Juz napisałam jedną notkę, ale ją wessało, wrrrrrr
Zaczynam od nowa
Moje ślubne "przygody" rozpoczęły się w wigilijną noc (ok. północy), gdy przypomniało mi się, że pani z Liściastej mówiła, żeby przyjsc do niej ze swoimi spinkami

Bałam się zaryzykować, więc zaczęło się wydzwanianie po koleżankach w środku nocy w poszukiwaniu spinek.....spać poszłam po 2, a po 6 już byliśmy z Wojtkiem na nogach, wypiliśmy kawę i ja pojechałam do Szczecina, a Wojtuś miał poodbierać ciasta, kwiaty, pozawozić co trzeba do restauracji, a pozniej zająć się sobą.
Na Liściastej jak w piekarni- linia produkcyjna, tylko bułki sie przesiadały z miejsca na miejsce

Spotkałam się z Demką

, biedulka, siedziała tam do końca, wyszła chyba ostatnia:-))))
Byłam baaaardzo zadowolona z efektu pracy ludzi z Liściastej; jak to zgrabnie ujęła moją świadkowa- " nawet z gówna można ciastko zrobić"

Ale, żeby nie było tak cudownie, w momencie gdy podziwiałam dzieło na mojej głowie i twarzy, zadzwonił mój tato, który miał mnie i świadkową odebrać ze studia, i poinformował, że zepsuł mu się samochód

Powiedział, żebyśmy wzięły taksówkę i szybko wracały, ale jedna z dziewczyn siedzących na Liściastej zaproponowała, że podrzuci nas do sanktuarium na Slonecznym a dalej miał nas odebrać Wojtka kolega. I tak było, tylko, że musiałyśmy pod tym sanktuarium prawie 20 minut czekać (ja w welonie na głowie i jeansach na nogach

)....Dalej, to już była jedna wielka gonitwa, bo trzeba było się spieszyć do fotografa. Byliśmy spięci, i ja i Wojtek, dopiero pod koniec sesji w miarę się rozluźniliśmy, chociaż trzeba przyznać, że Pani Krystyna bardzo nam pomogła, gdyby nie ona, to pewnie byśmy uciekli już na początku.
Po fotografie pojechaliśmy do domu, ale za chiny ludu nie pamiętam co tam robiliśmy

Ocknęłam się dopiero w trakcie błogosławieństwa (były łzy Rodziców, za to my zupełnie spokojni).....za to prawie kompletnie niczego nie pamiętam z kościoła....jedna wielka dziura w pamięci, amnezja totalna prawie. Podczas przysięgi spojrzałam na Wojtka, zauważyłam w jego oczach łzy

i tak mnie ścisnęło, że moją przysięgę słyszeli tylko ci, którzy siedzieli w pierwszych 3 rzędach....dla reszty była tylko chwila ciszy

Już na początku mszy ksiądz poprosił nas, żebyśmy po słowach "przekażcie sobie znak pokoju" podeszli do rodziców i świadków i podali im dłoń, ale nikomu więcej....ja obcmokałam wszystkich w pierwszej ławce, rodzic, czy nie rodzic....za to kompletnie zignorowałam świadków, nawet do nich nie podeszłam

Wiem to z opowiadań, bo nie pamiętam

Pamiętam też Ave Maria pani Iwony z A TRE i urywki muzyki wykonywanej przez pana Darka.....Nie przypuszczałam, że to będą dla mnie aż takie mocje, że tak to wszystko przeżyję...od początku ślub w kościele był dla mnie i dla Wojtka naujważniejszy i chyba dlatego wyzwoliło to wszystko w nas takie reakcje....Wojtek nie popełnił aż tylu pomyłek, jedynie załamał mu się głos podczas przysięgi i pojawiły się łzy. Kiedyś wyobrażałam sobie, że chciałabym, żebyśmy przysięgę mówili sami, własnymi słowami....dzisiaj wiem, że nic by z tego nie wyszło, że jest to tak ogromne przeżycie, że ksiądz okazuje się w tej chwili na wagę złota i wiele zależy od jego podejścia i pomocy....nasz ksiądz był super, uśmiechał się, trzymał bezpośredni kontakt, duzo do nas i o nas mówił. Pomogło.
Pojechaliśmy do restauracji....i tu zgodnie z obietnicami

, powaliłam walca na całej linii

Przy pierwszym takcie nadepnęłam sobie na tren i myślałam, że dokonam żywota z łbem roztrzaskanym o podłogę, ale Wojtas ,mnie złapał i jakos potupałam dalej
Z tego miejsca chciałam podziękować A TRE (byli kochani) i kamerzyście (był dyskretny i sympatyczny, na koniec nawet został z nami trochę i się bawił). Jedzenie było pyszne, sama nawet trochę jadłam, goście super ( ci, co przyszli, bo byli też tacy, którzy nie przyszli, bez słowa wyjaśnienia, bez przepraszam itp...ale nie o tym mowa)
Dla mnie tak naprawdę zabawa zaczęła się mniej wiecej po dwóch godzinach, wtedy właściwie opadły pierwsze emocje. Kto jest już "po", ten wie o czym mówię.....to niesamowite uczucie, uczestniczyc w czymś tak jak gdyby z pozycji widza...niby wiesz, że jesteście tu najważniejsi, że to wasz dzień, ale człowiek czuje się bardziej jak scenarzysta bądz rezyser filmu, a nie aktor pierwszoplanowy. Ja miałam takie wrażenie, że to wszystko dzieje się gdzieś poza mną, że są niby jakieś postaci w tym filmie, ale to nie ja, ja unosiłam się gdzieś powyżej i tylko się wszystkiemu przyglądałam.....
Więcej opowiem Wam jak dostaniemy kasetę i fotki. Fotki studyjne będą dopiero 03.01, ale postaram się wczesniej wkleić te robione cyfrówkami, jak tylko do mnie trafią.