Wczoraj dziennik w moim mieście rozpisywał się o następującej sprawie:
dywanik z bernardyna i wielu internautów nie mogło znaleźć słów oburzenia na tę "bestialską aukcję" odsądzając sprzedawcę od czci i wiary. Założę się jednak, że wiekszość z tych ludzi nawet nie mrugnęłaby okiem ta tąką choćby aukcję:
dywanik z krowy , a i owszem, skórzane buciki noszą z satysfakcja, podzwiają skórzane meble w salonach ("ach, jaka szkoda, że takie drogie"), skórzana tapicerka w wozie jest oznaką luksusu, niejednej z tych pań marzą się puchate norki, czy choćby kołnierzyk z lisa, a Krupówki nie byłyby Krupówkami, bez stoisk ze skórami z owiec.
I każdy argument, że przecież to jawne zakłamanie zbijany jest w ten sposób, że pies to przecież przyjaciel człowieka, a głupia krowa, czy owca jest po to by ją jeść i obdzierać ze skóry. A norki i lisy to przecież tez są po to, by z nich robić futra, a od piesków wara.
Pozwolę sobie się z tym nie zgodzić. Każde zwierzę bowiem czuje tak samo. Jeśli żal ci bernardyna, wyrzuć od razu swoje skórzane buty, a najlepiej przejdź na wegetarianizm.