Ech... Minęło już tyle czasu, a jakby ten dzień był wczoraj

Przepraszam za długie milczenie, bo przez ostatnie pół roku bujałam w obłokach, ale teraz wracam i chcę Wam powiedzieć, że to był najpiękniejszy dzień w moim życiu

Wszystko wyszło cudownie
Po ponurym, deszczowym piątku przywitał nas piękny i słoneczny sobotni poranek. Mój ukochany jeszcze spał, a ja wymknęłam się po cichu i pojechałam do fryzjera. Była tam też moja siostra i mama i więcej klientek nie było, bo specjalnie dla nas salon otwarto godzinę wcześniej

Pani fryzjerka denerwowała się bardziej niż ja

Potem pojechałyśmy na makijaż, który niestety mocno się przedłużył przez co nie mogłam pomóc mojemu narzeczonemu w przygotowaniach. I to było jedyne czego żałuję
Na makijażu spotkałam się z naszymi fotografami (gorące buziaczki dla Ani i Marcina (Black&White) za przemiłe towarzystwo, cudną pamiątkę i czekoladki w samochodzie

) W przygotowaniach pomagała mi siostra i przyjaciółka - świadkowa a atmosferę umilał nam oprócz fotografów, pan Mariusz, filmowiec. Hmm... zero stresu związanego z obecnością kamery i aparatów

Było bardzo, bardzo wesoło
Kiedy już wszystko było gotowe, a na dole usłyszałam głos ukochanego, który przyjechał z kwiatami, nadszedł czas, by mu się pokazać

I wtedy nerwy puściły

Kiedy tylko fotografowie i filmowiec zeszli na parter, kraniki odkręciły mi się w oczach

To na tę chwilę czekałam całe życie! Wzruszenie było ogromne. Przyjaciółka na szczęście opanowała powódź, wachlując mnie czym popadnie a ja śmiałam się przez łzy

Schodziłam po schodach, grał marsz weselny a mój ukochany, rodzice, rodzeństwo i świadkowie stali na dole i patrzyli. Hihihih, dobrze, że nie zaplątałam się w tren i nie spadłam z tych schodów
Potem było błogosławieństwo i jazda do kościoła. W samochodzie znów dopadło mnie lekkie zdenerwowanie, ale szybko na szczeście minęło.
Ceremonia była piękna

Prowadził ją znajomy ksiądz, bardzo wyjątkowo i osobiście. Nawet dalsi znajomi mówili nam, że czuli bardzo rodzinną atmosferę

Przysięga i moment zakładania obrączek na zawsze pozostaną w naszej pamięci

Wiecie jakie to ważne i wielkie przeżycie, nie umiem tego opisać
Podczas mszy mieliśmy podziękowania dla rodziców. Pomyśleliśmy, że tak będzie bardziej uroczyście niż na weselu
Pod koniec mszy kuzynka mojego męża (już męża

) zagrała na skrzypcach Ave Maria i nie ważne, że dwa razy się pomyliła

i tak było pięknie

Na koniec wszyscy goście zaczęli bić brawa i wtedy miałam wrażenie, jakbyśmy unosili się na skrzydłach. Ach... Nie umiem opisać, ale nigdy też nie zapomnę tego uczucia
Potem były życzenia, uściski... I droga na wesele... Restauracja Hipodrom spisała się na medal. Nie robiliśmy żadnych dekoracji, bo sala sama w sobie była taka ładna, że cokolwiek byśmy dodali, przesadzilibyśmy. Pan D-J wspaniale poprowadził imprezę, goście od razu się roztańczyli. Oczywiście po naszym pierwszym tańcu (Sting - Fields of Gold), którego troszkę się obawiałam, ale udawaliśmy, że wcale nie zgubiliśmy rytmu

No a potem to już była zabawa, radość, wzruszenia... Wspaniały skecz odegrały moja siostra, świadkowa i kumpelka, dedykowany mojemu mężusiowi. Płakaliśmy ze śmiechu, jak śpiewały "Tommy my love..." Jeszcze na poprawinach goście nucili tą piosenkę
Mogłabym jeszcze pisać i pisać... To taki mocny skrót tego naszego cudownego dnia, ale mam nadzieję, że i tym Was nie zanudziłam
Zdjęcia wykonane głównie przez Black&White, ale również przez gości wrzucam do albumu i zapraszam Was serdecznie do oglądania

i na koniec link, pod którym można ściągnąć teledysk z naszego ślubu (Kaja i Tomek)
http://filmart.pl/pobier.htmli do ujęć z filmu:
http://filmart.pl/Hipodr2005/index.htmlzapraszam

[/i]