Tak mi się teraz przypomniało... tylko jedna rzecz nie udała się podczas ślubu... ksiądz, nie powiedział "możesz pocałować Pannę młodą"... ehh... złośliwa z niego bestia... ponoć to takie amerykańskie.... amerykańskie czy nie... to żałuję że kopertę dostał przed mszą
bo za to chyba by jej nie dostał....
No ale wróćmy do prawidłowego biegu opowieści
Mąż mnie wniósł potrzymał chwilę na rękach... bo... hehe... nie wiedział co ma ze mną zrobić
ehh ten stres
W końcu postawił mnie i nagle wyrośli przed nami ni stąd ni z owąd rodzice z chlebem solą i kieliszkami... o nie.. co ja miałam powiedzieć.... jak to szło.... tego nie ćwiczyliśmy...
No cóż mama szeptem mówiła co mam mówić ... dzięki bogu trafiłam na wodę, kieliszki się potłukły i zasiadliśmy do cieplej zupki. Polecam Przystań jachtową Marina w drodze do dąbia... restauracja z klasą, obok hotel i nieziemskie jedzenie... obsługa... uwijała się nieziemsko...
I nagle... przypomniało mi się, że pod domem na drugim końcu szczecina w bagażniku mojego auta zostały prezenty z podziękowaniami dla rodziców...
Kelnerki podały Szampana... kilka toastów... było mi tak zimno, że mimo, że miałam tylko pół kieliszka to nieźle narozlewałam, bo nie mogłam zapanować nad drżącymi z zimną rękami...
No i wten sposób mój już mąż urwał się na ponad pół godziny z wesela... i pojechał z moim kuzynem po prezenty....
Szyki uśmiech do dj'a, mąż zwiał, wróci na godzinę proszę nas nie wywoływać .... Jak wróci... odpocznie... to będziemy tańczyć....
Nikt nie zauwazył że go nie ma... było jeszcze małe zamieszanie z "rozpłaszczaniem się gości" na wieszaki, zajmowanie miejsc, zamawianie ciepłych napoi, bieganie do pokoi bo ktoś czegoś zapomniał, a to szminki a to krawatu, więc nim się obróciłam małżonek siedział koło mnie i zajadał zupkę gulaszową z prezentami dla rodziców u boku....