagrywał już przygotowywanie się Adasia. Chwilę później poszedł do domu Panny Młodej. O godzinie 14.50 Adaś razem ze świadkiem pospieszył do kwiaciarni i odebrał przepiękny bukiecik wraz z butonierkami. Gdy razem ze swoimi Rodzicami stanął w drzwiach Panny Młodej, była godzina 15.00.
Wchodząc po schodach czuł się bardzo podekscytowany, odrobinę może nawet niespokojny. Miał przyspieszone bicie serca, ściśnięte lekko gardło i trzęsące się kolana (niech mi nikt nie mówi, że tego nie czuł, bo i tak nie uwierzę

), nad którymi bez skutku próbował zapanować. Emocje powoli sięgały zenitu. Wiedział mniej więcej, jak miała wyglądać suknia, fryzura i makijaż, ale zgodnie z tradycją nie widział niczego przedtem. Gdy wszedł do domu Żanetki, ona razem ze świadkową była u siebie w pokoju dokonując ostatnich poprawek. Adaś czekał na Żanetkę w pokoju dziennym, gdzie towarzyszył mu świadek, Rodzice i kamerzysta. Plan był prosty: jak Żanetka wejdzie, miał uklęknąć na kolanko, pocałować w rączkę i wręczyć kwiatki

.
Sekundy ciągnęły się w wieczność. Sam nie wiem, ile to mogło trwać. W końcu Adaś doczekał się. W pokoju pojawiła się Ona. Była przepiękna! Wchodziła dostojnie, powolnym krokiem, z płomiennym uśmiechem na twarzy i szklistymi oczkami. Miała na sobie prawdziwe dzieło sztuki, ręcznie zdobione przepięknymi koronkami, perełkami i kryształkami, które dodawały jej nieprawdopodobnego blasku. Całość dopełniały przepiękne blond loki i makijaż, który doskonale komponował się z bukietem, a który wciąż jeszcze tkwił w rękach Adasia. Wyglądała jak anioł!
Zamarłem z wrażenia. Oddech raz przyspieszał, raz znowu niknął gdzieś. Nie wiedziałem zupełnie, co mam zrobić. Cały plan

kurcze, jaki plan?

Zupełnie zwariowałem! Byłem oszołomiony. Nie mogłem wyksztusić ani słowa. Patrzeliśmy się na siebie dobrych parę minut, chcąc utrwalić ten widok w naszych głowach na zawsze. Oczy mieliśmy szkliste i pełne wzruszenia. Szeptaliśmy do siebie jakby bojąc się, że ta chwila rozmyje się, umknie speszona głośno wypowiadanymi słowami (ciekawe, jak to wyszło na filmie?

