wreszcie znalazłam ze dwie fotki, które moge tutaj wkleić, więc przy okazji opisze też mniej więcej co się działo
jeszcze w piątek była oczywiście piękna pogoda, byłam sobie zrobic pazurki i jak wracałam to myślałam że się ugotuję. a w sobote rano...masakra!!! zimno i ten deszcz - straszne rzeczy. mimo wszystko zdecydowaliśmy że ze zdjęć nie rezygnujemy, bo drugi raz robić te wszystkie przygotowania to nam się nie będzie chciało
przed 10, przyszła znajoma, która czesała mnie i świadkową (zresztą moja mamę też), chwile po niej świadkowa ze świadkiem. Mój pojechał do rodziców - tam się szykował, a pozatym jeszcze musieli zawieść na sale strasznie dużo rzeczy. ja zostałam uczesana i pojechałam na makijaż, oczywiście miałam troche spóźnienia z tym wszystkim i dobrze, ze liczyłam charmonogram ze sporym zapasem czasu tak czy inaczej do domu wróciłam koło 13, szybkie ubieranie, bo za pół godziny mieli po nas przyjechać faceci i mieliśmy jechać na zdjęcia. Na szczęście przestało padać!!!! wepchneilśmy się ze świadkami do samochodu i w drogę, do parku chorzowskiego. fotografki juz były. mnie nawet nie było jakoś strasznie zimno, pobiegaliśmy po tym parku, fotek napstrykaliśmy, ogólnie wydaje mi się ze całkiem fajne powinny wyjść ale to sie dopiero okaze potem jeszcze pojechaliśmy pod jakiś hipermarket i pstrykneliśmy kilka fotek z koszykiem i jeszcze do S-ca, koło fontanny. ale tam juz mi strasznie zimno zaczeło być, bo sie w samochodzie ogrzałam i w sumie szybko to skończyliśmy. a z tego parku to nas nie chciali wypuścić, a żeby było śmieszniej to Mój oczywiście żadnych butelek ze soba nie zabrał (bo jak ja mu nie przypomnę to trudno żeby pamiętał) i świadek musiał na szybkiego jechać do sklepu i cos kupować
bo tych fotkach zostało nam jeszcze ponad pół godziny do tego zeby jechać pod kościół, więc wbiliśmy się do moich rodziców na herbatkę
)
i w sumie dobrze, ze mieliśmy ta chwilę, bo świadkowej zorganizowaliśmy żakiecik, i okazało się, że zapomnieliśmy o prezentach dla rodziców, więc Mój szybko po nie pojechał
pod kościołem było juz troche ludzi, ja martwiłam się jedynie tym, że nie mam pojęcia kiedy klękać i w ogóle co robić. Na szczęście ksiądz był super. wyszedł po nas to tego przedsionka, rodzinke wysłał do ławek, wszystko nam wytłumaczył i ruszyliśmy do ołtarza. Wszystko poszło gładko, nikt sie nie pomylił, tylko nie mogłam się patrzeć na mojego TŻ'ta bo mi sie śmiać chciało po kościele troszkę życzeń, od osób, które przyszły tylko do kościoła i pojechaliśmy na salę. tam standart. przywitanie chlebem i solą, życzenia, szampan. Potem obiad i pierwszy taniec, którego najbardziej bał się moj juz wtedy mąż , ale pomimo drobnej pomyłki w sumie całkiem nieźle nam wyszło. no i imprezka potoczyła się swoim torem
aha, prezety dla rodziców w formie albumów, z naszymi zdjęciami z dzieciństwa a potem już razem, bardzo się wszystkim podobały
ogólnie jestem bardzo zadowolona. ceremonia i wesele wszytkim się podobała, obsługa na sali była bardzo dobra. jedzenia było full, chociaż na papierze wcale to tak bogato nie wyglądało, kelnerzy się cały czas uwijali, nie było mozliwości, żeby na stole stały jakieś puse dzbanki czy naczynia. wszystko było na bieżąco uzupełniane. moge tą salę z całego serca polecić!!!
jeżeli chodzi o ilości. wesele było na 56 osób + DJ i kamerzysta. i zostało wszystkiego.
soki pomarańczowe po 2 l - kupione 18 sztuk zostało 6,
soki jabłkowe po 2 l - kupione 16 sztuk zostało 8,
pepsi po 1 l - kupione 3 zgrzewki nie pamiętam po ile, w każdym razie jedna została,
woda mineralna po 0,5 l - kupione 2 zgrzewki gazowanej (48 sztuk) i dwie niegazowanej (48 sztuk), zostało po jednej z każdego rodzaju,
wino - dwa kartony białego i dwa różowego w sumie chyba 24 sztuki, zostało 6,
szampan - kupione 13 sztuk, zostało koło 6,
wódka - kupione chyba 90 butelek po 0,5 l, zostało koło 20, a jeszcze sporo porozdawaliśmy.
ogólnie tak jak myslałam człowiek się boi że braknie a potem przez dwa miesiące będzie to pił wszystko