Dziękuję Forumki!!:)
Zdjątka wkleję, jak tylko jakieś do mnie dotrą... Foto od Michała Niedzielskiego będą za 2 tygodnie, podobnie film... na razie dostałam tylko te kilka, które moja koleżanka mi przesłała...
... Tydzień do ślubu upłynął pod znakiem totalnych wariacji... We wtorek mieliśmy jeszcze nauki przedmałżeńskie, zamawianie wszystkiego... Całe szczęście, że dekoracja sali była już zrobiona, bo w życiu byśmy się nie wyrobili... w poniedziałek zjechała już moja rodzinka, zjeżdżali też przyjaciele i rodzina Przemka:) Młodzi balowali już przed, my niestety nie mogliśmy sobie na to pozwolić, bo normalnie musieliśmy chodzić do pracy do piątku...
...SOBOTA: rano zjadłam wafelki, popijając colą... byłam bardzo zdenerwowana, nie mogłam uwierzyć, że to JUŻ:) Szalone latanie po domu, żeby niczego nie zapomnieć. Szybki prysznic, ubieranko i do fryzjera. Byłam punktualnie o 9:00, w kolejkę "wepchał" się jeszcze mój jeszcze- narzeczony, któemu pani Iwonka też ułożyła włoski. Dopiero przyszła kolej na mnie... Fryzura oczywiście się przedłużyła, i przed 11:00 szybko zamówiłam taxe,żeby dolecieć do Agatki, która mnie malowała...
Makijaż upłynął pod znakiem przyjemnej rozpusty winkiem, które ukoiło na jakiś czas moje nerwy... Agatka doskonale wiedziała, jak temu przeciwdziałać, gdyż sama tydzień wcześniej stanęła na ślubnym kobiercu...
Makijaż wyszedł rewelacyjnie, w międzyczasie zadzwonił Michał (foto), że jest już na miejscu... Razem pojechaliśmy do mnie do domku....
Tam już czekała Iwonka (kamera), Przemek był już ubrany, a ja i moja świadkowa- Gosia- latałyśmy po domku, żeby mnie szybciutko przebrać... Nerwy dodatkowo potęgował brak @, na którą czekałam od tygodnia... W pół godzinki uwinęłyśmy się ze wszystkim i mogliśmy jechać na sesję... Cieszę się, że zdecydowaliśmy się na zdjątka i film przed uroczystością, gdyż bardzo nas to rozluźniło... Podejście Michała i Iwonki było naprawdę profesjonalne, nie czuliśmy się stremowani i wdzięczyliśmy się do obiektywu...

czego efekty będziemy mogli później podziwiać...
Godzina 15:00- powrót do domku, zjadłam suchy chleb (dla konia"P), odsapnęłiśmy chwilkę, żeby wyruszyć na błogosławieństwo do domu rodziców Przemka....
Błogosławieństwo było piękne, nie obyło się bez łez ( ja oczywiście musiałam pierwsza), nawet świadkowi oczki się zeszkliły....
Z powrotem do aut. Droga do kościoła. Z misiem mocno ściskaliśmy się za łapki. Byliśmy tacy szczęśliwi...
cdn
