Relacji ciąg dalszy. Pogoda była piękna tego dnia, pewnie dlatego, że buty przez noc stały na parapecie, bo w czwartek i piątek padało i pogoda ogólnie nie była ciekawa.
Po błogosławieństwie zapakowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy pod kościół. Przyjechaliśmy trochę wcześniej, więc mieliśmy czas, żeby przywitać gości, którzy powoli zaczęli się schodzić pod kościół. Fajne to było. Poszłam również na grób mojej babci, z którą się wychowywałam, która jednak nie doczekała naszego ślubu. Czułam że muszę to zrobić, może to głupie ktoś powie, ale chciałam pójść do niej w białej sukience. W międzyczasie świadkowie, poszli do księdza, a ja zaczęłam odliczać minuty do uroczystości. Tuż przed czwartą wszyscy goście weszli do kościoła i zajęli miejsca, a my razem ze świadkami, dzieciaczkami niosiącymi obrączki i parami drużbantów i drużek ustawiliśmy się w korytarzu i czekaliśmy aż ksiądz po nas wyjdzie. Ale mnie nerwy wtedy ogarnęły, brzuch mnie zaczął boleć, nie no myślałam że padnę, ale jak tylko na widoku pojawił się ksiądz wszystki niepokojące objawy odeszły jak ręką odjął. Ogólnie ksiądz bardzo fajnie prowadził mszę, kazanie mówił do nas było bardzo wzruszające i pouczające. Po kazaniu nastąpiła przysięga i wymiana obrączek, mężowi trochę głos drgnął jak zaczął mówić słowa przysięgi, ja mówiłam spokojnie, ale jemocje, które nami targaly trudno opisać, ale byłam bardzo szczęśliwa, gdyby nie uszy to miałabym uśmiech dookoła głowy
Najlepsze było to, że mąż w porywach jak mówił słowa przysięgi patrzył na księdza zamiast na mnie, a później się dziwił, że czemu go za rękę ściskałam.
No cały czas trzymałam się dzielnie do tej pory, aż nadszedł czas komunii świętej i zabrzmiały pierwsze takty Ave Maria no i ledwo trzymałam fason, żeby wziąć komunie, a później jak ksiądz odszedł od nas to się popłakałam. To był taki wzruszający moment.
A że ja z tych wylewnych jestem, więc ...
Ale ksiądz skwitował to krótko, że to właściwy czas i moment na łzy, to znaczy że bardzo poważnie podchodzę do sprawy. No mówiłam, że dobrze gadał.
Po błogosławieństwie ksiądz zaprosił nas do zakrystii w celu podpisania papierków,no i poprosiliśmy księdza o wpis do naszej księgi. Był pierwszym, który się do niej wpisał. No to parę fotek na dowód, że zostaliśmy mężem i żoną
najpierw ja
później mężuś
teraz papierek na potwierdzenie
no i życzenia dla młodej pary
Później było wielkie wyjście , ale miałam niesamowitą frajdę, tyle ryżu, pieniążków i różowych serduszek na nasz poleciało, ile gołąbków by z tego ryżu wyszło, chyba ze dwa kilo na nas wysypali. Ale nie do pobicia były te różowe serduszka, to była niespodzianka przygotowaną przez jedną z moich cioć, normalnie czułam się jak w bajce tak stojąc jak one leciały na nas, bardzo fajnie to wygląda na zdjęciach, oceńcie same
zaraz się zacznie, ciocia z wujkiem szykuja się
no a teraz trzeba to wszystko pozbierać, co goście wysypali, dobrze że nie musieliśmy zbierać ryżu, tylko pieniążki, ale goście nie zostawili nas samych z tym zadaniem
jak już zebraliśmy wszystkie pieniążki, to życzeniom nie było końca. A na koniec ustawiliśmy się do wspólnego zdjęcia
najpierw trochę się ustawialiśmy
a później mogliśmy już jechać na balangę, ale żeby nie było nam za łatwo to załapaliśmy się na 3 bramy przygotowane przez naszych znajomych, ale był ubaw, kurczę dużo wódki nas kosztowało, żeby nas puścili, ale najlepsze było wsiadanie i wysiadanie w sukience ślubnej z samochodu.
ale ja się tych kieliszków wtedy natłukłam, zaczęło mi się to nawet podobać.
Po dojechaniu na sale przywitali nas rodzice chlelbem i solą i zgadnijcie co odpowiedziałam na pytanie co wolę.
później nastąpiło wielkie wejście
no i mogłam wreszcie coś zjeść, ale się długo nie nasiedziałam, bo zostaliśmy wywołani przez kelnera do sali obok, poszliśmy tam, a tam stoi gościu z wielkim koszem kwiatów i mówi, że został poproszony o dostarczenie tego kosza właśnie w to miejsce o tej porze i przekazanie go nam. Myślałam, że do momentu rozpakowania rulonu ciekawość mnie zabije. Ta wspaniała niespodzianka był dziełem Waldka współpracowników, no i były tam kwiaty, które kocham -storczyki
a później rozpoczęło się najwspanialsze wesle, na którym byłam, nie dlatego że było moje, dlatego że orkiestra umiała porwać gości do zabawy tak, że nie było kiedy zrobić podziękowań dla rodziców- jakoś się tak fajnie wpasowały w niedzielne poprawiny. Obsługa był świetna, jedzonko pyszne, goście się fajnie bawili, każdy był zachwycony. Cieszyłam się z tego, bo to w końcu dla gości robi się wesele, dla mnie był ślub w kościele. Jak tak patrzyłam na balujących gości to stwierdziłam, że warto było się tak "zarzynać" przez ten czas przygotowań, żeby dopracować wszystkie szczegóły. W sumie to była sytuacja, która działała mi na nerwy, ale stwierdziłam, że się nie dam, ale nie będę o niej pisać.
Najpierw kazali nam wódkę słodzić, bo niby gorzka była, ale mam wrażenie że nas chyba podpuszczali
Później orkiestra zagrała tylko dla nas i zatańczyliśmy swój pierwszy taniec do piosenki Kayah i Kiliańskiego "Prócz Ciebie nic". Wybrałam ją ze względu na piękne słowa. A tańca nie ćwiczyliśmy, poszliśmy na żywioł.
to na razie tyle, muszę trochę ogranąć chatkę, może jeszcze cosik dzisiaj wkleję, pa