Ja tam niczego nie kupiłam, ale wśród moich rozlicznych wizyt podczas poszukiwań sukni ślubnej, również tam zajrzałam. Obsługiwała mnie taka pani po 50-tce, która w trakcie naszej rozmowy powiedziała, że to nie ona jest tu osobą decydującą (tak więc można uznać, iż nie była to kierowniczka).
Zmierzyłam kilka sukien, aczkolwiek nie znalazłam tam żadnej z sukienek, które spodobały mi się u nich na stronie internetowej. A szkoda, bo było kilka w moim stylu. Na miejscu okazało się, że przede wszystkim sprzedają suknie tzw. "salonowe", że oczywiscie można zamówić, ale z tonu tamtej pani wynikało, iż uszycie na miare sukni to wielki LUKSUS.
Skoro jednak wybrałam się do salonu postanowiłam zmierzyć kilka zawieszonych na manekinach. Okazało się, że większość z nich to modele z kolekcji 2012 i przymiarek były praktycznie nici, bo wprawdzie były ze 2 ładne sukienki ale pani nie pozwoliła robić zdjęć. Wydało mi się to śmieszne,bo w innych salonach również mierzyłam nowe modele i nikt nie zabronił robić zdjęc...
Wszystko byłoby jeszcze w granicach normy, gdyby nie pani ekspedientka, która w trakcie przymierzania kolejnych sukni z uporem maniaka opowiadała o tym, jak to dobrze u niej sprzedają się suknie, jakie to suknie inne panie ostatnio nie kupiły... Szkoda, że bardziej była zaabsorbowana klientkami, które już zakupiły niż tym, co de facto mnie interesowało... Na dodatek, co mnie bardzo zniechęciło, dała mi do przymierzenia sukienkę, która, jak sama podkreśliła, była już kupiona i opłacona przez klientkę - u niej jedynie leżała jeszcze na przechowaniu w magazynie! Włos mi się jeży na głowie, jak pomyślę, że to ja mogłabym tam kupić suknię a ta PANI bez mojej wiedzy mogłaby dalej dawać komuś ją do przymierzania! Według mnie nie jest to normalne zachwanie... Byłam nieco zniesmaczona, a na sam koniec na domiar złego przyszły kolejne klientki, które przechodziły po prostu kolo salonu zaszły "żeby się rozejrzeć". Nie były umówione, ja natomiast byłam, stałam w tym momencie w przymierzalni ubrana w ostatnią suknię, którą chciałam mierzyć. Oglądałam się w niej, dyskutowałyśmy ze świadkową na temat kroju itp itd. Skoro nie można było robić zdjęć, trzeba było się dobrze przyjrzeć
Kiedy weszły tamte klientki, panią ekspedientkę jakby ogarnął szał, bo natychmiast zaczęła interesować się paniami, mną już nie, a na sam koniec zasugerowała: "to co, zdejmujemy suknię?", nerwowo zerkając na panie. Chyba bała się, że klientki jej zwieją...
Tak wyglądała cała moja przygoda z tym salonem, do którego już ponownie nie wróciłam i na szczęście nie wrócę, bo moja suknie już została zamówiona w innym salonie