Cieszę się że się podobają wam zdjątka, ale żeby nie było tylko tak słodko opowiem o wpadkach które jak wiadomo, jak długo by się uroczystości nie planowało zawsze się zdarzą. Grunt to się nimi w tym dniu nie przejmować.
Zaplanowałam sobie że nie będę miała welonu tylko wepnę we włosy kwiatek, a dokładnie hipeastrum i tu zaczęły się schody, panie w kwiaciarni na dwa dni przed ślubem dostały kwiatek od hurtownika ale był tak zmasakrowany ze nie nadawał się do niczego. Na dzień przed ślubem musiałam biegać po sklepach i szukać welonu.
Do tego ta pogoda w sobotę rano wiało tak mocno ze wychodząc od manikiurzystki do fryzjera łapiąc odlatującą torbę z welonem rozmazałam sobie zrobiony wcześniej frencz. Do tego moja fryzura nie spodobała mi się, wyszło nie tak jak chciałam, i jeszcze po przyjściu do domu zobaczyłam kwiatki, okazało się że te do butonierki były klapniete.
Jak już mieliśmy wyjeżdżać na plener mój narzeczony utknął w korku, nie wiadomo skąd i z jakiej okazji natknął się na procesje która na dłuższą chwilę zablokowała ruch.
No i nasz fotograf tak się przejął pracą że o mało nie połamał sobie nogi na plaży, nas szczęście skończyło się na poobijanym kolanie.
Do tego jedna ciocia w dniu ślubu zreflektowała się jednak że będzie nocować w hotelu i wpadła z pretensjami gdzie jest dla niej pokój. Nie wspomnę już ze zamiast obiecanego apartamentu który nagle musiał zostać oddany vipowi dostaliśmy zwykła dwójkę na nasza noc poślubna i to do tego przez z ścianę z moimi rodzicami
Ale nie zraziło to nas najgorsze przed nami bo nikt nie wiedział ze zablokują główna ulice Gdyni, dzień wcześniej niż zapowiadali i musieliśmy nadrabiać drogi, na 3 minuty przed 20 jak byliśmy już prawie przed kolegiatą zatrzymał się przed nami autokar który zatamował nam drogę wysadzając cała gromadę niemieckich turystów (emerytów)
Na szczęście ksiądz się spóźnił 15 minut.
Na całe szczęście uroczystość weselna przebiegała bez żadnych zakłóceń, no może oprócz tego ze maż w tańcu nadepnął mi na tren i go urwał
Było naprawdę super
