Witajcie!
Po pierwsze to muszę powiedzieć,że tak właściwie to niewiem co ja mam Wam pisać,bo ta relacja zbytnio nie będzie odbiegała od innych.No ale dobrze.Zacznijmy od początku.
Wstałam o 8 rano,i ten dzień zaczęłam od śniadanka.Oczywiści muszę tu zaznaczyć,że tak jak Wy z północy,my z południa nie mieliśmy tak cudownej pogody i tak błękitnego nieba.U mnie cały dzień lało jak z cebra!Ale po pobudce i wyglądnięciu za okno wszyscy stwierdziliśmy jednogłośnie,że nic z tym zrobić się nie da, więc szkoda się tym przejmować i psuć sobie tym humor.Więc pogoda wcale nam nie zrobiła na złość!
Do fryzjera byłam umówiona na 10.Trochę to trwa,takie siedzenie na tym stołeczku,ale za to jaki efekt!Ja miałam skromnego,mocno spiętego koczka,i byłam bardzo zadowolona z efektu.No i z ceny też!Potem kosmetyczka.Dziewczyny!Pierwszy raz byłam u tej pani,nie słyszałam też żadnych opini o niej,ale makijaż wyszedł rewelacja!Poprostu cudnie!Ja byłam zachwycona!A do tego przemiła,rodzinna atmosfera.Bardzo się odstresowałam i uspokoiłam,i czułam się jak po zabiegach kojących duszę.Super!Potem szybciutko do domciu,coś sobie zjadłam i zaczęło się ubieranie.Przymierzałam suknię wiele razy,ale w ten dzień jakoś tak piękniej wyglądałam.I tu najlepsze.Poszłam jeszcze tak w połowie ubrana do ubikacji,a tu wbiega moja siostra i krzyczy że mój luby już jedzie!Matko jedyna!troszkę się pospieszyli!Wyjechali wcześniej,bo bali się że będą korki,a tu korków nie było i raz dwa byli u mnie.A ja jeszcze nie gotowa!no pięknie!Szybko do pokoju,reszta kiecuni,welon buty,perfumy,biżuteria..Izdążyłam w sam raz jak mój luby podszedł pod drzwi domu.Uffffff!
Jak Go zobaczyłam to mnie tak ścisnęło za gardełko,że omało się nie rozpłakałam

Ale wzięłam głeboki oddech,przywitałam Go pięknie,wpięłam przypinkę i nawet rączki mi się nie trzęsły!A potem błogosławieństwo.I tu myślałam że zacznę beczeć jak bóbr,ale widok mojej Mamy jakoś tak mnie uspokoił.Ale widziałam,że Ona ocierała łezki spod okularków.Potem prosto do kościółka.My braliśmy ślub w Klasztorze OO.Benedyktynów w Tyńcu,pod Krakowem.Było cudownie!Co prawda do Kościółka weszliśmy sobie trochę za wcześnie,i nie zgraliśmy się z organistą ale to mały szczęgół.Mszę prowadził Ojciec Jan Paweł,i zrobił to po mistrzowsku!Cały czas się do nas uśmiechał,zwracał się do nas po imieniu,i miało się wrażenie jakby nas znał od dawna.Wszyscy goście myśleli,że to jakiś nasz znajomy,bo tak to wyglądało.No i wkońcu przysięga.Podobno mówiłam bardzo głośno,nawet nie było żadnych pomyłek.Poprostu poszło jak po masełku.Ale ja musiałam się na chwilę zatrzymać i wziąc głęboki oddech, bo omało się nie rozpłakałam wypowiadając słowa przysięgi,bo Piotr tak na mnie patrzył tymi swoimi niebieskimi oczkami.No a przed Kościółkiem moja siostra i dziewczyna mojego brata obsypały nas grosikami i cukiereczkami.Ach jakie to było słodkie.Potem już tylko to co najprzyjemniejsze.ZABAWA!!!Baliśmy się strasznie pierwszego tańca,ale nie było tak źle!
Zabawa naprawdę udana.Rodzina dopisała,przyjaciele tak samo.Wszyscy byli bardzo zadowoleni i mówili że dawno tak dobrze się nie bawili.My z Piotrem też jesteśmy zadowoleni i to bardzo,bardzo!!!Szkoda,że już po,ale ważne jest,że dane nam było przeżyć ten dzień.17 września 2005 to najpiękniejsza data w moim życiu!!!
Ufffffffffffff!Ale się napisałam.Zdjęcia będą trochę poźniej,bo czeka nas jeszcze plener.Przenieśliśmy go na przyszły weekend,ze względu na ten deszcz.A bardzo chcemy takie zdjęcia w plenerku,więc jeszcze raz wbijemy się w nasze piękne stroje.Poinformuję Was jak już wkleję.
Jeszcze raz dziękujemy Wam za życzenia.Bardzo miło z waszej strony.Jesteście cudowne!
