Strasznie strsowałam sie gdy mówiłam przysięge,najlepszy numer odwaliłam jak siłowałam sie aby wcisnąć na palec męzowi obrączke,zaczełam sie śmiać i strzelac dziwne mminy.Był to ciepły dzień a do tego maż ma grube kostki,więc wiedziałam jak bedzie z założe niem obrączki,ale i tak nie dałam rady jej wcisnąć.
W pewnym momencie ksiądz mówi do mnie "Już sie nie mocuj wcisnij tyle ile sie da,a małżonek póżniej dyskretnie wepchnie ją soie sam dalej"
to juz bardziej mnie rozbawiło,ale udało sie nie wybuchłam śmiechem,a mój kochany sam póżniej słuchając księdza wpychał ja na swój paluch.
Póżniej poszło gładko,bo przed salą dla rozlużnienia byliśmy przy fontannie koło kościoła,tam wypilismy szapmana ze świadkami,pochlapaliśmy sie wodą do kamery i potem prosto na sale.
A całe wesele było super,duże nie było bo na 60 osób,ale wszyscy tak sie bawili zawsze parkiet był pełny.
Następne moje małe potknięcie było gdy mówiłam podziękowanie dla rodziców,nauczyłam sie takiego fajnego niedługiego przemówienia ok 5 zdań,gdy stałam przed mikrofonem zapomniałam wszytskiego nawet tego czy to są podziękowania dla rodziców czy karaoke,ale bym narobiła gdybym zaczeła spiewć,i zaśmiałam sie (super to wyglada na kasecie),wreszcie mówie to swoje przemówienie ale z 5 zrobiłam 3 zdania i to zupełnie inne niż chciałam,ale wyszło pięknie tak od serca a to najważniejsze.
I moja kolejna wpadka była gdy rzucałam welon,stoje w kółku trzymam go w ręku leci muzyka,ja sie kręce,mam zakryte oczy i.....nuce piosenke i nie rzucam welonu,zniecierpliwiony członek zespołu dyskretnie obrucił to w żart a ja myślałam,że padne ze śmiechu,ale wreszcie rzucam ,hurrrrra wszyscy zadowoleni,nareszcie kobita sie obudziła i skapła,że przy rzucaniu welonu trzeba go rzucić.
