I stało się
sobota okazała się po prostu piekna lepszej pogody nie mogłabym sobie wymarzyć...

Wstałam o 6.50 i pierwsze co zrobiłam to nałożyłam sobie plasterki ogórków na oczy, żeby wyglądały świeżo

potem poszłam dekorować podwórko i bramę balonami. Następnie pachnąca kąpiel i w autko do fryzjera i kosmetyczki. Fryzjer stworzył mi na głowie twórczy nieład, ale przyznam, że bardzo mi się podobała moja fryzurka, na makijaż także nie mogę złego słowa powiedzieć..
Po wyjściu od fryzjera pojechałam po Mamę, która też była u fryzjera i po Kuzynkę, której pożyczalśmy nasz samochodzik, bo musiała nim się przejechać, żeby go "lepiej poznać". W domu byłam ok. 12.00 niby szybciutko, ale potem zrobiło się takie zamieszanie,że zostałam w domu z Dziadkami. Sebastian czekał 50 minut pod moim domem, bo nie miał mnie kto ubrać

to była najgorsza część tego dnia, ale w końcu zjawiła się moja siostra, a a zarazem świadkowa i z płaczem mnie ubierał, bo byłam tak wkurzona, a na nią, bo spóźniła się o jedyną godzinę i 10 minut - myślałam, że ją ukatrupię.... Jak mnie zaczęły ubierać to okazało się, że gorset nie chce się dopiąć, więc na siłę z Babcią go dopinały, ale udało się. Potem był problem z welonem jak go przypiąć, żeby było dobrze... W końcu, gdy się udało Sebastian "łaskawie" został wpuszczony po swoją Narzeczoną

był tak przejęty rolą,że niewiele w ogóle powiedział
Następnie pomkneliśmy do fotografa, gdzie przez półtorej godziny wyginaliśmy się jak małpki na drzewie, ale mam zdjęcia próbne i wiem, że warto było się męczyć, bo Ci ludzie wiedzieli co robią...

przy okazji ta sesja bardzo nas wyluzowała, a po moich przejściach z ubieraniem bardzo potrzebowałam wyluzowania

Kiedy po skończonej sesji dojechaliśmy do domu było już mnóstwo Gości. Ja wysiadłam, a Sebastian pojechał na małą rundkę wokół mojego domu

w tym czasie stałam z nitką w zębach, bo Mamik zaszywał mi chyba chleb i kryształki soli w sukni, żeby mi tego nigdy nie zabrakło..
Jak wrócił Sebastian nastąpiła podniosła chwila błogosławieństwa

moja Mama z przejęcia mówiła głupotki, zapomniała nas przeżegnać krzyżykiem, a jak kropnęła wodą świeconą to prosto w moje oko, a na koniec włożyła nam po stówce do buta. Rodzice Seby też nie pobłogosławili nas krzyżykiem, a na dodatek nas nie pocałowali, ale po stówie Ojciec też nam włożył, więć buty były wypełnione kaską

Ponieważ już było późno to zmykaliśmy do kościółka.
Przed kościołem złapał mnie stresik.. A jak już stanęłam w kościele to czułam się jak w nierealnym śnie.. Uśmiechałam się do ludzi, ale nikogo nie widziałam

w czasie przysięgi podobno się śmiałam, ale ja tego nie potwierdzam

mi się bardzo podobało, ale jak mógłby mi się nie podobać własny ślub tym bardziej, że kościół był pięknie przystrojony.. Życzenia trwały 50 minut i pierwszy raz w życiu bez żadnego zmuszania się pocałowałam tyle osób.. Po życzeniach dostaliśmy 4 gołąbki do wyouszczenia i wszystkie poleciały w tę samą stronę, więc to chyba dobry znak

Potem ryż, pieniążki i brami, a potem juz tylko wesele....
Reszta relacji później teraz dołączę kilka fotek z kościółka
