Rozpocznę swoją relację od dnia poprzedzającego Nasz Wielki, tak długo wyczekiwany dzień...
Przygotowania dobiegały końca, poprzedniej nocy byłam silnie przeziębiona, zesteroswana, zdenerwowana.. Gorączka, katar, zachrypnięty głos i starszne osłabienie organizmu. Leżałam w łóżku i płakałam. Dlaczego w tak cudowny dzień mam być chora, jak będę się bawiła, jak - pół przytomna złożę przysięgę. Przeziębienie poprzedziło straszne porażenie nerwu twarzowego, osłabiające organizm, malo estetyczne.. Na szczęście minęło.
Lekarze nie dawali szans na tak szybkie wyzdrowienie, było zagrożenie dalszego porażenia, oraz guza w mózgu. Dzięki Bogu i jego opatrzności okazało się, że wszystko jest w porządku, a samo porażenie twarzy zniknęło w przeciągu 3 tygodni. Wariacje zdrowotne niestety nie miały końca. Pojawiły się też problemy z regulacją okresu.
Dawałam z siebie wszystko aby wyzdrowieć. Na noc aspiryna, wygrzewanie, całe tony leków, świeżych owoców.
W piątek czekała mnie depilacja, solarium, manicure.. Do domu zaczęli przybywać pierwsi goście. Odwiedziny poprawiły mi humor i postawiły na nogi. Byłam zaskoczona wizytą kolegi ze studiów. Był zaproszony na wesele ale niestety przybyć nie mógł. W piątek wychodził ze szpitala po ciężkiej operacji, przyjechał z kwiatami. Było mi baaardzo miło. Po jego wizycie wyjechałam do kosmetyczki, na manicure. Z końcowego efektu byłam bardzo zadowolona. Powoli zaczęło docierać do mnie, że jutro będę Panną Młodą
Wieczorem posiedziałam z rodzicami, babcią i ciocią. Była wesoła, rodzinna i spokojna atmosfera. Dmuchaliśmy balony i przygotowywaliśmy dekorację na sobotę.
Położyłam się spać ok. 22:00, ponownie wzięłam aspirynę i liczyłam na wyzdrowienie.
11.10.2008 Sobota
Obudziłam się o 5:30 i już nie mogłam spać. Było jeszcze ciemno. Wstałam, pokręciłam się po domu. Gorączka minęła, katar minął Została niewiele chrypka. Ubrałam się w jeansy, białą rozpinaną bluzkę. Zjadłam bardzo skromne śniadano. Stres dał się we znaki. Nie mogłam jeść. Bałam się, że później będzie mi słabo. Na siłę wcisnęłam jedną kromkę z żółtym serem.
Tata zawiózł mnie do fryzjera, wcześniej zaliczyliśmy bankomat i odebraliśmy koszyczek od babci. Będzie potrzebny na weselu. Na 9:00 byłam umówiona do fryzjera. Na 9:30 miał zjawić się fotograf. Bałam się trochę, że nie przyjedzie, wcześniej nie mialiśmy osobistego kontaktu. Znalałam jego ofertę w Internecie, spodobały mi się zdjęcia, podpisaliśmy umowę.. Fryzjerka zaczęła czesanie, tu byłam spokojna, bo próbna fryzurka była robiona wcześniej.
Zjawił się fotograf. Byłam mile zaskoczona, wszedł przedstawił się, robił zdjęcia 3 aparatami. Okazał się niezwykle sympatycznym facetem, rewelacyjny kontakt
Fryzjerka zakończyła swoje starania ok. 11:00 i wtedy zasiadłam na fotel do makijażystki. Wyczarowała na mojej twarzy śliczny makijaż. Taki, że nie poznałam siebie w lustrze.
Oto efekty działań makijażystki i fryzjerki
Fotograf był ze mną do samego końca, odwiózł mnie do domu i miał przyjechać za godzinę, gdy zacznę się ubierać. Stres minął, dom był już udekorowany. Nikogo nie było. Spokojnie posiedziałam przy komputerze. Gdy rodzice wrócili od fryzjera zjadłam troszkę zupy pomidorówki - małą łyżeczką
. Przyjechał fotograf i zaczęło się ubieranie....
Chwilka oddechu
Czułam się świetnie, byłam w pełni świadoma tego co się dzieje. Stres minął, choroba minęła, byłam szczęśliwa, rozpromieniona.. Ubrałam się, a właściwie to mnie ubrano
w 10 minut. Porobiliśmy kilka zdjęć, pokręciłam się po domu i przyjechał Pan Młody ze ślicznym bukietem z czerwonych goździków i wrzosu
Tu już razem
Odbyło się wzruszające błogosławieństwo, zeszliśmy na dół, tam czekała już reszta rodziny. Była cudowna pogoda, czyste błębitne niebo, słoneczko i 22 stopnie
Porobiliśmy kilka zdjęć w ogrodzie,
Tutaj z kochanymi Rodzicami
Wyruszyliśmy do Kościoła
Oczekiwanie przed...
Cudownie było widzieć ile osób przyjechało na nasz Ślub, witaliśmy gości, cieszyliśmy się tym pięknym dniem, słońce nas ogrzewało, w tle dzwony wygrywały marsza weselnego (u nas w kościele jest taki zwyczaj przed każdą mszą ślubną)..
c.d.n.