ja się bałam porodu sn tak samo teraz jaki i poprzednio. Bałam się urazów okołoporodowych, porodu kleszczowego - nie wiem czemu to za mną łaziło.
Teraz jak dowiedziełam się o drugiej ciąży to troche bałam sie takiego samego porodu jak pierwszego. Kilkanaście godzin w skurczach wywołanych oksytocyną, bardzo mało postępujące (doszłam do 4 cm ) rozwierania, spadku tętna dziecka i potem cięcie. Odkąd dowiedziałam się, że druga ciąża najprawdopodobniej zakończy się cięciem jestem spokojniejsza. Ale nie powiem, że się nie boję. Wiem czym "pachnie" cięcie, mam świadomość, że to operacja i że jak przy wszystkim mogą być komplikacje. Ale staram się jeszcze o tym nie myśleć.
pierwsze cięcie było dla mnie wybawieniem. Od wszystkiego chyba. Wiedziałam, że coś się wkońcu zaczyna dziać, wiedziałam, że nie spędzę w bólach na porodówce całej nocy (a taką wizję usłyszałam od dyzurnej lekarki), wiedziałam, że zaraz poród w końcu sie zakończy.
Jak słysałam od położnej że rozwarcie postępuje ( bo z 1 cm zrobiło się 2 cm) to jeszcze się trzymałam ale jak po kilku, kilkunastu badaniach słyszałam ciągle to samo ( 4 cm, dzieko jest baardzo wysoko) to zaczynałam popadać na duchu....fatalne przezycie