Sporo spotkałam par, które brały ślub 25.04.2009. To był chyba pierwszy rok, kiedy tak dużo par brało ślub w kwietniu. Jakiś bum

. Nam pierwsza myśl o ślubie przeleciała w sierpniu 2008r. Chciałam mieć ślub za rok w sierpniu, ale i sale były zajęte i kościoły pełne i w ogóle dużo fotografów było zajętych, więc ja po załamaniu się odpuściłam sobie ślub za rok. Wtedy mój kochany narzeczony stwierdził czemu nie kwiecień, pogoda super, ludziska nie na urlopach i wszystko zaczęło się układać- każdy miał termin wolny-sale, zespoły, dj, itp. Więc zaczęły się przygotowania, wtedy okazało się. że na wesele nie będzie nas stać, więc wymyśliliśmy obiad. Przyszedł 2 styczeń 2009 i okazało się, że ceny podskoczyły w lokalu-obiad kosztował tyle co wesele przed 1 stycznia

. W kościele też nas nie miło potraktowano, ponieważ pierw mówiono, że złożymy się z tą 2-ga parą na wystrój, a potem. że my mamy za wszystko zapłacić, oni przyjdą na gotowe i nic nie zapłacą, bo są biedni, a pod koniec rozmowy wyszło, ze to znajomi pani w biurze parafialnym

. Zmieniliśmy więc i kościół ii salę i zrobiliśmy skromne wesele. Baliśmy się czy rodziny się zintegrują, czy młodzież się polubi, czy będą się bawić, czy jedzenie będzie smakować, czy ktoś przyjdzie do kościoła, czy ze wszystkim zdążymy i czy nasze wybory będą słuszne-ponieważ wszystko sami załatwialiśmy, z małą pomocą Babci. Obrączki pan nam zrobił inne niż chcieliśmy, ale szybko zrobił te które powinien. Potem stres był czy zdążymy z moimi dokumentami, bo ja gdzie indziej urodzona, gdzie indziej ochrzczona, więc pisma, latanie po parafiach. Ale przygotowaliśmy wszystko i winiety i samochód i odpowiednią ilość wódki, jedzenia, napojów i super zabawę i muzykę. Salę też sami dekorowaliśmy -tata hel załatwił, a dekorowaliśmy salę w piątek po 20-tej. Zeszło nam długo, a jeszcze wszystkiego nie zrobiliśmy, bo nie było stołów ułożonych i winietek nie mogliśmy położyć. Ale wcześniej już udekorowaliśmy wódki na prezenty i bramy, czekolady dla dzieciaków. Ogólnie dbaliśmy o szczegóły. Położyłam w łazience rajstopy, podpaski, plastry- ale nikt nie skorzystał....Ok, teraz najważniejsze. Kościół- bardzo miłego księdza mieliśmy, mówił nam o rozmowie o dialogu o kontakcie ze sobą, co bardzo mi się podobało, nie mówił, ze jestem żebrem Adama i mam rodzić dzieci i już chrzty szykować- a tacy niektórzy są. Wszystkim bardzo się podobał ksiądz i jego słowa i to w jaki sposób do nas mówił. Nie płakaliśmy, bo nie było powodu-oby dwoje tego pragnęliśmy, cieszyliśmy się, że teraz mamy własną rodzinę i wspólne zamieszkanie ze sobą. Bardzo ucieszyło mnie przybycie gości, których się nie spodziewałam, przyjechał kuzyn z Poznania, który wcześniej jechał do Olsztyna na ślub, potem wrócił na mój i po mszy pojechał znowu tam. To było niesamowite i takie przyjemne. Mojego męża zaskoczył sąsiad z mamą. Idą do ołtarza widzisz tyle uśmiechających się buzi, wiesz że to bardzo ważna chwila,bardzo szczęśliwa, dopełniająca wszystkiego-jest Bóg, rodzina, znajomi i MY. Msza i życzenia od gości skończyły się o 17. Potem zdjęcie przy samochodzie i....... uwalenie sukienki do połowy. Jaka ja byłam zrozpaczona, nie mogłam doprać tego. mieliśmy 0,5h poślizg z obiadem już prawie zimnym, moje jedyne łzy jak mama była wściekła, że tak długo i wszyscy czekają, obiad zimy a ja tu męczyłam się z ufajdaną sukienką, mokrą i przez to jeszcze brudniejszą. Ale moja kochana siostra i kuzynka po obiedzie i pierwszym tańcu, który okazał się najlepszy jakie rodziny widziały uratowały całą sytuację-uprały, agrafką założyły i nie było aż tak widać. Potem było super, zabawy, tańce. Najlepiej ze wszystkich weseli wybawiłam się na swoim. Butów nie miałam rozchodzonych, ale mam b.wąską stopę, to mi latały, więc całe wesele przetańczyłam w nich i nic im się nie stało, wytrzymałe

. Rodziny świetnie się zintegrowały, przy zabawach, rozmowach, tańcach, nie było grupek

. Młodzież też była dobrze usadzona i świetnie się bawili. Po 1 w nocy było trochę techno dla nich i nawet moja babcia tańczyła przy tym

. Prawie nic nie jadłam z przejęcia. Aha, też martwiłam się czy sukienka nie jest za skromna-bo wybrałam zwykła, gładką, prosta, bez falban, tiuli i "lodów"-czyli takiego podnoszonego materiału i upiętego co pewien czas. Ale wszystkim się podobała i mówili, ze uroczo wyglądam. Na pewno wszystkim tak się mówi, ale naprawdę czułam, że to jest ta stworzona dla mnie. O 5-tej przyjechaliśmy do mnie z jedzeniem i nie poszliśmy spać, długo gadaliśmy. O 9 pobudka i w plener o 13. Fryzura się nie popsuła, jedynie makijaż zrobiłam, bo tamten zmyłam, jeszcze nad ranem prałam pończochy-były czarne

. W Ostromecku mieliśmy super plener i nasz fotograf bardzo pomysłowy, jedyny minus, ze pełno ludzisków się plątało. Ale mieliśmy fajne pozy i żadnych takich co się odchodzi, macha chusteczką, żegna itp. Przecież to nasza wspólna droga a nie pożegnanie. Po plenerze odsypialiśmy, budząc się co jakiś czas pijąc soczki i rozmawiając o tym co było. Bardzo miło było, jak dostawaliśmy sms, z podziękowaniami. Jakie to miłe

. opis kolegi na GG: "ale było weselicho"

. Nie dość, że mieliśmy super imprezę i gości to z prezentów też byliśmy zadowoleni. Pełno kwiatów i książek. Aha, a bukiet ślubny z frezji jest cudny od piątku do dziś-wtorek i sądzę, że jeszcze z 3 dni wytrzyma. A jak pachnie! Teraz jestem w trakcie przeprowadzki do męża i jedziemy na majówkę nad morze. Tak więc pół sukcesu zalezy od przygotowań a pół od gości, od ich humorów i skory do zabawy. Jakbyśmy mogli to co roku mielibyśmy takie wesele
