NA waszą prośbę opowiem po krótce jak my przeżywaliśmy ten jedyny i wyjątkowy dzień.
Do domu tzn. do Poznania pojechałam tydzień wcześniej by wszystko dopiąć na ostatni guzik i pozałatwiać jeszcze nie dokończone sprawy.
W sobotę miałam próbny makijaż i fryzurkę , byłam kompletnie załamana wyglądałam jak stara baba z tapetą na twarzy po prostu makabra, szybka decyzja....trzeba zmienić kosmetyczkę i fryzjerkę....w tygodniu jak opętana szukałam i znalazłam!!! Ale nerwy były, poza tym wszystko szło OK, nocami robiłam winietki i księgę oraz kończyłam dekorację.
Artur dojechał do mnie w czwartek wtedy też zaczęłam czuć nadchodzący czas..... ślubu...naszego ślubu....
W noc przed tym dniem położyłam sie o godz.3 czekałam na siostrę, moją świdkową zresztą aż dojedzie i razem z mamą strasznie się martwiłyśmy że ich tak długo nie ma.
Wstałam o 7.30 - no i wielki pośpiech bo na 8 miałam już być u fryzierki, razem z siostrą szybko się zebrałyśmy a Artur ze szwagrem pojechął na myjnię umyć samochód którym przyjechała siostra. U fryziera spędziłyśmy 4 godziny, czesanie, malowanie, ja siostrze myłam i prostowałam włosy bo fryzjerka już nie miala na to czasu kolejni klienci czekali, ale miałyśmy przy tym ubaw po pachy
całą ją zmoczyłam, nie nadaję się absolutnie na fryzerkę
Po tych kosmetycznych przygotowaniach szybciutko do domku, okazało się że jeszcze autko nie ubrane więc w tym upale (było prawie 28 stopni) szybko na dół i cąła ekipa stroiła samochód. Na 13 byliśmy umówieni u fotografa na sesję w studio oczywiście się spóżniliśmy, bo jakby inaczej, jak ktoś uważa że będzie w tym dniu miał czas na wszystko i spokojnie zdąży się przyszykować myli się bardzo, ja też tak myślałam a tu czas biegł tak szybko że wszędzie i ze wszystkim byliśmy spóżnieni
Po sesji do domku gdzie zebrało się kilka osób gapek nie umiejących trafic do hotelu, trzeba było się nimi zająć
potem kawka i powoli szykowaliśmy się do wyjścia.
Na błogosławieństwie nie było Artura taty bo odwoził w tym czasie gości do hotelu i zupełnie zapomnieliśmy mu powiedzieć że ma wrócić jeszcze do mnie do domu, tak wieć pierwsza poważna wpadka była zaliczona
Artura mama ma wielki talent do przemówień więc oczywiście były wielkie łzy przy błogosławieństwie, tyle padalo słów o szacunku miłości zrozumieniu że mamy tym nabite do dziś główki
Narazie tyle póżniej dopiszę resztę. Mam nadzieję że was nie zanudzam, myślałam że ciężko mi będzie po 3 miesiącach relację napisać ale dzieje się tak jakbym na nowo film z tego dnia oglądała