Chciałabym przedstawić relację z mojego wspanialego ślubu!
Wszystko zaczęło się o godzinie 6 rano. Cala noc się przewalaliśmy i nie mogliśmy spać. Dlatego tez o 6 stwierdziliśmy, że ze spanie nic nie będzie. Wszyscy inni w domu spali w najlepsze a my oglądaliśmy telewizor, żeby trochę się wyluzować, co nam i tak za bardzo nie wychodziło. O godzinie 9 miałam umówioną fryzjerkę, która spóźniła się 25 minut. Byłam wściekła, myślałam, ze się zaraz rozryczę i nawrzeszczałam na wszystkich dookoła. Potem poszło wszystko sprawnie. Fryzura, makijaż i powrót do domu.
Była już godzina 12, a na 13 byliśmy umówieni na zdjęcia. Wchodzę do domu, a tam prawie nikogo nie ma. Mama u fryzjera, siostra tez, tata jeszcze cos tam załatwia. Jedynie mój zestresowany narzeczony i wyluzowany w koszulce i jeansach szwagier, który o 13 miał być tez gotowy do zdjęć. I tak padło, że on musi pomoc mi w ubieraniu i sznurowaniu gorsetu. Mimo paru poprawek przy sznurowaniu gorsetu spisał się na medal i tak pokazałam się mojemu Piotrkowi, który był zachwycony.
Zaraz potem pojechaliśmy na zdjęcia, gdzie mój mąż był tak sztywny z całego stresu, ze myślałam, że normalnie nie dotrzyma do końca tego dnia. W sumie najbardziej byliśmy szczęśliwi jak się zdjęcia skończyły.
Od tego momentu wszystko działo się w tempie ekspresowym. Uroczystość w USC, składanie życzeń, droga do restauracji, powitanie, pierwszy taniec.
Wszystko udało się wspaniale. Super się bawiliśmy, przy super muzyce. Stres odszedł, a nasz fotograf powiedział, że nie przypuszczał, że Piotrek potrafi być taki wyluzowany J Po prostu taki był sztywny na zdjęciach, że myślał, że on taki jest na codzien.
A pomyśleć, że naszym pierwszym pomysłem na wesele był uroczysty obiad dla najbliższej rodziny... Naprawdę nie żałuje, że jednak zorganizowaliśmy zabawę dokładnie taką, jaką sobie wymarzyliśmy. Czyli w USC, ze świetną muzyką, bez wielkich oczepin, zbierania na wózek itp.