aganio87 , ja przed ślubem byłam nadzwyczaj spokojna, już nawet znajomi na polterabencie dzień przed ślubem mówili, że mnie nie poznają
Bo prawdą jest, że nawet na uczelni jak miałam przedstawić jakąś prezentacje to miałam mega nerwy i stres. A co tu mówić o ślubie
Wszyscy też powtarzali, że skoro przed ślubem się nie denerwuje to w dniu ślubu też nie będę. Jednak ja miałam inne wrażenie, że właśnie ten spokój odpuści w dniu ślubu i przyjdą nerwy…ale nic takiego nie miało miejsca! Rano fryzjer, potem kosmetyczka, przesympatyczne i w mega luźnej atmosferze zdjęcia w plenerze (plener od 11:20 do 15:30) - nie było czasu myśleć i się denerwować
Potem błogosławieństwo w domu i wyjazd do kościoła. Podpisanie dokumentów i czekanie na księdza pod chórem
Jedyny moment gdy serce mi mocniej zaczęło bić, to na dźwięk dzwonków rozpoczynających mszę
Ale jak już zobaczyłam księdza idącego w naszą stronę - tętno się uspokoiło, pojawił się uśmiech, ciepłe słowa na przywitanie a następnie pewnym i dumnym krokiem poszliśmy do ołtarza.
Nie ma co się denerwować (wiem, że łatwo mi teraz tak mówić) ale jeśli mniej będziemy zdenerwowani tym więcej zapamiętamy z tak cudnej uroczystości.