).
Po dłuższym momencie Adaś podszedł do Żanetki i wręczył Jej bukiecik. Potem było błogosławieństwo od Rodziców, najpierw Rodzice Żanetki, potem Adasia. W międzyczasie przyjechał udekorowany w kolorach bukietu Żanetki
wynajęty z firmy Tiffany samochód i już za chwile trzeba było jechać na sesję zdjęciową do
Studia ESTE, gdzie byliśmy umówieni na godzinę 16.00. Fotograf od razu zaproponował przejście na ty, co faktycznie ułatwiło pracę. Sesja zdjęciowa była bardzo intensywna i trwała około 1,5 godziny (efektem jest ponad 400 zdjęć do wyboru; później mieliśmy spore kłopoty z wyborem tych najwłaściwszych).
Do kościoła przyjechaliśmy o 17.45, gdzie bardzo ciepło i entuzjastycznie powitali nas Rodzice i zaproszeni goście. Weszliśmy do kościoła i tuż pod chórem powitał nas ksiądz proboszcz, który poprowadził nas do ołtarza. Szliśmy powoli środkiem kościoła po czerwonym dywanie, pomiędzy pięknymi dekoracjami z kwiatów i ławkami, w których byli już wszyscy zaproszeni. Odmierzając jak najmniejsze kroki, delektowaliśmy się każdym z nich. Chcieliśmy zapamiętać każdą jedną chwilę.
Naszemu wejściu towarzyszyła schola, która przy akompaniamencie organisty śpiewała nam
Ave Maria. Słowa podziękowania dla Dominika za to, że stanął na wysokości zadania i zorganizował scholę. Sam w trakcie całej mszy przygrywał scholi do taktu na bongosach.
Ksiądz proboszcz prowadził mszę bardzo ciekawie. W trakcie kazania nieraz przytaczał anegdoty, co pozwoliło nam odrobinę się wyluzować przed tym, co miało się lada chwila wydarzyć.
Po kazaniu ksiądz wziął mikrofon i podszedł do nas. Zadał pytanie czy chcemy zawrzeć ten związek małżeński i wychowywać nasze przyszłe potomstwo w zgodzie z duchem wiary katolickiej. Odpowiedzieliśmy zgodnie TAK. Poprosił, abyśmy podali sobie prawe dłonie. Obwiązał je białą stułą i przysunął bliżej mikrofon. Powtarzając za nim, pierwszy słowa przysięgi wypowiedział Adaś: Ja Adam biorę Ciebie Żanetko za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. Potem Żanetka wypowiedziała słowa tej samej przysięgi. Nakładając poświęconą obrączkę wypowiedzieliśmy: Żanetko/ Adamie przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego i włożyliśmy sobie obrączki, stając się Małżeństwem.
Po mszy wychodziliśmy z kościoła powoli, przy dźwiękach Marszu Mendelsona. Potem były już życzenia, kwiaty, uściski, łezki szczęścia i kwiaty, kwiaty, kwiaty… Kierowca naszego samochodu wielokrotnie pomagał świadkom zanosić wszystko do bagażnika. W końcu wszyscy wsiedli do samochodów i ruszyli do Klinisk, gdzie w
ośrodku Nadleśnictwa miała odbyć się zabawa weselna.
Tuż przy kościele napotkaliśmy pierwszą bramę. Dzieciom wręczyliśmy całą masę cukierków, a dorosłym oczywiście weselną wódkę.
Do Klinisk dojechaliśmy szczęśliwie po parunastu minutach. Wszyscy już tam byli i ustawieni w szpaler czekali na nasze przybycie. Przed wejściem do budynku stał stół z kieliszkami napełnionymi szampanem oraz Rodzice, którzy czekali aby powitać nas chlebem, solą i tradycyjnie kieliszkami z wodą i wódką. Po powitaniu i wypiciu toastu Adaś wniósł Żanetkę do pięknie udekorowanej sali. W progu powitał nas zespół
Silver Now Music, który zanim usiedliśmy do stołów, poprowadził całą serię toastów i przyśpiewek, wprowadzając wszystkich w nastrój do całonocnej zabawy.
W końcu zasiedliśmy do obiadu. Suto zastawione i przepięknie udekorowane stoły były ustawione w literę m lub E (zależy jak spojrzeć). W całej sali dominowały żywe kolory lata jak żółty, pomarańcz, zieleń i oczywiście nieskazitelna biel. Podany obiad mógł zaspokoić gusta nawet najwybredniejszych, choć powszechnie wiadomo, że wszystkich pewnie nigdy się nie zadowoli.
Zaraz po obiedzie zostaliśmy zaproszeni przez zespół do pierwszego tańca. Z głośników popłynęła wszystkim znana „Unchained Melody”, a my zatańczyliśmy wpatrzeni w siebie, powoli kołysząc się w rytm naszej melodii. Za chwilę dołączyli do nas świadkowie i zanim się zorientowaliśmy na parkiecie nie było wolnego miejsca. Od czasu do czasu zespół robił przerwę na tradycyjnego „jednego” i żeby zebrać siły do kolejnych wywijasów. W pewnym momencie Tomek Labudda, lider Silver Now Music poprosił wszystkich na parkiet, gdzie Pani Młoda otrzymała od swojego męża prezent w postaci … piosenki. Tak, tak! Adaś zaśpiewał Żanetce piosenkę! Dzień wcześniej spotkał się z Tomek aby poćwiczyć śpiewanie wybranego kawałka. Najpierw miało to być „Zawsze tam gdzie Ty” Lady Pank, ale po kilku próbach doszli wspólnie do wniosku, że „Aicha” będzie lepsza. Po paru przeróbkach Adaś zaśpiewał „Żanetko, Żanetko, kocham Cię” w miejscu, gdzie powinno być „,Aicha, Aicha…”. Dodał też kilka zmian w zwrotkach i całość wyszła wręcz oszałamiająco. Adasiowi tak się spodobało śpiewanie, że jeszcze kilka razy w ciągu nocy raczył gości weselnych swoimi zdolnościami wokalnymi.
Czas leciał bardzo szybko. O północy odbyły się tradycyjne oczepiny. Silver Now Music poprowadzili je niezwykle sprawnie i w sposób przemyślany. Było wiele śmiechu, a kilka niekonwencjonalnych zabaw rozśmieszyło wszystkich po pachy.
Nasza zabawa zakończyła się o godzinie 7 nad ranem. Goście do samego końca bawili się świetnie. Na drugi dzień, na poprawinach pojawili się prawie wszyscy (z nielicznymi wyjątkami), co może świadczyć o dobrym poziomie zabawy.
Na wysokości zadania stanęła obsługa naszego wesela. Pełen catering przygotowała nam
Pani Wioleta wraz z kelnerami z baru znajdującego się przy nadleśnictwie Kliniska (niestety nie pamiętamy nazwy firmy). Na stołach całą noc nie zabrakło niczego. Dbano też w sposób szczególny o gości ze specjalnymi wskazaniami dietetycznymi. Nie zabrakło też zimnych i gorących napojów. Wszystko poszło gładko i bez przeszkód.
Dziękujemy też wszystkim, dzięki którym Nasz Największy Dzień był taki cudowny. Nasi Rodzice i Świadkowie byli zawsze tam, gdzie ich akurat potrzebowano i do tego zawsze pod ręką. Bardzo Was Kochamy!!!
Podziękowania dla Pawła Gielniaka z „Tiffany”, dla całego Siver Now Music i ich przyjaciół, bez których nie wiedzielibyśmy o sali w Kliniskach, dla złotnika z boku Heliosa na os. Słonecznym za błyskawiczny termin wykonania obrączek z diamentowymi oczkami i wewnętrznym grawerem, dla kwiaciarni przy pętli na os. Bukowym za piękny bukiet, który nie był drogi oraz dla wszystkich naszych gości, którzy zaszczycili nas swoją obecnością i bez których wesele było takie wspaniałe!!!
Wszystko minęło tak szybko… Marzenie o naszym idealnym ślubie spełniło się. W pamięci pozostała każda chwila, którą teraz pielęgnujemy i często wspominamy w trakcie wieczornych rozmów. Na samo tylko wspomnienie uśmiechamy się szeroko.
Życzymy wszystkim takiego wesela!!!
