Czas najwyższy na relacyjkę!
Mam nadzieję, że jeszcze wszystko pamiętam
A jeśli nie to wszystko mam zapisane w kalendarzu!
Tak więc życzę miłego czytania - mam nadzieję, że Was nie zanudzę!!
Zacznę może od tego, że na uczelni w tym czasie miałam sesję, więc miałam zapewnioną dodatkową dawkę stresu! Przez wiele tygodni nękały mnie nocne ślubne koszmary, a ostatni miesiąc przed ślubem wszystko ustało...
Na kilka dni przed ślubem mieliśmy do pozałatwiania już niewiele. Ostatnie spotkania, zakupy... Czysta przyjemność! Tak więc 15 czerwca (środa) byłam na depilacji - z której nie byłam zadowolona w ogóle! Ale już trudno - poradziłam sobie
Tego samego dnia byłam u znajomej zrobić żel na paznokciach
Na solarium za dużo nie chodziłam, bo bałam się, że mi skóra zejdzie, koniec końców aż tak bardzo nie byłam opalona
Następnego dnia, czyli w czwartek, byłam zrobić paznokcie u rąk (hybrydowy manicure - udało mi się pierwszy raz w życiu wyhodować paznokcie!!
) i zrobiłam pedicure, bo poprzedniego dnia robiłam tylko żel na stopach ;P Skomplikowane to, ale taki miałam zamiar
Tego dnia odpoczywaliśmy z Robertem
Kolejne dwa dni zapowiadały się nerwowo!
Piątek - 17.06 - Rano zrobiłam zakupy z rodzicami - w sensie kupiliśmy świeże owoce, duuuużo świeżych owoców! Tego dnia też przyjechał mój kuzyn (Izrael) z dziewczyną (Meksyk) z Niemiec, więc odebraliśmy ich w hotelu, zjedliśmy obiad u rodziców... Podczas obiadu mój tato zaproponował oprowadzić gości po Szczecinie...z tym, że tylko ja się z nimi dogadywałam po angielsku! Tak więc musiałam zrezygnować ze wspólnych zakupów z Robertem, na rzecz spaceru po Szczecinie... Robert teoretycznie przyjął to dość spokojnie - choć to były tylko pozory o których za moment...
Spacer trwał ok. 2 godziny, na Jasnych Błoniach widzieliśmy lądujący helikopter... Zawieźliśmy ich do hotelu i od razu pojechałam z tatą do Juliana zobaczyć dekoracje
Na miejscu czekali na nas moja mama, Robert i świadek... Wszystko było ok, gdyby nie pretensje R. że zostawiłam go z zakupami (kupował napoje! z listą!), więc się posprzeczaliśmy tak, że się rozpłakałam... No nic, stwierdziłam, że już za późno na szlochanie, sprawdziłam winietki i okazało się, że jednej brakuje - szybki telefon do Marty i już byłam spokojna! Dekoracje były idealne - nie chciałam, żeby były przesadzone, dlatego bardzo ale to bardzo mi się podobało!
Później szybko pojechaliśmy do spowiedzi... i od tej pory musieliśmy być już grzeczni... Zaraz po wyjściu z kościoła okazało się, że przyjechał już chrzestny Roberta z rodziną, więc szybko pojechaliśmy po nich (bo się zgubili) i do sklepu i zrobiliśmy kolację, na którą przyszli moi rodzice - poznali się wówczas...
Po kolacji - która trwała prawie do 22 - spakowałam się i poszłam z rodzicami do nich do domu... Ostatnią noc spędzałam właśnie u nich...
To tyle na dziś...
Mam nadzieję, że ktoś wytrzymał do tego momentu!